W GP Wielkiej Brytanii doszło nie tylko do kontrowersyjnego zderzenia Lewisa Hamiltona z Maxem Verstappenem, ale również próby wpływu na decyzję sędziów. Toto Wolff postanowił bowiem udać się do pokoju sędziowskiego, aby przekonać stewardów do tego, że kierowca Mercedesa nie zasłużył na karę.
W odpowiedzi na ruch Wolffa, również Christian Horner wybrał się do stewardów. Szef Red Bull Racing chciał w ten sposób zadbać o to, by odpowiednio reprezentowane były interesy "czerwonych byków" w całej sytuacji. Brytyjczyk skrytykował przy tym Wolffa za to, że próbował wywierać presję na sędziach.
Szef Mercedesa nie rozumie jednak krytyki, jaka na niego spadła. - Po wypadku powiedziano mi, że Horner miał przez radio dość burzliwą dyskusję z dyrektorem wyścigu. Sam też się z nim skontaktowałem i to on polecił mi, abym udał się do pokoju sędziowskiego i porozmawiał bezpośrednio ze stewardami. Tak też zrobiłem - powiedział Austriak, cytowany przez motorsport.com.
ZOBACZ WIDEO: Odważne słowa! Mateusz Gamrot nie gryzie się w język: Gram grubo!
Początkowo Michael Masi, dyrektor wyścigowy F1, nie widział nic złego w wizytach szefów ekip w pokoju sędziowskim. Wskazywał on na to, że często po treningach czy wyścigach kierowcy i tak są zapraszani do stewardów, by omówić sytuację i dopiero wtedy podejmowana jest decyzja o karze.
Jednak najwyraźniej Masi zmienił zdanie. Jak informuje motorsport.com, Formuła 1 rozesłała do ekip oficjalną notatkę, z której wynika, że jakiekolwiek próby wywierania presji na sędziów w przyszłości będą karane. Natomiast wizyty w pokoju sędziowskim będzie można składać jedynie w przypadku wcześniejszej zgody na takowy ruch.
Sankcje za takie wykroczenie i wpływanie na pracę sędziów są dość rozległe - może skończyć się naganą, jak również i dyskwalifikacją zespołów z wyników danego wyścigu F1.
Czytaj także:
VAR w Formule 1?! Takiego pomysłu jeszcze nie było!
Polityk atakuje Red Bulla i obwinia za ataki na Hamiltona