F1. Tryb awaryjny u Valtteriego Bottasa. Fin znów miał problemy w wyścigu
Valtteri Bottas nie podjął walki z Lewisem Hamiltonem i Maxem Verstappenem w GP Portugalii. Chociaż Fin startował z pole position, dojechał do mety wyścigu F1 jako trzeci. Przyczyniły się do tego problemy w bolidzie Mercedesa.
Gdy przewaga Verstappena nad Bottasem zmalała do mniej niż dwóch sekund, kierowca Mercedesa nagle zwolnił. Na przestrzeni dwóch kolejnych okrążeń Holender odjechał rywalowi na dystans ponad pięciu sekund. - To jakiś żart? Co jest? - denerwował się przez radio Bottas.
Jak się okazało, w bolidzie Mercedesa zareagował jeden z czujników, który zaczął wykrywać zbyt wysoką temperaturę i wprowadził jednostkę napędową w tryb bezpieczeństwa. To doprowadziło do spadku mocy w pojeździe Bottasa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ten to ma fantazję! Fury tańczył topless i grał na gitarze powietrznej- To było niefortunne zdarzenie, bo Valtteri dogonił Maxa. Zaczęło ich dzielić 1,5-1,6 s., ale Fin miał więcej zapasu w końcówce wyścigu. Jednak czujnik w jego bolidzie ześwirował i zaczął zgłaszać, że temperatura spalin jest zbyt wysoka. Nie byliśmy w stanie tego zmienić. Silnik przeszedł w tryb awaryjny i to kosztowało go sporo czasu - wyjaśnił motorsport.com Toto Wolff, szef Mercedesa.
Mimo problemów Fina, Austriak był zadowolony z wyniku, jaki Mercedes uzyskał w GP Portugalii i uznał, że Bottas pojechał "bardzo solidny wyścig".
- Gdy jesteś z przodu i tworzysz tunel powietrzny innym bolidom, które dodatkowo mogą korzystać z DRS, to jesteś w trudnej sytuacji. Lewis był w stanie odjechał Valtteriemu i uciekł mu z pola widzenia, ale za to był w stanie trzymać się Maxa. Przegraliśmy z Verstappenem głównie z powodu silnika, który przeszedł w tryb awaryjny - dodał Wolff.
Pocieszeniem dla Bottasa może być dodatkowy punkt, jaki otrzymał on za wykręcenie najlepszego czasu jednego okrążenia w GP Portugalii. To efekt tego, że kierowca z Finlandii zjechał na dodatkowy pit-stop w samej końcówce wyścigu i założył nowy komplet opon.
Czytaj także:
Zastępca Roberta Kubicy dostanie kolejne szanse
Vettela nie obchodzi opinia innych