Bliskie relacje Haasa z Ferrari od lat stanowią problem dla mniejszych zespołów Formuły 1. Amerykanie postawili na dość oryginalny model biznesowy. Polega on na kupowaniu sporej liczby części bezpośrednio u większego gracza. Pozwala na to regulamin, ale przedstawiciele takich teamów jak McLaren czy Williams twierdzą, iż w F1 każdy powinien niemal w 100 proc. odpowiadać za swoje konstrukcje.
Przed sezonem 2022 sojusz pomiędzy Ferrari a Haasem zacieśnił się. Amerykanie wybudowali nawet specjalne centrum w pobliżu fabryki włoskiej ekipy w Maranello. Pracę w nim zaczęli inżynierowie, którzy musieli odejść z głównej ekipy w następstwie wprowadzenia limitu wydatków w F1 i redukcji personelu wewnątrz Ferrari.
O bliskiej współpracy obu podmiotów świadczy fakt, że dyrektorem technicznym Haasa został Simone Resta, wieloletni inżynier Ferrari. Model VF-22 łudząco zaś przypomina włoską konstrukcję F1-75.
ZOBACZ WIDEO: "Królowa jest jedna". Wystarczyło, że wrzuciła to zdjęcie
"Auto Motor und Sport" poinformował we wtorek, że kilka zespołów F1 ma wątpliwości, co do tak bliskiej współpracy Ferrari i Haasa. Tak naprawdę istniały one od dawna, ale dobre wejście Amerykanów w sezon 2022 sprawiło, że rozwiązanie problemu stało się jeszcze pilniejsze. Dokument do światowej federacji miały wysłać McLaren, Aston Martin, Alpine i Mercedes.
Z ustaleń "AMuS" wynika, że wspomniane ekipy F1 napisały specjalne pismo do FIA, w którym proszą o zajęcie się sprawą. Ferrari i Haas oskarżane są m.in. o niedozwoloną wymianę informacji.
Niezadowolenie części zespołów wynika z tego, że Haas zdobył już 12 punktów, choć zatrudnia ledwie 250 pracowników i dysponuje ułamkiem budżetu, jaki mają chociażby Aston Martin, Alpine czy McLaren.
- Haas zrobił ogromny krok naprzód. Od ostatniego zespołu w stawce F1 przeskoczył do miana ekipy, która jest w stanie awansować do Q3. To ciekawe. Dla nas to cenne doświadczenie, biorąc pod uwagę, że zatrudniamy 1000 osób i odnosiliśmy sukcesy w przeszłości. Nagle okazuje się jednak, że walczymy ze znacznie mniejszą ekipą - ocenił Toto Wolff, szef Mercedesa.
Co ciekawe, F1 widziała już przypadki bliskich sojuszy, które kończyły się nakładaniem kar. Nie tak dawno, bo w sezonie 2020 szefostwo Racing Point (obecny Aston Martin) skopiowało elementy układu hamulcowego i zawieszenia z Mercedesa. Zespół z Silverstone został za to ukarany odjęciem punktów w klasyfikacji konstruktorów. Nie jest jednak tajemnicą, że cały proceder musiał się odbyć za zgodą Wolffa. Mimo to, FIA nie ukarała Mercedesa.
- Myślałem, że kolejność w stawce F1 pozostanie taka sama, pomimo rewolucji w przepisach. Tak było bowiem przez lata, że zmiany w regulaminie faworyzowały dużych graczy, którzy posiadają infrastrukturę i know-how. Dlatego zaskakujące jest to, że Haas nagle jest tam, gdzie jest. Wierzę, że FIA to zbada i dojdzie do odpowiednich wniosków, oceni jak podobne są bolidy Ferrari i Haasa - powiedział Otmar Szafnauer, szef Alpine.
Afera w F1 może doprowadzić do tego, że ograniczona zostanie liczba części, jakie można nabyć u konkurencyjnego podmiotu. Zmusi to Haasa do projektowania niektórych podzespołów na własną rękę.
Czytaj także:
Niespodziewane problemy Hamiltona. Zepsuła go dominacja Mercedesa?
"Nie wyleję z tego powodu łez". Syn rosyjskiego miliardera o sankcjach