Burza po golu. "Nie rozumiem tego"

Getty Images /  RvS.Media/Monika Majer / Na zdjęciu: Simon Bodenmann
Getty Images / RvS.Media/Monika Majer / Na zdjęciu: Simon Bodenmann

O tym golu mówi cała hokejowa Szwajcaria. Po długiej analizie wideo sędziowie uznali w meczu derbowym bramkę, która wzbudza wielkie kontrowersje. Nawet jej zdobywca przyznał, że decyzja mogła być inna.

Do kontrowersyjnego zdarzenia doszło w derbowym starciu ZSC Lions Zurych z EHC Kloten w szwajcarskiej National League. W 30. minucie gracz "Lwów" z Zurychu Simon Bodenmann skierował krążek do bramki, zmieniając tor jego lotu po strzale z dystansu Lucasa Wallmarka.

Sędziowie na lodzie gola zaliczyli, ale trener "Lotników" z Kloten Jeff Tomlinson zgłosił "challenge", ponieważ w polu bramkowym znalazł się gracz atakującej drużyny Denis Hollenstein. Po długiej analizie wideo prowadzący mecz sędziowie - Austriak Thomas Urban i Szwed Mikael Holm podtrzymali jednak decyzję z tafli o uznaniu gola.

W Szwajcarii widzowie transmisji telewizyjnych słyszą rozmowy sędziów podczas analiz wideo. Z tej rozmowy wynikało, że zdaniem arbitrów możliwość ruchu blokował Hollensteinowi swoim kijem obrońca rywali Nicholas Steiner.

ZOBACZ WIDEO: "To nie jest tak, że się mądrzę". Robert Lewandowski mówi o swojej roli w Barcelonie

- Powiedzieli mi, że Nicholas Steiner uniemożliwiał zawodnikowi Zurychu opuszczenie pola bramkowego. Już nie rozumiem tego przepisu. Naprawdę go nie rozumiem - skomentował Tomlinson.

Nie był sam. Komentator meczu w telewizji MySports powiedział, że po tym wszystkim, co zobaczył, jest dla niego zaskakujące, że gol naprawdę został uznany. Dalej poszedł dziennikarz portalu watson.ch Klaus Zaugg, który napisał, że drużyna z Kloten została oszukana.

Nawet Hollenstein przyznał, że nie był pewien decyzji.

- Starałem się znaleźć przed bramką. Nie wiem dokładnie, jak przepisy są interpretowane - skomentował. - Pozwalamy sędziom wykonywać ich pracę. Nie mieliśmy innego wyjścia niż czekać na to, co zdecydują.

A decyzja miała ogromne znaczenie dla losów spotkania, bo w związku z nieudanym "challenge'em" drużyna z Kloten dostała karę za opóźnianie gry, którą gospodarze zamienili na drugiego gola, zresztą w kuriozalnych okolicznościach, bo krążek wpadł do bramki po rykoszecie od głowy gracza z Zurychu, Juho Lammikko. W ciągu nieco ponad minuty z 0:0 zrobiło się więc 2:0. Ostatecznie gospodarze wygrali 3:1.

Zaugg w swoim artykule napisał, że cała sytuacja z długą analizą i błędną - jego zdaniem - decyzją sędziów pokazuje, że należy zrezygnować z analizowania na wideo akurat przeszkadzania bramkarzowi w polu bramkowym, ponieważ jest to zdarzenie pozostawiające zbyt duże pole do interpretacji i nawet powtórki nie przesądzają ostatecznie, jak było.

"Uznaniowość jest zbyt duża. Obrazy wideo nie dają jasnego dowodu i muszą być interpretowane przez sędziów. Pole do interpretacji jest tak duże, że nie można już mówić o równości wobec przepisów" - napisał.

Pikanterii tej sytuacji dodaje fakt, że na prośbę trenerów i dyrektorów sportowych przepisy dotyczące przeszkadzania bramkarzowi zostały w tym sezonie National League zaostrzone na korzyść bramkarzy. Jak pisze Zaugg, są dziś w Szwajcarii "najostrzejsze na świecie". Przyjęto zasadę, że bierze się pod uwagę nie tylko łyżwę czy kij, ale także każdą część ciała znajdującą się w trójwymiarowym obszarze pola bramkowego, która nie tylko wchodzi w kontakt z bramkarzem, ale również ogranicza mu widoczność.

Z tego powodu nawet strzelec gola miał wątpliwości czy sędziowie go nie anulują.

- Ze względu na interpretację przepisów w tym sezonie, drżałem - przyznał Bodenmann.

- Myślę, że dla mnie to jest prawidłowy gol, ale w tym sezonie mieliśmy już kilka prawidłowych goli anulowanych. Dlatego nie byłem pewien. Wydaje mi się, że Hollenstein robił wszystko, żeby pozostać poza polem bramkowym, a obrońca go trochę popychał. Ale przy interpretacji przepisów w tym roku, mogło być też tak, że tego gola by nie uznali.

Zdaniem Klausa Zaugga, jeśli już sędziowie muszą analizować sytuacje z przeszkadzaniem bramkarzowi na wideo, to nie powinni tego robić jak dotąd na małych monitorach przy stoliku, a Szwajcaria powinna pójść drogą NHL, Szwecji czy Finlandii i wprowadzić "pokój sytuacyjny", w którym wyznaczeni ludzie oglądają sporne sytuacje na dużych ekranach w najwyższej możliwej jakości.

"Niemożliwe? Oczywiście to jest możliwe. To tylko kwestia woli. Zbyt drogie? Na pewno nie. A skoro liga jest przez nich zarządzana, to również w tej sprawie menedżerowie klubów mogą zrobić co chcą. Ale oni nie chcą wydać pieniędzy na równe prawa. Oni chcą inwestować każdego franka w pensje zawodników" - pisze szwajcarski dziennikarz.

Czytaj także:
Jest objęty sankcjami. Gest Putina wywołał oburzenie w Rosji
To nie zdarza się często. Jest głośno o zachowaniu tego sędziego

Komentarze (0)