Wypadek Romaina Grosjeana w GP Bahrajnu był jednym z najgorszych w ostatnich latach w Formule 1. Bolid Haasa przy prędkości ponad 200 km/h wbił się w bariery ochronne, rozpadł na dwie części i stanął w płomieniach. Francuz spędził kilkadziesiąt sekund w płonącej maszynie. Miał mnóstwo szczęścia, bo z fatalnego wypadku wyszedł z ledwie oparzonymi dłońmi.
Od wydarzeń z toru Sakhir minęły niemal trzy miesiące. Dopiero po takim czasie Grosjean w rozmowie z telewizją SRF postanowił otwarcie powiedzieć o tym, co przeżywał w kokpicie płonącego samochodu.
- Dźwięk ognia dotarł do mojej świadomości po dwóch tygodniach od wypadku. Dopiero teraz powrócił do mnie zapach palącego się karbonu. W tamtej konkretnej chwili nie czułem tego, mój mózg to zablokował - powiedział 34-latek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Połamał hokejowy kij na głowie rywala
Jak stwierdził były kierowca Haasa, to właśnie automatyczne reakcje mózgu sprawiły, że nadal żyje i ma się dobrze. - W pewnym momencie pomyślałem: dobra, płonę, widzę ogień wokół. O dziwo w kokpicie nie było mi gorąco, mój mózg to odciął. Tak samo jak sam pożar. Początkowo byłem przekonany, że w kokpicie nie ma ognia, a ujęcia telewizyjne pokazują, że maszyna płonęła od samego początku - wyjaśnił kierowca.
- Myślałem, że umrę. Byłem na to gotowy. Zrelaksowałem się, uspokoiłem. Zastanawiałem się, która część ciała spali się jako pierwsza. Jednak potem pomyślałem o trójce moich dzieci i powiedziałem sobie: nie, one nie powinny żyć bez ojca - dodał Grosjean.
Gdy tylko Francuz zrozumiał jak poważna jest sytuacja, zaczął działać niczym maszyna. - Mój mózg zaczął szaleć, próbując znaleźć rozwiązanie. Aż nagle się zresetowałem. Udało mi się uwolnić stopę, która utknęła pod pedałami. Po chwili wiedziałem, że moje ręce płoną. To jednak nie miało znaczenia - stwierdził.
Walkę Grosjeana z płonącym bolidem na żywo w telewizji oglądała jego rodzina - żona Marion, dzieci i ojciec francuskiego kierowcy. - To był dla nich szczególnie trudny moment. Z perspektywy czasu myślę, że najtrudniejszy. Moja żona siedziała przed telewizorem i myślała: jak mam odpowiedzieć dzieciom na pytanie, czy ich tata zaraz umrze? - skomentował 34-latek.
Obecnie Grosjean walczy o powrót do pełnej sprawności. Przestał przyjmować leki przeciwbólowe, a rany na jego dłoniach ciągle się goją. - Poruszam palcami po 3000 razy dziennie, aby odzyskać w nich czucie jak sprzed wypadku - zdradził.
GP Bahrajnu zakończyło karierę Grosjeana w F1, ale Francuz definitywnie nie zjeżdża z toru. W najbliższym sezonie zobaczymy go w amerykańskim IndyCar, choć rodzina prosiła go o zakończenie kariery. Jak jednak tłumaczy sam zainteresowany, ściganie jest dla niego zbyt wielką pasją, by z niej rezygnować.
Czytaj także:
Brutalne realia wyścigów znów dają o sobie znać
Do Kubicy dołączają kolejni. Ambitne plany legły w gruzach