Moja rola kończy się w momencie zarejestrowania klubu - II część rozmowy z Januszem Biesiadą, prezesem Stoczniowca S.A.

Zapraszamy na drugą część rozmowy z Januszem Biesiadą, w której opowiada między innymi o miejscu Stoczniowca na trójmiejskiej mapie sportu, działaniach marketingowych klubu, czy też sytuacji polskiego hokeja, w tym też reprezentacji kraju.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

Michał Gałęzewski: Jak wyglądają aktualne rozmowy ze sponsorami?

Janusz Biesiada: Są to sprawy bardzo wstępne, bo nie są prowadzone przez przyszłego prezesa zarządu. Moja rola kończy się w momencie zarejestrowania klubu, czyli najprawdopodobniej na początku maja. Prowadzimy rozmowy w różnych miejscach. Decyzje zapadną wtedy, gdy spółka będzie zarejestrowana, zostanie wybrany nowy zarząd. Czekają nas też rozmowy z zawodnikami, którzy muszą widzieć co będzie się z nimi działo. Prosiłbym o chwilę cierpliwości, te rzeczy będą się dalej stopniowo wyjaśniać. Czasu jest bardzo mało, ale polski sport ma taką specyfikę, że zawsze jest mało czasu. W innych dyscyplinach, jak w żużlu też są zawsze problemy. Nie ma sytuacji, że nagle ktoś wyłoży nagle 3 miliony złotych, bo to duża ilość pieniędzy. Tym niemniej jesteśmy optymistami, że to się powinno w sensowny sposób poukładać. Intensywnie nad tym pracujemy.

W ostatnich latach baza sponsorów się za bardzo nie powiększała. Kiedyś żużlowe Wybrzeże też sponsorowało pięć firm, a aktualnie jest kilkudziesięciu sponsorów i jest łatwiej...

- Różne są koncepcje układania budżetów. Bezpieczniejszą sprawą jest mieć kilkudziesięciu sponsorów. Nasz projekt jest bardzo duży. Liczba firm na wybrzeżu, które są w stanie zmierzyć się z takim tematem też jest określona. Najważniejsze jest mieć sponsora tytularnego i pozyskanie innych sponsorów będzie łatwiejsza. Firmy, które mogłyby ten temat udźwignąć są z hokejem związane długi czas. Nie jest to sytuacja nowa. Nowe możliwości, kontakty nowych ludzi być może spowodują rozszerzenie bazy sponsorów i dołączenie nowych partnerów biznesowych zainteresowanych hokejem.

Nie obawiacie się, że przez to że w Trójmieście mocno poprawia się infrastruktura sportowa - powstaje hala na granicy Gdańska i Sopotu, gdzie będzie Ekstraklasa koszykarzy, siatkarzy i siatkarek, stadion rugby w Gdyni, stadiony piłkarskie w Gdańsku i w Gdyni - Stoczniowiec nie będzie już tak atrakcyjnym produktem, jakim był 2-3 lata temu?

- Być może, ale taki jest znak czasu. To dobrze, że w Gdańsku powstają takie obiekty, bo to podnosi profesjonalizację działań zarówno sportowych, jak i pozasportowych. Mamy dobrą bazę do sportów lodowych. Z tego co wiem, hala na granicy Gdańska i Sopotu ma taflę, która będzie testowana w najbliższych dniach i jeżeli będzie taka potrzeba, to Stoczniowiec może grać też niektóre mecze tam. Olivia stanie się obiektem uzupełniającym i nie ma żadnej rywalizacji. Duże imprezy wymagają hal o określonej wielkości i Trójmiasto może przyjąć ogromną imprezę światową. Jest to świetna sprawa. Hokej i sporty mniej popularne, jak łyżwiarstwo figurowe, czy short track, a może i w przyszłości hala do curlingu, która może również niedługo powstać ma centrum w Hali Olivia. Jest to dobre, atrakcyjne miejsce z zapleczem hotelowym i restauracyjnym. Chcemy troszeczkę inaczej ustawić w klubie ofertę pod kątem zgrupowań i treningów dla sportu polskiego, stąd też remont dachu. W tym roku jeszcze nie będzie ona kompletna, ale w latach następnych na pewno tak.. Prawie 4 tysięcy ludzi na hokeju życzyłbym sobie na każdym meczu. Dziennie przewija się przez Halę Olivia 500-700 zawodników - amatorzy, juniorzy nie tylko hokeja. Hala Olivia jest dla Gdańska bardzo potrzebna i nie wyobrażam sobie infrastruktury sportu trójmiejskiego bez Hali Olivia.

