Sebastian Vettel dojechał do mety GP Węgier na drugim miejscu, tracąc niewiele dystansu do zwycięzcy wyścigu Formuły 1 na Hungaroringu - Estebana Ocona. Jednak zaraz po zakończeniu rywalizacji rozpoczęły się problemy czterokrotnego mistrza świata F1.
Aston Martin nakazał Vettelowi zatrzymać bolid w trybie pilnym, przez co 34-latek nie dokończył okrążenia zjazdowego i nie pojawił się w parku zamkniętym. Jak się okazało, decyzja zespołu mogła być podyktowana małą ilością paliwa w bolidzie Niemca.
Podczas kontroli po wyścigu sędziom udało się wydobyć z baku jedynie 0,3 l paliwa. Tymczasem, zgodnie z regulaminem F1, zespół powinien zapewnić stewardom co najmniej 1 l próbkę paliwa. W tej sytuacji podjęto decyzję o dyskwalifikacji Vettela z GP Węgier i zabrano mu drugą pozycję wywalczoną na torze pod Budapesztem.
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Złoto sztafety "gamechangerem" dla Polski? "My też jesteśmy zdolni do wielkich rzeczy!"
W czwartek mija termin na złożenie odwołania od decyzji sędziów i Aston Martin w wieczornym komunikacie prasowym potwierdził chęć złożenia apelacji.
"Nie było i nie ma żadnych sugestii, że samochód Vettela skorzystał z przewagi osiągów w wyniku rzekomego naruszenia przepisów. Nie ma też podejrzeń, że było to celowe działanie" - czytamy w komunikacie.
Dane z bolidu Vettela mają wskazywać, że pozostało w nim 1,74 l paliwa. Dlatego Aston Martin wierzy w skuteczność odwołania. Zespół zamierza przedstawić nowe dowody, które mają potwierdzać to, że nie doszło do złamania przepisów F1.
Czytaj także:
Zaostrza się walka o miejsce w Alfie Romeo
Zachwyty nad Fernando Alonso
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kto bogatemu zabroni? Tak spędza wakacje Cristiano Ronaldo