Spowodujesz wypadek, będziesz płacił? Ciekawa propozycja w F1

Twitter / Formula 1 / Na zdjęciu: wypadek Charlesa Leclerca i Lance'a Strolla
Twitter / Formula 1 / Na zdjęciu: wypadek Charlesa Leclerca i Lance'a Strolla

Od tego roku w F1 obowiązuje limit finansowy, co sprawia, że inaczej należy patrzeć na wypadki. Każda kolizja oznacza dla zespołu spore koszty. Co w sytuacji, gdy jeden z kierowców spowoduje karambol? Zaskakującą propozycję ma Ferrari.

Od tego roku w Formule 1 obowiązuje limit finansowy. Każdy zespół może wydać maksymalnie 145 mln dolarów. W kolejnych latach ekipy będą musiały jeszcze mocniej zaciskać pasa, bo pułap będzie obniżany o 5 mln dolarów co sezon. To ogromny problem dla takich gigantów jak Mercedes, Ferrari czy Red Bull Racing. Do niedawna te zespoły potrafiły wydać nawet 400 mln dolarów rocznie na F1.

Limit finansowy sprawia, że liczy się każdy grosz i niemile widziane są wypadki, bo te wiążą się z nieplanowanymi wydatkami. Red Bull musiał wydać 1,8 mln dolarów na odbudowanie maszyny Maxa Verstappena po kolizji spowodowanej przez Lewisa Hamiltona w GP Wielkiej Brytanii.

Minęły dwa tygodnie, a "czerwone byki" znów muszą spoglądać w rachunki i ponownie sprawcą zamieszania jest kierowca Mercedesa. Tym razem to Valtteri Bottas doprowadził do karambolu, w którym ucierpiały samochody Maxa Verstappena i Sergio Pereza.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tekturowe łóżka w Tokio robią furorę. Słynna tenisistka pokazała zdjęcia

W osobnym incydencie ucierpiał Charles Leclerc, który został staranowany przez Lance'a Strolla. Dlatego też Ferrari ma ciekawą propozycję. - Musimy to przedyskutować. Jeśli nie jesteś winny, to szkody wyrządzane przez kogoś innego są dodatkowym ciosem w dobie limitów finansowych - zauważył Mattia Binotto, szef Ferrari.

- Czy powinniśmy mieć możliwość "odpisywania" takich napraw? Nie jestem pewien, bo nadzorowanie i przestrzeganie tego może być bardzo trudne. Możemy jednak wprowadzić zasadę, że jeśli winny jest drugi kierowca, to jego zespół pokrywa koszty napraw. To sprawi, że zawodnicy będą bardziej odpowiedzialni na torze - dodał Binotto, cytowany przez motorsport.com.

Odnosząc propozycję Ferrari do wydarzeń z GP Węgier, gdyby weszła ona w życie, to Mercedes byłby zobowiązany naprawić szkody wyrządzone przez Bottasa kierowcom Red Bulla i Lando Norrisowi, który również ucierpiał w tym karambolu. Z kolei z budżetu Aston Martina zostałby odbudowany bolid Leclerca.

Problem dostrzega też Red Bull, który z jednej strony musi pilnować limitu w dobie walki o tytuł mistrzowski z Mercedesem, a równocześnie w dwóch wyścigach z rzędu ponosi ogromne straty finansowe nie ze swojej winy.

- Takie wypadki są brutalne w dobie limitu kosztów. Gdy masz jakieś uszkodzenia, które spowodował ktoś inny, to płacisz za to podwójną cenę. Zwłaszcza że nie ujmuje się takich rzeczy w budżecie. To jest coś, na co FIA musi spojrzeć - stwierdził Christian Horner, szef Red Bulla.

Czytaj także:
Dramat Sebastiana Vettela. Niemiec zdyskwalifikowany
Lewis Hamilton zrujnowany przez koronawirusa

Komentarze (0)