We wtorek Nesta pokazała, że u siebie jest naprawdę groźnym zespołem, pokonując sosnowiczan 4:1. Jednak w drugim pojedynku to goście okazali się lepsi i w rywalizacji do czterech zwycięstw prowadzą 2:1. - Oczywiście, że nie jesteśmy zadowoleni. Chcieliśmy wygrać u siebie oba spotkania i jechać do Sosnowca z nadzieją, że tam również uda się wygrać dwa mecze. Celem było zakończyć tę rywalizację i mieć już "luz psychiczny" - przyznał w rozmowie ze SportoweFakty.pl zawodnik Nesty, Kamil Gościmiński.
Często bywa tak, że gdy drużyna wygra pierwszy mecz u siebie, to następnego dnia przegrywa lub ma duże problemy z odniesieniem zwycięstwa. Tak też było w przypadku torunian. - Myślę, że takim głównym powodem było zmęczenie, które dało się we znaki, ponieważ w pierwszym spotkaniu włożyliśmy dużo sił, by wygrać. Niestety już na drugi dzień nie graliśmy tak dobrze, przez co przegraliśmy.
Kamil Gościmiński przyznaje, że mimo statusu beniaminka, gracze z grodu Kopernika przed sezonem liczyli na lepsze wyniki. - Na pewno po cichu liczyliśmy na coś więcej i jako beniaminek chcieliśmy sprawić niejedną niespodziankę, urwać punkty wyżej notowanemu rywalowi. Ale były również takie mecze, gdzie wygrana była na wyciągnięcie ręki, a my to w ciągu kilku minut zaprzepaściliśmy lub też nie graliśmy tak jak powinniśmy z drużynami, które były w naszym zasięgu.
Przed Nestą teraz dwa spotkania w Sosnowcu. Jedno z nich torunianie muszą wygrać, by przedłużyć swoje szanse na walkę o piąte miejsce w PLH. - Przed każdym pojedynkiem nastawiamy się na zwycięstwo i nie dopuszczamy do siebie innej myśli. Zatem jedziemy tam po dwa zwycięstwa. Oczywiście nie będą to łatwe spotkania, ale damy z siebie wszystko.