W niedzielę przez ponad trzy godziny czekano, aby rozpocząć rywalizację w GP Belgii, po czym kierowcy w strugach deszczu wyjechali na ledwie trzy okrążenia. Pokonali ten dystans za samochodem bezpieczeństwa, bez możliwości wyprzedzania. To wystarczyło, aby zgodnie z regulaminem Formuły 1, czołowa dziesiątka otrzymała połowę punktów.
Szybko pojawiły się spekulacje, że wydarzenia ze Spa-Francorchamps to efekt nacisków ze strony F1, która chciała aby wyścig uznano za odbyty. W tym momencie organizator GP Belgii jest bowiem zobowiązany uiścić opłatę licencyjną za prawa do wyścigu F1.
- Nie było żadnych nacisków. Gdy słyszę, że za wydarzeniami z niedzieli kryły się jakieś sprawy handlowe, to jest to całkowita nieprawda. Gdy mówimy o wyścigach, jest też mowa o pewnej odpowiedzialności. Jest cały proces podejmowania decyzji. Kwestie handlowe w ogóle nie są z nim powiązane - powiedział motorsport.com Stefano Domenicali, szef F1.
ZOBACZ WIDEO: Odważne słowa! Mateusz Gamrot nie gryzie się w język: Gram grubo!
Domenicali podkreślił, że nawet gdyby niedzielny wyścig został odwołany, to Formuła 1 otrzymałaby od organizatorów GP Belgii 100 proc. środków zapisanych w kontrakcie.
Szef F1 w pełni popiera przy tym decyzje, jakie w niedzielę podejmował Michael Masi. - Szkoda mi oczywiście ze względu na ludzi, bo każdy chce zobaczyć wielkie ściganie. Jednak dyrekcja wyścigu podejmowała właściwe kroki. Była chęć startu, spróbowania rywalizacji w takich warunkach. Pojawiły się informacje, że może pojawić się okno pogodowe, w trakcie którego możliwe będzie ściganie - stwierdził Domenicali.
- Gdy kierowcy ruszyli na tor, komentarze były jednoznaczne. Doszły do tego nowe prognozy pogody, które były jednoznaczne i mówiły, że sytuacja się nie poprawi. Wszyscy możemy się czuć rozczarowani, ale sądzę, że podjęto słuszną decyzję - dodał Włoch.
Domenicali poruszył też kwestię tego, że w myśl regulaminu F1 wystarczy pokonać dwa okrążenia, aby zaliczyć wyścig. - Nie kontrolujemy czasu. Dwa okrążenia czy żadne, i tak poniesiono wydatki z organizacją imprezy. To nie jest problem okrążeń. Dyrekcja wyścigu naprawdę chciała, aby doszło do rywalizacji. Warunki były jednak, jakie były - skomentował szef F1.
- Musimy wziąć pod uwagę bezpieczeństwo wszystkich. Ono jest najważniejsze. Sam jestem rozczarowany, bo kocham rywalizację i ściganie, ale zdarzają się warunki, w których nie jesteśmy w stanie tego robić - podsumował Domenicali.
Czytaj także:
Koniec złudzeń dla Roberta Kubicy
Szokujące słowa byłego szefa F1