Wyciek zdjęć zakończył jego karierę. Max Mosley odszedł z dala od sław F1

- Dorosłych nie interesuje to, co robią inni ludzie w łóżku - mówił Max Mosley, po tym jak tabloid "News of the World" opublikował jego kontrowersyjne zdjęcia. Na nich prezydent FIA uprawiał seks w nazistowskim mundurze.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Max Mosley Getty Images / Eric Alonso/MB Media / Na zdjęciu: Max Mosley
Przez lata Max Mosley zarządzał FIA i przyczynił się do poprawy bezpieczeństwa w Formule 1 oraz na drogach publicznych. To on wypromował testy zderzeniowe EuroNCAP, poprawił infrastrukturę torów wyścigowych, stał na czele działań zmierzających do zmniejszenia liczby wypadków śmiertelnych w F1.

Mosley miał wsparcie Berniego Ecclestone'a, z którym stworzył wyśmienity duet, pchający F1 w kierunku rozwoju. Jednak z FIA odszedł w niesławie po skandalu obyczajowym, jaki wywołała publikacja tabloidu "News of the World" w roku 2008. Na zaprezentowanych zdjęciach Brytyjczyk uprawiał seks z pięcioma prostytutkami. Miał na sobie nazistowski mundur, co wywołało oburzenie sporej części padoku F1.

Rządzący przez lata FIA Brytyjczyk nie ugiął się pod presją i nie podał się do dymisji, ale też nie zgłosił swojej kandydatury w kolejnych wyborach w roku 2009. Odszedł ze światowej federacji w niesławie i w ostatnich latach swojego życia został zapomniany przez padok F1.

ZOBACZ WIDEO: #dziejsiewsporcie: wypadek za wypadkiem. Tak wyglądał wyścig w Genk

Mosley przeszedł do kontrataku

Max Mosley ukończył studia prawnicze, stąd też pojawił się w padoku F1. Po dość krótkiej i nieudanej karierze wyścigowej, zaczął bowiem pomagać kierowcom i szefom zespołów jako radca prawny. Dlatego, gdy wybuchł skandal związany z publikacją tabloidu, wiedział jakie kroki podejmować. Przeszedł do ataku i pozwał redakcję gazety o naruszenie prywatności.

Zyskał też poparcie FIA, bo członkowie federacji uznali, że to co robi ich szef w domowym zaciszu, nie ma wpływu na jego pracę. - Żadna dorosła osoba nie przejmuje się tym, co inni ludzie robią w łóżku. To nie jest temat do dyskusji. 50 lat temu, gdy ktoś był gejem, to był wielki dramat. Było to nielegalne i można było za to pójść nawet do więzienia. Teraz tego nie ma, ludzi to nawet nie obchodzi - tłumaczył się Mosley w rozmowie z motorsport.com.

Brytyjczyk nie zgadzał się z opiniami, jakoby po wybuchu skandalu nie mógł reprezentować FIA. - Kilka dni później spotkałem się z księciem Jordanii. Rozmawialiśmy, zostaliśmy sfotografowani. Nie miał z tym najmniejszego problemu - mówił.

Mosley twierdził, że "uprawianie seksu w pozycji misjonarskiej przy zgaszonych światłach" nie powinno być szokiem dla innych, bo robi to zdecydowana część padoku F1. - Dlatego byłem oburzony nawoływaniem do rezygnacji. Instynktownie zacząłem kontratakować - stwierdził Brytyjczyk.

Bernie Ecclestone, jego wierny przyjaciel, odradzał mu wtedy pomysł wystąpienia o wotum zaufania. Ówczesny szef F1 był przekonany, że Mosley to głosowanie przegra. - Powiedziałem mu wtedy, że taka jest demokracja. Jeśli zagłosują przeciwko mnie, to zaakceptuję ten fakt. FIA należy do federacji, nie do mnie - komentował Brytyjczyk.

Spisek przeciwko Mosleyowi

Mosley od początku twierdził, że cała afera związana z publikacją zdjęć z jego orgii była ustawiona. Miesiąc wcześniej Bernie Ecclestone ostrzegał prezydenta FIA, że ktoś szuka na niego haków. Wcześniej Brytyjczyk spotykał się z Lordem Stevensem - byłym komisarzem policji w Londynie, ówczesnym doradcą premiera ds. bezpieczeństwa. Stevens nadzorował m.in. śledztwa dotyczące terrorystów w Irlandii Północnej czy śmierci księżnej Diany.

- Zjadłem z nim lunch, aby omówić kwestie bezpieczeństwa w FIA, nie tylko te dotyczące wyścigów. Podczas posiłku ostrzegł mnie, że ktoś szuka czegoś na mnie. Podjąłem pewne środki ostrożności, aby upewnić się, że nikt mnie nie śledzi, itd. - powiedział Mosley.

