Fernando Alonso po powrocie do Formuły 1 nie prezentuje się najlepiej. Dwukrotny mistrz świata F1 zdobył do tej pory tylko 5 punktów i na dodatek przegrywa wewnętrzną walkę w Alpine z Estebanem Oconem. Równocześnie Alonso musi się obawiać utraty statusu kierowcy numer jeden w Hiszpanii, bo fanów zyskuje Carlos Sainz.
Sainz niedzielne GP Monako ukończył na drugim miejscu i zdobył tym samym pierwsze podium w barwach Ferrari. Kierowca z Madrytu nie ukrywał swojej radości, przez co nadział się na kontrę ze strony starszego rodaka.
- Pamiętam, że pięć czy sześć lat temu stawałem na podium po 9 czy 10 razy w trakcie sezonu. Gdy byłem drugi, to na konferencji prasowej była stypa i ciężki nastrój. Pytano mnie "kiedy w końcu wygram?" - przypomniał Alonso, którego cytuje gpfans.com.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gwiazda tenisa na korcie w zaawansowanej ciąży! "Sprawdziłam, czy wciąż to mam"
- Teraz, gdy mam na swoim koncie 97 miejsc na podium F1, jeszcze mocniej widzę, że pięć czy sześć ostatnich lat mojej kariery i stawania na "pudłach" nie było docenianych - dodał kierowca z Oviedo.
Alonso nieco myli się w rachubach, gdyż pięć temu startował już w McLarenie, gdzie w związku z fatalną formą brytyjskiej ekipy, nawet nie miał szans na walkę o podia F1. Wcześniej Hiszpan startował w Ferrari - w okresie od roku 2010 do 2014. Mimo kilku prób, nie udało mu się jednak zdobyć tytułu mistrzowskiego, bo Alonso natknął się na okres dominacji Red Bull Racing w F1.
O ile ówczesne Ferrari posiadało bolid pozwalający walczyć o tytuł, o tyle obecnie Włosi mają spore problemy ze stawaniem na podium. Dlatego też niedzielna druga pozycja Sainza była tak radośnie odbierana w garażu ekipy z Maranello.
- Jestem bardzo szczęśliwy z powodu Carlosa. Rozmawiałem z nim na starcie, przy okazji odgrywania hymnu państwowego. Już wtedy był na podium, bo po problemach Leclerca ruszał do wyścigu z trzeciego miejsca. Awaria Bottasa sprawiła, że ten jego wynik wygląda jeszcze lepiej - stwierdził Alonso.
- Miejmy nadzieję, że pewnego dnia wygra wyścig. Jednak na normalnym torze Mercedes i Red Bull nadal mają przewagę. W Monako Carlos miał okazję i ją wykorzystał, ale bardzo dobrze dla niego - podsumował były mistrz świata F1.
Czytaj także:
Katastrofalny pit-stop Mercedesa w Monako
Trwa koszmar Charlesa Leclerca w Monako