MŚ w hokeju: Słowacki turniej wkracza w decydującą fazę

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Hokejowe mistrzostwa świata na Słowacji weszły w decydującą fazę. Na placu boju o medale pozostało osiem zespołów, które teraz już w rywalizacji play-off powalczą o końcowy sukces. Jak każda tego typu impreza słowacki championat ma swoich faworytów, rozczarowania i niespodzianki.

W tym artykule dowiesz się o:

Przypomnijmy: w środę o 16.15 o wejście do strefy medalowej zagrają Czesi z USA a wieczorem o 20.15 zmierzą się Szwedzi z Niemcami. W czwartek o 16.15 Finlandia zagra z Norwegią zaś o 20.15 Kanada z Rosją.

W kategoriach niespodzianki można rozpatrywać obecność w pierwszej ósemce ekip z Norwegii i Niemiec. Oprócz tych właśnie drużyn w gronie ćwierćfinalistów znalazły się ekipy z czołówki światowego rankingu.

Spoza ósemki jest właśnie Norwegia (11 m.) i Niemcy (9 m.). Drużyna naszych zachodnich sąsiadów jednak już w minionym sezonie udowodniła, że należy się z nią liczyć i w żadnym wypadku nie można lekceważyć. Przypomnijmy, że Niemcy w turnieju rozgrywanym w ich kraju zajęli czwarte miejsce, w "małym finale" przegrywając ze Szwecją. Można więc powiedzieć, że środowy ćwierćfinał będzie rewanżem za mecz z ubiegłego roku. Przypomnijmy jeszcze, że dwa lata temu Niemcy zajęli miejsce spadkowe podczas turnieju w Szwajcarii, przed degradacją uratował ich jedynie fakt organizacji turnieju w 2010 roku.

Norwegia w minionym roku uplasowała się tuż za czołową ósemką, wówczas to, do grona ćwierćfinalistów dołączyła inna skandynawska drużyna, której jednak daleko do osiągnięć Szwecji czy Finlandii - czyli Dania.

Ogromne nadzieje wiązano na Słowacji z występem narodowej reprezentacji naszych południowych sąsiadów. Niestety presja jaką wywierano na podopiecznych Glena Henlona okazała się zbyt duża. Z pewnością nie pomogły też konflikty wokół samej reprezentacji i jej amerykańskiego szkoleniowca, któremu zarzucano wręcz brak odpowiedniego warsztatu i umiejętności.

W efekcie Słowacy w drugiej rundzie turnieju wygrali tylko jeden mecz, z Danią, co pozwoliło im zająć piąte miejsce w grupie. Można jednak dyskutować, czy Słowację rzeczywiście stać w chwili obecnej na nawiązanie do mistrzowskich tradycji z początku XXI wieku. Ich tegoroczny występ jest i tak najlepszym od 2007 roku, kiedy to w Rosji zajęli szóste miejsce.

O małej niespodziance można tez mówić w przypadku Szwajcarii. Helveci, podobnie jak Słowacy zajęli piąte miejsce w swojej grupie drugiej fazy mistrzostw zaś w ubiegłym roku cieszyli się z piątego miejsca w klasyfikacji generalnej turnieju.

Do światowej czołówki wrócili wicemistrzowie olimpijscy, czyli ekipa USA. Przypomnijmy, że na lodowiskach w Niemczech, Amerykanie zajęli dopiero 13 miejsce.

Jeśli mówimy o niespodziankach i rozczarowaniach to do tej drugiej kategorii można zaliczyć postawę ekip z Łotwy i Białorusi. Obydwie te drużyny musiały walczyć o utrzymanie w elicie.

Kto jest faworytem ćwierćfinałów? Nie wiadomo. Tegoroczne mistrzostwa już nie raz udowodniły, że pojęcie faworyta jest im obce. Na pewno w teorii najwięcej szans na przejście swoich przeciwników mają ekipy Finlandii i Szwecji. Do strefy medalowej powinni tez raczej awansować Czesi, którzy wystawili na słowackich mistrzostwach doświadczony skład, grają efektownie od zwycięstwa do zwycięstwa zaś awans do czołowej ósemki jest chyba wszystkim na co stać w tym roku Amerykanów.

Najwięcej niewiadomych jest przy okazji meczu Kanady z Rosją. Kanadyjczycy, podobnie jak Czesi wygrali swoją grupę, Rosjanie zaś zajęli czwarte miejsce. Mistrzowie olimpijscy, choć ich skład jest inny niż podczas ostatniej olimpiady, grają szybko, efektownie i skutecznie. Rosjanom z kolei ciągle brakuje stabilizacji formy. W poszczególnych meczach mają okresy bardzo dobrej gry ale również i przestojów. Mają jednak olbrzymi potencjał. Jeśli "odpalą go" w ćwierćfinale możemy być świadkami pasjonującego widowiska, jakiego jeszcze na tych mistrzostwach nie widzieliśmy. W ubiegłym roku zespoły te również spotkały się w ćwierćfinale. Wówczas Rosjanie wygrali pewnie 5:2

Wtorkowa przerwa w rozgrywkach sprzyja też wszelkiego rodzaju podsumowaniom statystycznym.

Jeśli chodzi o klasyfikację strzelców, tu prym wiedzie Norweg Marius Holtet który w sześciu spotkaniach zdobył jak do tej pory 6 bramek a średnio niemal co trzeci jego strzał kończy się bramką. Tuż za Norwegiem plasują się: Szwed Patrick Berglund, Finowie Jarkko Immonen i Tuomo Ruutu oraz Kanadyjczyk John Tavares. Cała ta czwórka ma na swoim koncie po 5 goli.

Na pierwszym miejscu jeśli chodzi o "asystentów" również jest reprezentant Norwegii. Mathis Olimb, w sześciu meczach zgromadził 8 asyst. 6 asyst ma Łotysz Mikelis Redlihs zaś po 5 Patrik Elias (Czechy), Julian Jakobsen (Dania), Ilja Kowalczuk i Denis Żaripow (obaj Rosja), Aleksander Kułakow (Białoruś), Ivo Rutheman (Szwajcaria) i Derek Stephan (USA).

W klasyfikacji kanadyjskiej prowadzi - a jakże by inaczej - hokeista z kraju klonowego liścia, John Tavraes z 9 punktami (5 br. +4 as.) na koncie. 9 punktów ma również Mathis Olimb (1+8), osiem punktów zgromadził Marius Holtet (5+2) zaś po siedem Jarkko Immonen (5+2) oraz Andriej Kosticzyn (Białoruś)(3+4).

Jeśli chodzi o bramkarzy to na razie bezkonkurencyjny jest Szwed Vktor Fasth, który obronił 113 na 115 strzałów co daje mu świetną średnią skuteczność na poziomie przekraczającym 98 procent. Z kolei najwięcej minut kar, po 33, otrzymali dwaj gracze - Philippe Lakos z Austrii i Georgijs Pujacs z Łotwy.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)