Planujecie poprawę działań marketingowych? W ubiegłych sezonach tego praktycznie nie było...

- Można było zrobić więcej i nie ma żadnych wątpliwości. Wynikało to z tego, że wszystkim trzeba się zająć i potrzebni są ludzi przygotowanych do innego działania. Pojawił się też problem, jak zapełnić kilkunastoma tysiącami ludzi mecze siatkówki i koszykówki w Gdańsku. Nie ma nic bardziej dramatycznego, jak kilkaset osób na hali mieszczącej 12 tysięcy ludzi. Zacznie się ostra walka o kibica, o to żeby przyszedł i to kolejne wyzwanie dla klubów, które będą ze sobą rywalizować.

Na Mistrzostwach Świata do lat 20 były zapraszane szkoły. Wiadomo, że 90 proc. ludzi by nie przyszła na te zawody, a tak to mogą dołączyć do grupy ludzi chodzących na każdy hokejowy mecz rozgrywany w Gdańsku...

- Napisanie projektu to jedna rzecz, zrealizowanie jego, to pieniądze. Nie ma takiego przełożenia, że zapraszamy szkołę i ona przychodzi. Wiem jak była budowana siatkówka od 1998 roku i wiem ile to kosztuje. Samo to się nie zrobi. Gdyby to było takie proste, to na każdym meczu mielibyśmy kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Wszystko musi się oprzeć na produkcie, jakim jest drużyna, następnie będzie to budowa medialna, wsparta działaniami w kierunku kibica. Są to założenia, które trudno wdrożyć. Zadań jest cała masa i mam nadzieję, że fajnie się to poukłada dla hokeja. Wiadomo, że wszystkiego nie zrobi się w 1 sezon. To projekt na 2-3 lata, zanim wszystko zatrybi.

Planujecie współpracować z okolicznymi ośrodkami raczkującego hokeja, jak Malbork, Gdynia, Elbląg, czy Kwidzyn?

- Dosyć bliska jest współpraca z Elblągiem. Pełnimy rolę konsultantów dla tych ośrodków. W hokeju jest jednak problem trenerów i całego zaplecza. Chcemy współpracować z Kwidzynem, Malborkiem, Elblągiem, Gdynią, aby było to fajnie poukładane. Wiadomo, że to proces na 6-7 lat, zanim wychowa się hokeistę do określonego wieku. Te ośrodki zaczęły od zachęcenia i nauczenia jazdy na łyżwach, etap kolejny przyjdzie później. Tu jest poważne wyzwanie, aby na przykład w Malborku powstała drużyna choćby juniorów.

Jest szansa na to, że w tym dziesięcioleciu będziemy świadkami meczu derbowego?

- Juniorskie tak, a czy seniorskie? To kwestia pieniędzy. Jeżeli ktoś powie, że chce mieć hokej, to będzie go miał. Tak jest ustawiony sport zawodowy.

Wierzy pan w to, że hokej w jakiś sposób nawiąże do sukcesów siatkówki?

- Siatkówka zaczęła od innej strony. Jeżeli nie będzie odpowiedniego programu ze strony PZHL i kilkanaście klubów się pod pewnym planem do realizacji nie podpisze, to będzie ciężko. Wiadomo, że hokej nie zaniknie, ale ciężko będzie nagle stworzyć markowy produkt. Jak zaczynałem grać w siatkówkę, to miała ona gorszy poziom niż hokej, jeśli chodzi o finanse. Cała aktywność poszła w stronę reprezentacji i produktu, jakim była Liga Światowa. Później wzorzec został przeniesiony na kluby. Profesjonalna liga, również przy moim udziale i naciskach na kluby została utworzona w 2000 roku i po 10 latach 4-5 klubów zdecydowanie odstaje finansowo. Choćby w Warszawie nie ma zainteresowania siatkówką i nie ma pieniędzy, aby zrobić dobrą drużynę. Są to obiektywne trudności, które trzeba pokonać. Oby z hokejem poszło sprawniej i aby była to jak na polskie warunki przyzwoita dyscyplina sportu.

