Guanyu Zhou stanowi ogromną szansę dla Formuły 1 i Alfy Romeo. Chociaż kierownictwo szwajcarskiego zespołu zapewnia, że pakiet sponsorski Chińczyka nie miał wpływu na decyzję o transferze, to trudno w tej sytuacji nie doceniać roli pieniądza. Zhou zapewnił ekipie z Hinwil nie tylko ok. 25-30 mln dolarów, ale też perspektywę dalszych wzrostów w kolejnych latach.
W roku 2022 nie dojdzie do GP Chin, bo Państwo Środka nadal nie zezwala na organizację imprez sportowych z kibicami z innych części świata. Jednak niedawno umowa na organizację wyścigu F1 w Szanghaju została przedłużona do końca sezonu 2025. Na tym nie koniec.
Chiny na celowniku F1
Jak informuje "The Race", osoba Zhou wywołuje gigantyczny wzrost zainteresowania F1 w Chinach. - Mogę potwierdzić, że pojawiło się spore zainteresowanie ze strony jednego z dużych miast, by organizować kolejny wyścig w Chinach - powiedział magazynowi "The Race" Stefano Domenicali, szef F1.
Zhou jest pierwszym chińskim kierowcą w historii F1. Jego starty są nie lada szansą dla całej dyscypliny, bo mowa o kraju, którego ludność wynosi ponad 1 mld. To ogromny rynek zbytu dla firm obecnych w F1, jak i promujących się poprzez ten sport. Nawet Daniel Obajtek mówił ostatnio o tym, że Orlen może zyskać na transferze 22-latka, bo firma z Płocka niedawno stworzyła w Azji firmę-córkę o nazwie Orlen China.
- W przyszłym roku nie będzie nas w Chinach z powodu pandemii. Dlatego od razu przedłużyliśmy umowę o kolejne trzy lata, aby było jasne, że ten kraj jest dla nas ważny. Jestem pewien, że obecność Zhou w F1 pozytywnie wpłynie na zainteresowanie dyscypliną w Chinach - dodał Domenicali.
Formuła 1 chce się rozwijać w Azji, bo w tym rejonie świata wciąż ma wiele do poprawy, ale jej kolejne ruchy uzależnione są od rozwoju pandemii koronawirusa. Ze względu na COVID-19 w sezonach 2020-2021 nie doszło do wyścigów w Chinach, Japonii i Singapurze.
Chiny od lat czekały na okazję
Chiny goszczą w kalendarzu F1 od roku 2004. Jako druga co do wielkości gospodarka na świecie, z populacją rzędu 1,4 mld osób, to najcenniejsze miejsce w królowej motorsportu. Państwo Środka obecnie wydaje się być ważniejsze chociażby od USA. Tam Formuła 1 również notuje imponujący wzrost zainteresowania, ale w Stanach Zjednoczonych żyje "tylko" nieco ponad 330 mln ludzi.
F1 długo musiała przekonywać do siebie Chińczyków. Trybuny toru w Szanghaju przez lata świeciły pustkami. Los jednak chciał, że gdy rywalizowano tam w roku 2019, mieliśmy do czynienia z 1000. zawodami w historii dyscypliny. To sprawiło, że do Chin poleciały tysiące kibiców. Wzrost frekwencji względem sezonu 2018 wyniósł aż 30 proc.
Obecność Zhou w Alfie Romeo powinna stanowić dodatkową motywację dla kibiców - przede wszystkim miejscowych. Wcześniej tylko Ma Qinghua miał okazję występować w piątkowych treningach F1 w roku 2012 i 2013.
Pojawienie się lokalnej gwiazdy w ostatnich latach pozytywnie wpłynęło na zainteresowanie F1 w Wielkiej Brytanii (Lewis Hamilton), Holandii (Max Verstappen) czy Meksyku (Sergio Perez). - To jest to, o czym mówiłem od samego początku moich rządów w F1. Siła kierowców. Oni są w centrum naszego projektu, bo to oni mają moc przyciągania fanów. Każdy chce zobaczyć ich walkę - powiedział w "The Race" szef F1.
Problem polega na tym, że Zhou miał podpisać roczną umowę z Alfą Romeo z opcją przedłużenia o kolejny. Jeśli Chińczyk nie będzie zdobywał odpowiedniej liczby punktów, w sezonie 2022 może go już nie być w F1.
Czytaj także:
"Zaakceptowałem, że umrę". Rok temu świat wstrzymał oddech
Konflikt w Alfie Romeo. Odszedł z powodu kierowców
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica w Ferrari? "Zespół jest prowadzony przez moich dobrych znajomych"