Maciej Karczyński służył państwu, teraz służy piłce. I woli być psem niż leszczem

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk

Pana rodzinę skrzywdził los. Przez kilka lat walczył pan o życie śmiertelnie chorego syna.

To mój najważniejszy mecz życia. Niestety po 6 latach przegrany. Umarł mi na rękach w szpitalu. Nikt nie zrozumie co przeżyłem i jak głęboko tkwi to dalej w mojej głowie i psychice. Mimo że się dziś uśmiecham, moje serce krwawi.

*[Marcel Karczyński urodził się z wadą genetyczną. Miał m.in. wadę układu moczowego, niedoczynność tarczycy, niedosłuch, padaczkę, wadę serca. Zmarł w kwietniu tego roku, miał 6 lat - dop. WP]

Da się po takim ciosie dojść do siebie?

Nie da się. Wcześniej straciłem mamę. Nigdy już nic dla mnie nie będzie takie samo. Dwa razy syn mi się śnił od śmierci. Teraz, przed naszą rozmową był ten drugi raz. Może dlatego, że wiedział, że o niego też pan zapyta? Moja życiowa tragedia spowodowała, że bardzo dużo ludzi mi pomogło. Zebraliśmy bardzo dużo pieniędzy na dziecko. Nie spodziewałem się takiej pomocy. Ale znalazłem też takich, którzy byli chamami, wręcz prostakami i twierdzili, że mnie na wszystko stać. I nie muszę zbierać.

Usłyszał pan to osobiście czy przeczytał w sieci?

W jednej ze służb szef mi przyznał pomoc finansową, którą wydaliśmy na leczenie, lekarstwa i rehabilitację. Kiedy poszedłem wypełniać dokumenty, to pani oburzona powiedziała mi wprost, że przecież tyle zarabiam, a jeszcze mi przyznają dofinansowanie. To jej powiedziałem, że chętnie się zamienię. Dam jej te pieniądze i chorobę mojego syna. Zapadła cisza w pokoju, gdzie było jeszcze kilka innych osób. Dla mnie po prostu było to zwykłe skur... Jak ktoś ma śmiertelnie chore dziecko, to doskonale wie, ile to kosztuje. Nikt nie jest w stanie sobie tego wyobrazić.

Z jednej strony służby, z drugiej piłka nożna. Prowadził pan podwójne życie. Na boisku dało się o policji zapomnieć?

Nie dało się. To się odczuwało ze strony kolegów, że byłem psem. Ale zawsze mówiłem tym najbardziej podłym, że wolę być psem niż leszczem. Wiem, że nie byłem przez wszystkich lubiany. Ja odniosłem trochę sukces. A w Polsce sukces jest odbierany negatywnie. Wolą zazdrościć niżeli ciężko na niego pracować. I to był mój największy problem z jakim miałem do czynienia. Tyle że ja mam trudny charakter. Jestem indywidualistą, zdecydowany. Nie boję się pewnych rzeczy. Mnie wychowała ulica, umiałem się w pewnych sytuacjach znaleźć. Nie byłem do końca grzeczny, ale bardzo dobrze się uczyłem. Z jednej strony byłem policjantem, z drugiej szedłem powiedzmy do kibicowskiego piekiełka. Taki jestem. Albo mnie kochasz, albo nienawidzisz.

I bardziej pana kochają, czy nienawidzą?

Nie ilość, a jakość jest najważniejsza. Mam taką zasadę. Ilość moich wrogów świadczy o moim sukcesie. Im więcej ich, tym większy sukces osiągnąłem.

Dobre hasło. Do filmu.

Hahahaha.

Tworzył pan halową piłkę nożną w tym kraju.

To za dużo powiedziane. Urodziłem się dla sportu. Od małego kopałem piłkę. Nie mogłem być piłkarzem. Wymyśliłem sobie ten futsal. Tworzyłem go. Miałem pomysł stworzenia w Szczecinie jednego zespołu. W 2004 roku powstała Pogoń 04. Udało mi się. Zawsze uważałem, że musimy się łączyć, nie dzielić.

Swego czasu było pana pełno w mediach. Nagle pan znikł i teraz odnalazł się jako szef Futsal Ekstraklasy, czyli ekstraklasy piłki nożnej halowej. Jak to się stało?

Zostałem emerytem. Tu był konkurs, zgłosiłem się. Środowisko postrzegało we mnie szansę rozwoju.

I co mówiło?