- To, co robiłem, opierało się na założeniu, że kobiety, z którymi znalazłem się w łóżku, były godne zaufania. I tak było! Cztery z nich przyszły i złożyły później zeznania w sądzie, co było bardzo odważne z ich strony. Przecież nie miały powodu, żeby to robić! Piąta osoba okazała się jednak bliskim przyjacielem kogoś, kto nakręcił film z naszych poczynań. Jej mąż pracował w przeszłości dla angielskich tajnych służb - bronił się wieloletni prezydent FIA.

W następstwie skandalu z udziałem Mosleya aż cztery zespoły podpisały się pod oświadczeniem, w którym domagały się jego odejścia. Zrobiły to Honda, BMW, Mercedes i Toyota. "Treść publikacji jest haniebna. Jako firmy zdecydowanie się od niej dystansujemy" - można było przeczytać w komunikacie, w którym firmy z Niemiec i Japonii domagały się reakcji FIA.

Wtedy Mosley też przystąpił do kontrataku. - Znając historię BMW i Mercedesa, szczególnie przed i podczas II wojny światowej, w pełni rozumiem, dlaczego dystansują się od tego, co słusznie określają jako "haniebne" - mówił "Guardianowi", nawiązując do zaangażowania tych marek w działania wojenne za czasów Adolfa Hitlera.

Po latach Brytyjczyk wrócił do sprawy. - Byłem wściekły. Nie zatelefonowali do mnie, nie zapytali o szczegóły sprawy. Dlatego powiedziałem coś niemiłego o Mercedesie czy BMW. Jednak ludzie tak robią pod wpływem nerwów. To było głupie z mojej strony - odparł w rozmowie z motorsport.com.

Mosley przez kilka kolejnych lat podkreślał, że ma przypuszczenia, kto mógł wywołać skandal z jego udziałem. Jednak publicznie nie ujawnił nazwiska tej osoby. - Nie mam pewności, kto to był i nie będę nikogo winić, dopóki jej nie zyskam - twierdził.

Życie z dala od F1

Max Mosley zmarł w poniedziałek w wieku 81 lat. Z dala od świata F1. Jednak już rezygnując z ubiegania się o kolejną prezydenturę w FIA w roku 2009, zapowiadał taki ciąg dalszy wydarzeń. - Chcę wieść spokojne życie. Zgodnie ze statutem, nadal mogę być członkiem komisji FIA. Jednak chcę chodzić spokojnie na festiwale muzyczne, mieć czas na przeczytanie wielu książek, których wcześniej nie zdążyłem. Przypuszczam, że na tym polega bycie na emeryturze - powiedział.

- Wyścigi F1? Nadal jestem ich entuzjastą, ale zbyt częste podróżowanie na Grand Prix jest błędem. Nie mam na to czasu. Wybranie się na jedną rundę oznacza poświęcenie ponad połowy tygodnia - dodawał.

Max Mosley urodził się 13 kwietnia 1940 roku. Jego ojciec Oswald był liderem brytyjskich faszystów w latach 30. i 40. XX wieku, dlatego też temat nazistów wywoływał w rodzinie Brytyjczyka spore emocje. Jeszcze jako dziecko Max musiał odwiedzać bliskich w więzieniu, po tym jak zostali oni skazani bez procesu na okres trwania wojny. Wszystko przez to, że rodzina Mosleyów jeszcze przed wojną utrzymywała kontakty z Hitlerem.

Po zakończeniu II wojny światowej Mosley był wychowywany przez nianie. Dorastał w pobliżu Dublina, a pierwszą jego pasją były konie. To one miały w nim wzbudzić zapał do prędkości, który później ewoluował w kierunku miłości do koni mechanicznych. Później przyszło mu żyć z rodziną na wygnaniu we Francji. Do Wielkiej Brytanii wrócił w latach 50. Pomagał też ojcu, który wrócił do polityki, ale przegrał z kretesem wybory w roku 1959.

Po ukończeniu studiów prawniczych w Oxfordzie (1961) zaczął robić karierę prawniczą. W tym okresie wraz z przyjaciółmi pojawił się na GP Francji, co odmieniło jego życie. Zaczął karierę jako kierowca, starty finansując z pracy w roli prawnika. Aż po kilku latach ponownie zajął się rolą radcy prawnego - pomagał kierowcom, ekipom. To wszystko wyniosło go na szczyt motorsportu. Rządził FIA w latach 1993-2009.

Czytaj także:
Ferrari przyznało się do wpadki
Alonso wbija szpilkę Sainzowi

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×