To była nietypowa ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich. Francuzi zdecydowali się wyjść poza mury stadionu i zabrać sportowców na przejażdżkę wzdłuż Sekwany. Z kolei śledzący uroczystość przed telewizorami zapoznali się choćby z charakterystycznymi zabytkami Paryża czy jego historią. W tej podróży towarzyszyła im m.in. zamaskowana postać, która niosła olimpijski ogień.
Widzowie z pewnością zastanawiali się, kim jest ten człowiek, który zrobił wielkie wrażenie swoimi akrobacjami na dachach budynków Paryża. Po raz ostatni pojawił się na Trocadero, gdzie przekazał olimpijski ogień legendarnemu piłkarzowi Zinedine'owi Zidane'owi.
Według dziennika "Le Parisien" w tę tajemniczą postać wcielił się Simon Nogueira. To znany we Francji performer, który słynie ze wspinania się i poruszania po dachach budynków. Jego profil na Instagramie śledzi blisko 400 tys. ludzi, a na TikToku aż 4 mln.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Świątek murowaną kandydatką do złota? "Rzadko to się zdarza"
Skąd informacje o tym, że to właśnie Nogueira jest tą tajemniczą postacią? Sam zainteresowany miał to wyjawić, zamieszczając wymowny wpis w mediach społecznościowych. Zanim go usunął, przekazał jeszcze, że nie tylko on wcielił się w tę rolę. Według niego w sumie miało być 12 takich osób.
27-letni Nogueira jest specjalistą od parkouru. Wspinać uczył się już za młodu pod okiem swojego ojca. Dla niego jest to okazja do poznania możliwości własnego ciała, swoich ograniczeń oraz odkrywania nowych środowisk.
Postać, w którą wcielił się Nogueira, szybko została zauważona przez fanów gier wideo. Nie da się bowiem uciec od porównań do serii Assassin's Creed. Akurat w tym konkretnym przykładzie chodzi o wydaną w 2014 roku grę Assassin's Creed: Unity.
Główny bohater tej gry to asasyn Arno Dorian. Akcja rozgrywa się w latach 1789-1794, a więc w gorących czasach rewolucji francuskiej. Wygląda więc na to, że Nogueira po prostu wcielił się w rolę tego bohatera.
Czytaj także:
Historyczny polski finał rozstrzygnięty! Koncert Magdy Linette w Pradze
Ważna zmiana u Kamila Majchrzaka. "Do zobaczenia w tourze"