Wojna w Ukrainie uderzyła w F1. GP Australii stanęło pod znakiem zapytania

Materiały prasowe / Haas / Na zdjęciu: bolid Haasa w garażu
Materiały prasowe / Haas / Na zdjęciu: bolid Haasa w garażu

Wojna w Ukrainie zakłóciła łańcuch dostaw, wpłynęła też na transport lotniczy. Przekonała się o tym Formuła 1. Niewiele brakowało, a z powodu opóźnień we frachcie sprzęt kilku zespołów nie dotarłby na czas przed GP Australii.

W tym artykule dowiesz się o:

W ostatnich tygodniach mamy do czynienia z opóźnieniami we frachcie morskim i powietrznym. Do kryzysu doprowadził przerwany łańcuch dostaw z powodu pandemii koronawirusa, który przyczynił się m.in. do zapchania portów na całym świecie. Sytuację pogorszyła wojna w Ukrainie i sankcje nałożone na rosyjskie firmy.

Za 20 proc. transportów międzynarodowych drogą lotniczą odpowiadają firmy z Rosji. Wskutek sankcji Zachodu zostały one odcięte od rynku, co w ubiegły weekend skomplikowało życie zarządcom MotoGP. Ze względu na usterkę samolotu i opóźniony fracht, należało odwołać piątkowe treningi przed GP Argentyny. Niewiele brakowało, a podobny problem dotknąłby Formułę 1 przy okazji GP Australii.

Jak poinformował motorsport.com, statek ze sprzętem trzech zespołów F1 miał płynąć do Australii w 42 dni. Jednak ze względu na opóźnienia w portach, jego rejs wydłużył się. Gdy opóźnienie sięgnęło tygodnia, królowa motorsportu postanowiła zareagować.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodziewana scena na treningu Nadala. Co za gest!

Gdy statek znajdował się w porcie Singapurze, do akcji wkroczył jeden z partnerów F1 - firma DHL. Podstawiła ona dwa samoloty transportowe, które zabrały sprzęt należący do trzech ekip i dostarczyły go drogą powietrzną do Australii. Za "misję ratunkową", jak nazwano specjalną akcję, odpowiadał Paul Fowler. Wiceprezes DHL bezpośrednio nadzorował działania wprost z Singapuru.

Sprzęt zespołów F1 zapakowany został do dwóch Boeingów - 777 i 767-300. Wylądowały one w Melbourne w poniedziałek rano, co zapewniło ekipom wystarczająco dużo czasu, aby przygotować się do GP Australii.

- Teraz na rynku jest prawdziwa wojna i licytowanie się. Stawki za transport z Europy do Azji wynosiły po 900 dolarów za kontener. Obecnie jest to już ponad 20 tys. dolarów - powiedział Fowler.

Aby zaoszczędzić na kosztach transportu, zespoły mają kilka zestawów sprzętu, które są wysyłane w konkretne miejsca świata odpowiednio wcześniej i taniej. Mowa m.in. o elementach wyposażenia garażu, narzędziach czy materiałach promocyjnych.

- Wszystkie zespoły mają po pięć takich zestawów, a ostatnio niektóre nawet sześć, co wynika z coraz dłuższego kalendarza F1. Podstawowe rzeczy, które widzicie w garażach, na ścianach garaży czy w alei serwisowej, są transportowane drogą morską - wyjaśnił wiceprezes DHL.

Gdyby nie szybka reakcja szefów F1 i jej partnera, być może konieczne byłoby nawet odwołanie GP Australii. Nad wyścigiem na Albert Park w Melbourne ciąży fatum. W roku 2020 został on odwołany w ostatniej chwili, po tym jak w padoku wykryto pierwsze przypadki koronawirusa. W ubiegłym sezonie do rywalizacji znów nie doszło, bo na przeszkodzie stanęły obostrzenia covidowe.

Czytaj także:
Narzekają na limit kosztów w F1. Zespół Kubicy czuje się poszkodowany
Sebastian Vettel stracił zapał do F1? Kluczowe miesiące dla Niemca