Czy w hokeju nie powinno się położyć większego nacisku na reprezentację? Kadra kuleje, nie ma terminów na turnieje, a 3/4 meczów ligowych było o nic...

- Mam takie same odczucia. Nie chciałbym być krytykiem PZHL-u, ale pierwszą rzeczą powinno być zmienienie systemu na atrakcyjny dla kibica. Granie co 2 dni to nie jest już święto. Fajnie, że wszystko jest wzorowane na NHL, ale tam na ławce mamy 40 zawodników, potężne budżety, hale na 20 tysięcy. Powoduje to, że generowane są zyski i jest sens ekonomiczny grania tak często. W Polsce jest tak, że reprezentacja gra systemem turniejowym - dwa mecze i dzień przerwy, a później znowu dwa mecze, a liga gra innym systemem. Trudno przy zaganianym społeczeństwie liczyć, aby ludzie chodzili we wtorki, piątki i niedzielę na mecze hokejowe. To dla fanatyków, którzy i tak będą przychodzić, bo kochają hokej i chcą być przy tym. Chodzi o to, aby przyciągnąć kibica, który nie wie jak wygląda hokej, aby dyscyplina mu się spodobała, bo to atrakcyjny sport. Ja zmieniłem system grania siatkówki. Grano tradycyjnie dwa mecze w soboty i niedziele. Doszły mecze Pucharu Polski, do tego było założenie aby kluby grały w pucharach europejskich i trzeba było znaleźć terminy. Ilość meczów jest taka sama, ale rozłożone są akcenty. W hokeju granie trzech meczów w tygodniu przy podróżowaniu przez całą Polskę powoduje, że nie ma czasu na treningi. W polskiej lidze w większości grają młodzi zawodnicy i muszą oni trenować, doskonalić jazdę na łyżwach, zregenerować, odnowić. Trudno jest zregenerować się jadąc 12 godzin autobusem 3 razy w tygodniu. Grając kiedyś w siatkówkę wiem ile zdrowia powoduje przejechanie się z Gdańska do Rzeszowa i z powrotem. Jak oni robią to 3 razy w tygodniu, to jestem pełen podziwu dla chłopaków, bo to coś niesamowitego. Reprezentacja nie zrobi też postępu, jak 3 razy w sezonie będzie się zbierała na trzydniowe zgrupowania. To jest bez sensu. W siatkówce była kiedyś awantura o to, że reprezentacja ma grać przez 120 dni. Są to pieniądze państwowe i jeśli inne dyscypliny na to mają fundusze, to hokej też może. 120 dni przygotowań dla wszystkich kategorii wiekowych i mamy gotowego zawodnika do klubu. Można objąć centralnym szkoleniem większość zawodników polskiej ligi i zostanie odrobiona lekcja pod względem metodycznym. Osobną kwestią są finanse kibiców. Jak Lechia grałaby co drugi dzień, to nie będzie przychodził pełen stadion kibiców. Nawet jak by grało u nas NHL co drugi dzień, to by się to znudziło. Są to moje luźne uwagi, jako człowieka, który troszkę się na sporcie zna, na hokeju jeszcze mniej, ale pewne mechanizmy, które funkcjonują w każdym sporcie są takie same. Trzeba coś zrobić innego z gdańskim hokejem przy pomocy władz miasta i sponsorami, aby było to wszystko inaczej ustawione.

Co pan sądzi o koncepcji zgłaszania rezerw do I ligi?

- To zależy od tego jaka jest aktualna sytuacja w grupach młodzieżowych. Jaki jest sens nacisku na Centralną Ligę Juniorów, a później grania Mistrzostw Polski Juniorów? Zasada jest taka, że młody człowiek musi pracować przez cały tydzień, trenować, kształcić, a w weekend niech będzie tego podsumowanie. Okazało się, że juniorzy grają od września do kwietnia i chyba jest coś nie tak. Chyba, że strategia jest taka, że jest system startowy i nie trenujemy, a gramy. Tak można jednak zrobić w NHL, gdzie wszyscy umieją już tak grać, że nie muszą robić nic więcej. Ci zawodnicy muszą najpierw doskonale jeździć na łyżwach, a później przejść do dalszego etapu. Jazda na łyżwach, gra ciałem, umiejętność przemieszczania się są najważniejsze. Ostatnia sprawa, to popularyzacja dyscypliny. Bez tego nie da się wiele zrobić.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×