Przy okazji GP Miami gorąco jest nie tylko na Florydzie, ale też w padoku Formuły 1, bo kierowców rozgrzała wiadomość o możliwych kontrolach i karach pod kątem przestrzegania zakazu noszenia biżuterii w trakcie jazdy bolidem F1. Dyrektor wyścigowy Niels Wittich zażądał bowiem od zespołów deklaracji, iż kierowcy w momencie wejścia do kokpitu stosują się do kontrowersyjnego zapisu regulaminu.
Lewis Hamilton przy okazji konferencji prasowej przed GP Miami zapowiedział, że nie zamierza wyjmować kolczyków ze swojego ciała, a Mercedes nie dostarczył sędziom stosownej deklaracji ws. 37-latka. Jednak siedmiokrotny mistrz świata F1 uniknie konsekwencji swojego protestu.
- Jeśli zabronią mi wystąpić w wyścigu, niech tak będzie. Mamy rezerwowego kierowcę, a w Miami jest co robić - komentował Hamilton podczas spotkania z mediami.
ZOBACZ WIDEO: Milioner chwali się luksusową łodzią. Tak na niej szaleje
Kierowca Mercedesa w piątek spotkał się z przedstawicielami komisji medycznej FIA, aby omówić kwestię zakazu noszenia biżuterii. W trakcie rozmowy przekazano mu, że zapis w regulaminie nie ma związku z próbą ogranicza swobód. Wytłumaczono mu, że chodzi jedynie o względy bezpieczeństwa.
Były mistrz świata F1 zgodził się, że podczas dalszej fazy GP Miami zrezygnuje z zakładania bransoletek czy łańcuszków podczas jazdy bolidem. Równocześnie FIA wydała zgodę na to, by w trakcie dwóch kolejnych wyścigów Hamilton startował z kolczykami w uszach czy nosie, bo ich usunięcie wymaga czasu.
FIA oraz nowy dyrektor wyścigowy wzięli sobie na celownik kwestię biżuterii, gdyż po analizie fatalnego wypadku Romaina Grosjeana z GP Bahrajnu w roku 2020 eksperci doszli do wniosku, że pierścionki czy łańcuszki mogą utrudnić wyciągnięcie kierowcy z kokpitu m.in. w razie pożaru.
Czytaj także:
Netflix będzie kontynuował swój hit. Świetna wiadomość dla fanów F1
Fiasko rozmów w F1. Poszło o pieniądze