Białorusini domagają się dyskwalifikacji z igrzysk dwóch swoich zawodników. Niecodzienna sytuacja

Zdjęcie okładkowe artykułu: Instagram /  / Na zdjęciu: Vanessa Kaladzinskaya z trenerem
Instagram / / Na zdjęciu: Vanessa Kaladzinskaya z trenerem
zdjęcie autora artykułu

Przynajmniej kilku białoruskich zawodników zdobyło już kwalifikacje na igrzyska olimpijskie w Paryżu. To jednak nie oznacza, że mogą być pewni udziału w tej imprezie. Ich dyskwalifikacji domaga się białoruska opozycja i ma ku temu poważne powody.

Wśród zawodników, którzy już teraz mogą poważnie obawiać się o swój wyjazd do Francji na igrzyska olimpijskie są: zapaśniczka Vanesa Kaladzinskaya oraz pływaczka Anastazja Szkurdaj. Dokumenty w sprawie dwóch zawodniczek już trafiły na biurko szefa MKOl, Thomasa Bacha.

Co ciekawe, jako pierwsi zastrzeżeń odnośnie startu tych zawodniczek w igrzyskach wcale nie zgłosili Ukraińcy, ale sami Białorusini, a konkretnie przedstawiciele Narodowego Zarządu Antykryzysowego z Pawłem Łatuszką na czele. Organizacja zrzeszająca białoruskich opozycjonistów obiecuje, że zrobi wszystko, by w Paryżu nie pojawił się żaden sportowiec z Białorusi, który ma jakiekolwiek związki z białoruskimi służbami.

- Mamy przygotowaną listę 179 białoruskich sportowców powiązanych z armią i innymi służbami bezpieczeństwa. W przypadku dwóch zawodniczek wysłaliśmy już dokumenty do MKOl. Cały czas działamy, by czynnie brać udział w weryfikacji wszystkich białoruskich sportowców. Jesteśmy w kontrakcie z przedstawicielami rządów Francji, Niemiec, czy Polski. Dwa tygodnie temu odbyliśmy rozmowę z nowym ministrem sportu Sławomirem Nitrasem i potwierdziliśmy, że będziemy współpracować - komentuje białoruski opozycjonista, Paweł Łatuszka.

ZOBACZ WIDEO: Porażka Hurkacza w Australian Open. "To był mecz do wygrania"

Cała sprawa ma związek z ostatnim postanowieniem władz MKOl, które dopuściły do udziału w igrzyskach 2024 sportowców z Białorusi i Rosji. Reprezentanci tych krajów będą startować pod neutralną flagą, ale pod pewnymi warunkami. Jednym z nich jest brak jakichkolwiek związków z armiami i służbami swoich krajów. Władze MKOl obiecały wnikliwą weryfikację każdego zawodnika z tych krajów, choć do tej pory nie podały w tej sprawie żadnych konkretów.

Białoruscy opozycjoniści nie mieli zamiaru czekać na wytyczne i już teraz przedstawili mocne dowody, że Kaladzinkaya i Szkurdaj mają powiązania z armią Białorusi i służą reżimowi Aleksandra Łukaszenki. Pierwsza z nich, to brązowa medalistka w zapasach z igrzysk w Tokio. W białoruskiej armii ma stopień porucznika i choć nie podpisała listu białoruskich sportowców popierających działania swojego rządu, to nie raz była widywana w otoczeniu Łukaszenki podczas oficjalnych przywitań ze sportowcami. Opozycjoniści posiadają jej oficjalne zdjęcia w mundurze oraz wiedzą, że list popierający reżim podpisał jej tata - trener białoruskich gimnastyczek.

Jednoznaczna wydaje się także sytuacja Szkurdaj, czyli ósmej zawodniczce ostatnich igrzysk na dystansie 100 m stylem motylkowym. Już przed ostatnimi igrzyskami w Tokio, na stronie białoruskiej armii umieszczono artykuł, w którym wymieniono ją jako jedną z 21 białoruskich wojskowych w kadrze swojego kraju.

To jednak wcale nie koniec walki białoruskiej opozycji, bo poza walką o wykluczenie białoruskich żołnierzy, działacze postarają się także ułatwić sytuację represjonowanych sportowców.

- W tym momencie około 30 białoruskich sportowców jest więźniami politycznymi. Wielu zawodników z powodu strachu przed aresztowaniem musiało opuścić ojczyznę, a oni dziś są podwójnie karani. Nie dość, że nie mają szans reprezentować Białorusi, to w ogóle nie mogą kontynuować karier na arenie międzynarodowej, bo nie mają przynależności. Robimy wszystko co w naszej mocy, by tacy zawodnicy mogli wystartować w reprezentacji uchodźców - dodaje Łatuszka.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej: Najsłynniejsza dentystka na świecie Szpilka ujawnia mroczną przeszłość

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (0)