Że jak przyjdzie Karczyński, to pewnie ma takie układy, że zaraz wszyscy sponsorzy wejdą tu w butach i będzie zaje... I ja też tak myślałem, że będzie mi łatwiej. Z racji doświadczenia, Warszawy.

Ale to nie nastąpiło.

Może po prostu jestem zbyt słaby albo... za uczciwy.

Jest pan halowym żebrakiem?

To jest niewdzięczna, niszowa dyscyplina. Skupia pasjonatów, ale też tworzy bezsilność. Bo ja przeszedłem jako prezes Futsal Ekstraklasy mnóstwo firm, potencjalnych sponsorów odbijając się od drzwi, albo zatrzaskując je za sobą. Bezpowrotnie. Tak, czuję się jak żebrak. Ale jestem na tyle pozytywnym i upartym facetem, że mi nie ubędzie jak pójdę kogoś prosić. Prosiłem Zbigniewa Bońka, prezesów firm, spółek, kolegów. I to nie raz. Wchodzę nie tylko drzwiami, ale też oknem i balkonem. I uśmiecham się. Uważam, że dobro zawsze wraca, tak jak zło.

O co pan prosił prezesa Bońka?

O pomoc futsalowi. I myślę, że pomaga. Choćby swoim wpisem na Twitterze po meczu z Węgrami (Polska po 16 latach awansowała do mistrzostw Europy - dop. red.). Zauważył futsal, ale też zawsze łatwo jest zauważyć sukces. Natomiast największą rolę ma Komisja Futsalu, gdzie są panowie którzy jednym pstryknięciem mogliby nam pomóc. I na to liczę. Ale tam też jest polityka. Wydaje mi się, że w PZPN już zaczęły się wybory.

Miał pan ochotę rzucić to wszystko?

Tak, miałem. Wielokrotnie.

I dlaczego pan nie rzucił?

Bo chcę coś w życiu zrobić. To moja przyjemność życiowa. Poznałem tutaj wielu fajnych ludzi, których cenię i nie chcę zawieść. Jeden swój cel zrealizowałem w zawodzie. A sport jest przyjemnością. Jestem uparty. Najłatwiej się wycofać, kogoś opluć. Tyle, żeby coś zrobić, to trzeba umieć. Ale to nie jest moja wina, że futsal po 25-latach jest tu gdzie jest. Ja robię swoje i widzę, że mam poparcie wielu fajnych ludzi.

Kiedy więc pan uzna - ok, zrobiłem co chciałem?

Możemy się po dżentelmeńsku umówić z czytelnikami. Jeśli nie uda mi się zebrać pieniędzy przez tę 3-letnią kadencję, to odejdę. Chyba, że spółka uzna wcześniej. Ale uważam, że należą mi się te 3 lata.

Ile potrzeba?

Na sezon 150 tysięcy żeby się uratować. I 350 tysięcy, żeby było super.

PZPN ma pieniędzy jak lodu.

Dlatego cały czas rozmawiam, proszę i tłumaczę.

Ale tam mówią, że nie mogą dawać. Bo jak dadzą jednemu, to będą musieli dać każdemu.

Nie zgadzam się z tym. Warto teraz pomóc futsalowi, gdy odniósł sukces. Sukces kadry jest sukcesem ligi. Reprezentanci kraju to zawodnicy Futsal Ekstraklasy.

Cristiano Ronaldo powiedział, że gdyby nie futsal, to nie byłby dziś tym samym piłkarzem. To wasze motto?

Dlaczego Hiszpanie, Portugalczycy są mistrzami? Bo mają dobrze rozwinięte szkolenie futsalowe. Taki Messi, Neymar czy Ronaldo - oni powinni go propagować. Tylko prawdziwy problem leży gdzie indziej. W FIFA, UEFA, gdzie panowie po prostu prawdopodobnie się kłócą. I być może słyszą to samo, że jak pomogą jednym, to będą musieli wszystkim. Ja uważam, że brakuje w tym wszystkim polityki miłości. Jak nie dogadamy się, to będziemy tymi halowymi żebrakami jeszcze długo.

To został pan tym psem w szczecińskim barze, o którym rozmawialiśmy na początku?

Mam zasady. O pewnych rzeczach się nie mówi.

Ale legenda jest.

I czasami warto, żeby sobie po prostu krążyła.

Oglądaj NA ŻYWO mecze Fogo Futsal Ekstraklasy! (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×