Wojciech Matczak: To był horror w naszym wykonaniu

JKH GKS wykonał w Nowym Targu plan minimum i doprowadził do spotkania na własnym lodowisku. W Jastrzębiu Zdroju rywalizacja od początku układa się po myśli jastrzębian, którzy chcąc dalej marzyć awansie, musieli po prostu wygrać. W piątkowym pojedynku, wygranym przez JKH 4:3 po rzutach karnych, emocji nie zabrakło. - To był horror w naszym wykonaniu - ocenił po spotkaniu trener Wojciech Matczak.

Mariusz Wójcik
Mariusz Wójcik

Zanim osamotniony na pomeczowej konferencji (zdenerwowany porażką trener Podhala, Milan Jancuska odmówił udziału w spotkaniu z dziennikarzami) Wojciech Matczak przystąpił do oceny, odniósł się jeszcze do sytuacji w Nowym Targu. Zarzucono mu bowiem, że sztab szkoleniowy JKH odmówił przyjścia na konferencję po przegranym 1:5 spotkaniu. - Ja internetu nie czytam, żeby być zdrowszym, ale zawodnicy mi powiedzieli, że gdzieś pojawiła się informacja o tym, że w Nowym Targu odmówiliśmy przyjścia na konferencję. My wiedzieliśmy, że jest konferencja i trener Jacek poszedł na nią chyba dziesięć minut po meczu. My także mamy swoją pracę w szatni. To nie jest tak, że od razu, pięć minut po spotkaniu możemy iść na konferencję. Na tą konferencję się wybraliśmy, ale ona odbyła się bardzo szybko. Później stwierdzono, że odmówiliśmy udziału. Tak na pewno nie było. Ja nie obrażam się na dziennikarzy i nie odmawiam rozmowy. Chyba nie zdarzyło się jeszcze, bym ja albo drugi trener nie stawił się na konferencji - wyjaśnił szkoleniowiec.

O samym meczu trener ekipy znad czeskiej granicy nie chciał zbyt wiele mówić. Trudno bowiem ocenić pojedyncze spotkanie, podczas gdy zespół rozliczany jest po zakończeniu danej rundy play-off. - To jest jeden z kroków. Jutro musimy wykonać następny, który będzie ostatnim w tej fazie play-off. Później będziemy się koncentrować na ewentualnym kolejnym przeciwniku. Komentowanie tego pojedynczego spotkania nie ma sensu. To był horror w naszym wykonaniu. To buduje zespół, szatnia żyje - mówił Matczak.

Trener JKH docenił także kibiców, którzy po słabej frekwencji w rundzie zasadniczej, wreszcie dopisali. Tym razem na trybunach zasiadło ponad tysiąc widzów, a nie jak dotąd trzystu czy czterystu. - Cieszę się, że przyszło trochę więcej ludzi. Słyszałem, że mieli wybrać się na mecz kibice z innych dyscyplin. Wreszcie ten doping był słyszalny w boksie. Do tej pory było tak, że słyszeliśmy jak komuś upadał popcorn czy paluszek. Wiadomo, że kibice to jest nieraz szósty zawodnik. Życzyłbym sobie, by tych ludzi przychodziło jeszcze więcej, a doping był lepszy od tego, co było dziś - nie krył zadowolenia.

Szkoleniowiec Gieksy nie komentował tego, czy jego zawodnicy zbyt szybko uwierzyli w zwycięstwo. Zdradził jedynie, jakie są podstawowe ustalenia przed spotkaniem. - Nie będę się do tego odnosił. Przed każdym meczem przypominamy sobie, co mamy grać. Mamy obraną taktykę na Podhale. Ostatnim przypomnieniem jest to, żeby nie popełniać własnych i niewymuszonych błędów. W play-off te błędy mogą się pojawiać i czasem decydują o wyniku, stąd mieliśmy taki horror - zakończył.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×