Zawodnicy Zagłębia mają dość zaistniałej sytuacji

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Skład w jakim Zagłębie Sosnowiec przystąpiło do meczu z KH Sanok zastanowił nawet najbardziej zagorzałych kibiców hokeja. Bo kim jest Michał Stokłosa? Odpowiedź jest prosta - hokeistą z rocznika 1992. <i>- Obiecano nam, że zmieni się to już na pewno przed spotkaniem w przyszły piątek</i> - mówił w imieniu całej drużyny jej kapitan, Marcin Jaros.

W tym artykule dowiesz się o:

W składzie Zagłębia na mecz z KH Sanok próżno szukać zawodników, którzy byli motorem napędowym zespołu podczas niedawnego sparingu właśnie z tą drużyną. W Sosnowcu do końca wierzono, że wszystko się ułoży i znów zakończy happy endem. Nie tym razem.

Podczas piątkowego meczu inaugurującego sezon koszulki drużyny KH Zagłębie Sosnowiec założyli między innymi zawodnicy, którzy dopiero co ukończyli 18 lat. Jednak nie dlatego, że zostali obdarzeni niesamowitym talentem, ale ze względu na utrzymany przez PZHL zakaz transferowy w stosunku do klubu, z uwagi na zaległości wobec zawodników i trenerów. - Było trudno, staraliśmy się, zostawiliśmy na lodzie całe serce. Tak jak wszyscy widzieli, 98 procent naszego składu to byli wychowankowie Zagłębia. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy - powiedział z bezradnością w głosie Łukasz Podsiadło.

Decyzję Zagłębie poznało w czwartek popołudniu. Szkoleniowiec przyznaje, że do spotkania z KH Sanok przygotował taktykę, ale był zmuszony ją zmienić. - Jeszcze w czwartek trenowaliśmy w innych ustawieniach, a tuż przed samym meczem musieliśmy wszystko pozmieniać - potwierdził Podsiadło.

Zaległości wobec zawodników, które według nieoficjalnych informacji sięgają nawet trzech miesięcy, to jedna strona medalu, drugą jest gra w okrojonym składzie, która może odcisnąć piętno na wynikach drużyny. - W szatni jest bojowa atmosfera, bo zostało nas tyle i robiliśmy wszystko, żeby wygrać mecz. Nie udało się. Popełniliśmy błędy własne, straciliśmy głupie bramki i przegraliśmy - przyznał kapitan Zagłębia.

Bojowa atmosfera w szatni przełożyła się na postawę zawodników na lodzie. Wojciech Matczak nie miał do dyspozycji hokeistów, na których ma się opierać gra w tym sezonie, ale ci, których wysłał na taflę, nie odstawali od swoich rywali tak bardzo jak można było się tego spodziewać. - Myślę, że gdybyśmy grali w pełnym ustawieniu, to nasi rywale wyjechaliby bez punktu - szczerze przyznał Marcin Jaros.

Przez kapitana Zagłębia przemawiała bezradność, ale również rozgoryczenie z powodu zaistniałej sytuacji. - Szkoda, że w maju trenowaliśmy w 35-osobowym składzie, a teraz do meczu przystępujemy praktycznie w 10 osób. Obiecano nam, że zmieni się to już na pewno przed spotkaniem w przyszły piątek. Jest nam przykro, bo pierwszy inauguracyjny mecz, na który przyszło dużo ludzi, przegraliśmy. Cóż, daliśmy z siebie wszystko, ale w tyle osób nie da się wygrać - otwarcie ocenił Jaros.

Samo spotkanie przeciwko KH Sanok było dla zawodników trudne. W niektórych momentach Zagłębie grało tylko na dwie obrony, co mogłoby wykończyć nawet najlepszych hokeistów. Mimo to sosnowiczanie radzili sobie całkiem nieźle w ataku. W 50 minucie wyśmienitą sytuację na zdobycie kontaktowej bramki na 5:6 miał Łukasz Podsiadło, ale zmarnował ją. - Żałuję bardzo tej sytuacji. Nie wiem jak to nie wpadło, widziałem już krążek w bramce - próbował znaleźć wyjaśnienie swojego złego zagrania Podsiadło.

Po inauguracyjnym spotkaniu nowego sezonu sosnowiczanie mają mało czasu na odpoczynek, w niedzielę bowiem rozegrają mecz w Krynicy. Podstawowe pytanie brzmi - czy zdążą zregenerować swoje siły zanim znów wyjdą na lód? - Jest nam naprawdę trudno, chłopaki ledwo żyją - nie krył Jaros. Wszystko więc okaże się dopiero o godzinie 17, gdy rozpocznie się spotkanie pomiędzy KTH Krynicą a Zagłębiem Sosnowiec.

Źródło artykułu: