Sezon 2018 w Formule 1 odbywał się pod dyktando Lewisa Hamiltona. Brytyjczyk wygrał aż 11 z 21 wyścigów. Tymczasem Valtteri Bottas, mimo dysponowania identycznym bolidem, ani razu nie stanął na najwyższym stopniu podium. Fin miał przy tym sporo pecha, bo na początku kampanii kilkukrotnie wydarzenia w wyścigach nie potoczyły się po jego myśli.
Bottas miał też szansę na zwycięstwo w GP Rosji na koniec sezonu 2018, ale wówczas Mercedes zastosował "team orders". Zespół uznał, że skoro Fin nie ma szans na tytuł mistrzowski, to powinien oddać prowadzenie w wyścigu koledze z ekipy. Tak też się stało.
Kierowca Mercedesa w najnowszym sezonie serialu "Drive to survive" zdradził, że tamte doświadczenia mocno go dotknęły. - GP Rosji było trudne do zaakceptowania. Byłem wściekły. Myślałem sobie "po co ja to robię?". Brałem pod uwagę odejście z F1, rzucenie tego wszystkiego - stwierdził.
ZOBACZ WIDEO: Marcin Gortat nie próżnuje po zakończeniu kariery. "Jesteśmy w trakcie pisania scenariusza do filmu"
Bottas podkreślił, że w tamtym momencie uznał, że nigdy więcej nie wykona na torze polecenia zespołowego. - Powiedziałem sobie wprost. Nigdy więcej - dodał.
Fin zwrócił uwagę na to, że dzielenie garażu z Hamiltonem jest pod pewnym względem trudnym doświadczeniem. - Jeśli twój kolega z drużyny wygrywa, a ty jesteś drugi, to czujesz się jak przegrany. Bywałem drugi nieraz, ale chciałem udowodnić, że nie jestem numerem dwa w zespole - powiedział 31-latek.
Mercedes wielokrotnie zapewniał, że Hamilton i Bottas traktowani są jednakowo. Wiele wydarzeń na przestrzeni ostatnich latach temu jednak przeczy. Sam kierowca w "Drive to survive" też nie ukrywał tego, że podobnie mogą myśleć pracownicy zespołu z Brackley.
- W ekipie, choć wiele osób tego nie przyzna, może nieświadomie istnieć podział na kierowcę numer jeden i dwa. Czasem pracownicy Mercedesa musieli sobie wręcz zadawać pytania "czy traktujemy sprawiedliwie Lewisa i Valtteriego?" - skomentował Bottas.
Czytaj także:
Dla Williamsa zrezygnował z emerytury
Mercedes nadal bez odpowiedzi