Najpierw szerokim echem odbiła się sprawa Stevena van de Velde. Pochodzący z Holandii siatkarz plażowy przyznał się do trzech gwałtów na dzieciach, a mimo to został dopuszczony do udziału w tegorocznych igrzyskach olimpijskich (więcej TUTAJ).
Według informacji "Daily Mail", do Paryża przyjechał również Brett Sutton. Australijski szkoleniowiec w minioną środę przyglądał się zmaganiom triathlonistek. Jego podopieczna Jullie Derron stanęła na podium i odebrała srebrny medal.
Szwajcarka po zawodach opublikowała w mediach społecznościowych wspólne zdjęcie z trenerem. Gdy pod fotografią wylała się fala negatywnych komentarzy, Derron usunęła ją z Instagrama.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Mówi o nietaktownym zachowaniu polskich siatkarzy po porażce. "Nie na miejscu "
Sutton ma mroczną przeszłość. Ciągnie się za nim sprawa sprzed ponad 20 lat. W 1999 roku przyznał się do pięciokrotnego molestowania 13-letniej pływaczki z Australii. Sprawa wyszła na jaw dopiero wtedy, gdy jego była podopieczna dojrzała.
Zdaniem sądu, Sutton w rażący sposób nadużył zaufanie pływaczki. Niemniej jednak znani zawodnicy mieli pozytywne zdanie na jego temat, co było okolicznością łagodzącą. Ostatecznie został skazany na dwa lata pozbawieniu wolności w zawieszeniu na trzy lata.
To nie wszystko, bo 65-latek został dożywotnio zdyskwalifikowany przez wiele krajowych federacji. Sutton przez długi czas pracował w Chinach i właśnie tamtejszy związek zorganizował mu akredytację na igrzyska olimpijskie w Paryżu.
Czytaj więcej:
Szok po walce Polki. "Czujemy się oszukani"