Lewis Hamilton jest kierowcą Formuły 1, który najgłośniej sprzeciwia się rasizmowi. To właśnie siedmiokrotny mistrz świata F1 doprowadził do tego, że przed każdym wyścigiem odbywa się krótka ceremonia, w trakcie której królowa motorsportu może zwrócić uwagę na konieczność walki z nietolerancją.
Reprezentant Mercedesa stara się też promować ruch Black Lives Matter i wykorzystuje swoje media społecznościowe, by zwracać uwagę na prześladowania czarnoskórych w innych państwach. 36-latek m.in. regularnie zamieszcza odnośniki do artykułów o pobiciach Afroamerykanów.
W rozmowie z "Guardianem" kierowca otworzył się na temat swojego dzieciństwa. Hamilton dorastał w dzielnicy zdominowanej przez białych ludzi i był regularnie wyszydzany przez rówieśników z powodu koloru skóry. Podobnie było w świecie kartingu. Kluczową rolę odegrał wtedy jego ojciec Anthony, który nauczył go, by nie przejmował się takimi atakami.
ZOBACZ WIDEO: Odpadli z półfinału Euro 2020, ale zostali docenieni. "Są zwycięzcami turnieju"
- Zawsze mogłem wykorzystać ich energię przeciwko nim, przechytrzając ich i pokonując na torze. Dla mnie to miało więcej mocy, niż ich słowa i wyzwiska - powiedział Hamilton brytyjskiemu dziennikowi.
Po latach Hamilton ma żal, że gdy nadal był wyśmiewany z powodu koloru skóry, nic z tym nie robiono. - Byłem w Newcastle, a ludzie krzyczeli do mnie, że powinienem wracać do swojego kraju. Albo w roku 2008 przy okazji GP Hiszpanii malowali sobie twarze na czarno i zakładali peruki. Wyśmiewali się z mojej rodziny, a mój sport nic nie zrobił - dodał.
36-latek zwrócił uwagę, że wraz z doświadczeniem życiowym zebrał w sobie moc, by wypowiadać się za innych i walczyć w ich imieniu. - Może kiedyś nie poruszyłem tego tematu w odpowiedni sposób, albo nie wiedziałem o nim wystarczająco dużo. Dlatego wtedy nic nie mówiłem, zapominałem o tym i chciałem przemawiać na torze - stwierdził.
Hamilton, który pozostanie w F1 co najmniej do końca 2023 roku, nie zamierza schodzić z obranej drogi i zapowiedział, że nadal będzie walczyć z rasizmem. - Gdy pojawił się ruch BLM, emocje wzięły górę i nie mogłem tego powstrzymać. Płakałem i wszystko to, co tłumiłem przez lata, wyszło na wierzch - zdradził.
- Potem pomyślałem sobie "nie mogę już milczeć". Są ludzie, którzy doświadczają tego samego, co ja przed laty. Część z nich jest traktowana jeszcze gorzej. Oni mnie potrzebują - podsumował Hamilton.
Czytaj także:
Formule 1 grozi klapa! "Nie ma dużych nadziei"
Zapowiadają się powroty do F1! Mowa o dwóch kierowcach