Szefowie Alfy Romeo długo myśleli nad wyborem drugiego kierowcy, by ostatecznie późną jesienią ogłosić pozyskanie Guanyu Zhou. Dla 22-latka był to ważny moment, bo stał się on pierwszym Chińczykiem, który otrzymał szansę regularnych startów w Formule 1. Jeszcze jakiś czas temu wydawało się to mało prawdopodobne.
- Będąc Chińczykiem, trudno jest dotrzeć do miejsca, w którym teraz się znajduję. Musiałem realizować to marzenie z pełnym zaangażowaniem od najmłodszych lat. Ryzyko, że w ogóle nie dostanę się do F1 wynosiło jakieś 80 proc. - powiedział Zhou w rozmowie z "Blickiem".
Zhou w zeszłym roku zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Formuły 2, gdzie w kilku wyścigach pokazał się z dobrej strony. Należał też do akademii talentów Alpine, dzięki czemu pojawił się na torze w jednym z treningów F1. - Zawsze musiałem udowadniać swoją wartość. Czy to była F4, F3 czy F2, to zawsze musiałem wygrywać wyścigi i walczyć o tytuły - powiedział kierowca z Azji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo na lotnisku. "Zaniemówiłem"
Nie brakuje jednak opinii, że Alfa Romeo postawiła na Zhou ze względu na jego pakiet sponsorski. Chińscy sponsorzy mieli zapewnić szwajcarskiej ekipie nawet 30 mln dolarów za sezon, a równocześnie zagwarantować promocję na atrakcyjnym rynku z punktu widzenia sprzedaży samochodów.
Zhou chce jednak zrobić wszystko, aby kibice nie postrzegali go jako kierowcę płacącego za starty w F1. - Nie mogę kontrolować tego, co myślą niektórzy ludzie. Myślę jednak, że pokazałem w F2, że mam to, czego potrzeba, aby znaleźć się w F1. Wygrywałem tam wyścigi, walczyłem o tytuł. Teraz ode mnie zależy, czy pokażę swoje umiejętności również w królowej motorsportu - wyjaśnił.
Gdy Alfa Romeo informowała o pozyskaniu Guanyu Zhou, młody kierowca miał swoje pięć minut w ojczyźnie. 22-latek zapewnia jednak, że nadal nie jest zbyt popularny w kraju i daleko mu do sławy, jaką pochwalić może się koszykarz Yao Ming czy złota medalistka zimowych igrzysk olimpijskich Eileen Gu.
- Nadal jest spora różnica, jeśli chodzi o ich popularność a moją. Gu jest mistrzynią olimpijską, natomiast ja nawet nie jestem mistrzem świata i nie osiągnę tego prędko. Najpierw muszę się rozwijać - stwierdził reprezentanty Alfy Romeo.
- Chcę jednak zrobić dla Chin w sportach motorowych to, co Yao Ming osiągnął dla kraju w koszykówce. Wielu Chińczyków interesuje się już F1, ale jeśli wykonam w tym sporcie dobrą robotę, to jestem przekonany, że większa liczba rodaków będzie śledzić moją karierę - podsumował Zhou.
Czytaj także:
Red Bull pokazał nową "broń". Tak wygląda bolid mistrza F1
Kolejna opcja dla Roberta Kubicy?! BMW wkracza w nowy świat