Fernando Alonso przy okazji GP USA przeżył nie lada frustrację, a wszystko za sprawą decyzji sędziowskich. Hiszpan najpierw starł się na torze z Kimim Raikkonenem, którego wypchnął na pobocze. Fin wyprzedził swojego rywala poza torem i ten liczył, że w tej sytuacji Raikkonen będzie musiał mu oddać pozycję. Tak się jednak nie stało.
Później Alonso toczył ostry pojedynek z drugim kierowcą Alfy Romeo - Antonio Giovinazzim. Najpierw Hiszpan wyprzedził Włocha poza torem i ku jego zaskoczeniu, musiał oddać pozycję rywalowi. Chwilę później sytuacja się obróciła i Giovinazzi musiał oddać lokatę Alonso.
Niekonsekwencja sędziów sprawiła, że Alonso nie ukrywał swojej złości. - Nie potrzebujemy jakichkolwiek instrukcji czy interpretacji. Zasady są proste, musimy je tylko egzekwować. Tak samo jest w piłce nożnej. Gdy ktoś dotyka piłki ręką w polu karnym, to mamy "jedenastkę" - powiedział dwukrotny mistrz świata F1, cytowany przez motorsport.com.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wygląda jak modelka. "Polska" krew!
- Gdyby nie egzekwowano tych zasad, to wszyscy piłkarze dotykaliby piłki ręką w polu karnym. Dlatego my w F1 nie potrzebujemy żadnych modyfikacji, interpretacji. Musimy tylko wdrożyć te zasady, które mamy - dodał Alonso.
Michael Masi, dyrektor wyścigowy F1, uznał narzekania Alonso za nieistotne. Jednak sam Hiszpan uważa, że sędziowie traktują kierowców niesprawiedliwie i niektórzy z nich mogą liczyć na mniejsze kary.
- Wszystko zależy od tego, kto popełnia błędy. W Soczi przestrzeliłem pierwszy zakręt i nagle stało się to gorącym tematem. W USA trzy samochody pojechały za szeroko w pierwszym zakręcie i zobaczymy, czy w Meksyku ktoś będzie to komentował - stwierdził reprezentant Alpine.
Czytaj także:
Alfa Romeo oczyściła atmosferę. Konflikt poszedł w zapomnienie
Mercedes zrównany z ziemią. "Dziecko mogło to policzyć"