Sprawa ciągnie się od 2014 roku. Wtedy Steven van de Velde usłyszał wyrok za gwałt na dwunastoletniej dziewczynce. Sportowiec przyznał się także do trzech innych gwałtów na dzieciach. Choć został skazany na cztery lata pozbawienia wolności, w więzieniu spędził zaledwie rok.
Co więcej, holenderski siatkarz plażowy pojechał na igrzyska olimpijskie w Paryżu, a to wzbudziło ogromne kontrowersje. Kilka dni temu zawodnik z Hagi rozgrywał pierwszy mecz w parze z Matthew Immersem przeciwko Włochom - Aleksowi Ranghieriemu i Adrianowi Carambuli.
Kibice pamiętają mu haniebną przeszłości, ponieważ przed spotkaniem, gdy spiker wyczytywał jego nazwisko, część z nich gwizdała i buczała. Nagranie z tej sytuacji obiegło media społecznościowe (więcej przeczytasz TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Szalony mecz Polek z Chinkami. "Ta hala eksplodowała kilka razy"
W środę (31 lipca) było podobnie. Tym razem van de Welde oraz Immers mierzyli się z chilijską "dwójką" - Marco Grimaltem i Estebanem Grimaltem.
Publika znów surowo potraktowała siatkarza skazanego za gwałt. Przed każdym serwisem van de Welde próbowała go wyprowadzić z równowagi. Z trybun było słychać gwizdy oraz buczenie. "Chociaż wielu holenderskich fanów nadal go dopingowało" - relacjonuje "The Mirror".
Para Steven van de Velde/Matthew Immers wygrała środowy mecz i czeka ją jeszcze jedno starcie w fazie grupowej. Pomijając rezultat, przedstawiciele "Oranje" są w trudnym położeniu. Oczywiście powodem są kibice, którzy zapewne nie zmienią swojego zachowania, co nie może dziwić.
Przypomnijmy, że van de Welde nie zabiera głosu podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu.
Zobacz też:
Polak zapłakany. Wzruszające sceny po zdobyciu medalu
Jest trzeci medal dla Polski. Zobacz klasyfikację