Przy okazji GP Hiszpanii pojawiły się zarzuty pod adresem Red Bull Racing. W jednym z wywiadów Lewis Hamilton stwierdził, że "czerwone byki" korzystają z giętkich tylnych skrzydeł, które pozwalają maszynie na prostych osiągnąć większą prędkość maksymalną (szczegóły TUTAJ). Takie rozwiązanie byłoby jednak sprzeczne z regulaminem Formuły 1.
FIA zareagowała i zapowiedziała, że począwszy od GP Francji, do którego dojdzie pod koniec czerwca, bolidy będą przechodzić dodatkowe testy elastyczności tylnych skrzydeł (szczegóły TUTAJ). Jeśli Red Bull faktycznie oszukuje, to zespół z Milton Keynes otrzymał kilka tygodni na zmiany w modelu RB16B.
W fabryce Red Bulla panuje jednak spokój. - Toto Wolff kazał Lewisowi Hamiltonowi wypowiedzieć te słowa. My jesteśmy spokojni. Przeszliśmy wszystkie dotychczasowe testy i tak samo będzie w przypadku kolejnych - zapewnił w rozmowie z "F1 Insider" Helmut Marko, doradca Red Bulla ds. motorsportu.
Oskarżenia ze strony Hamiltona to kolejny element walki o tytuł mistrzowski w sezonie 2021. Red Bull znacząco podkręcił tempo w tym roku, przez co Max Verstappen stanowi poważne zagrożenie dla Lewisa Hamiltona. - To tylko pokazuje, jak poważnie nas traktują w Mercedesie - dodał Marko.
Nowe informacje ws. wojenki Mercedesa z Red Bullem przekazał też dziennikarz Ralf Bach, który gości na wyścigach F1 jako korespondent niemieckiej stacji Sport1.
- Ku rozczarowaniu Mercedesa, ostatnie zapowiedzi FIA nie są wycelowane w Red Bulla i Verstappena, a bardziej w Alpine. Francuski zespół uważany jest obecnie za mistrza w wykorzystaniu elastycznych i giętkich części - poinformował Bach.
Czytaj także:
Robert Kubica żartuje po testach Pirelli
GP Azerbejdżanu nie uratuje kalendarza F1
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: LeBron James z Legii Warszawa