Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
0,03 sekundy. Tyle co nic, ale właśnie tyle zabrakło Pii Skrzyszowskiej do awansu do wymarzonego finału biegu na 100 m przez płotki na igrzyskach olimpijskich w Paryżu.
W półfinale nasza gwiazda uzyskała czas 12,55 s, co okazało się minimalnie za wolno, by spełnić swój najważniejszy cel sezonu. Po jej biegu zobaczyliśmy na własne oczy, jak cienka jest granica między szczęściem a ludzkim dramatem.
Bo choć 23-latka ma na koncie wielkie sukcesy, to po odpadnięciu z igrzysk poprzednie medale zupełnie przestały się liczyć.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Stanęła w obronie polskich siatkarek. "Trudno było oczekiwać"
- Walczyłam jak mogłam... Jest dobrze, jestem dziewiąta na igrzyskach, ale za mało żeby było OK.. - mówiła ze łzami w oczach dziennikarzom. - Jakoś nam, Polakom, szczęście nie sprzyja na tych igrzyskach. Wierzyłam do końca, że może jakimś fartem się uda, ale nie... Było blisko, szkoda...
Oglądanie łez ambitnej zawodniczki było przygnębiającym doświadczeniem. Znów na igrzyskach olimpijskich oglądaliśmy jej rozpacz - trzy lata temu płakała, bo w półfinale popełniła błędy, w Paryżu płakała, bo zabrakło jej tak niewiele.
- W Tokio nie było mnie stać na finał, dziś płaczę bo było mnie stać na finał i zabrakło niewiele. Jest mi po prostu smutno... - mówiła łkając. Gdy zapadła decyzja, że nie będziemy już naszej płotkarki męczyć, odpowiedziała tylko "dzięki" i udała się samotnie w kierunku wyjścia ze strefy wywiadów.
Jesteś za slaba