Do trzech razy sztuka. Pjongczang starało się o organizację zimowych igrzysk olimpijskich już kilkanaście lat temu. Ich pierwszym marzeniem było ściągnięcie najlepszych sportowców na świecie do Korei już w 2010 roku. Wtedy jednak minimalnie więcej głosów przyznano Vancouver.
Azjaci nie poddali się i postanowili walczyć dalej. Pjongczang było pierwszym miastem, które złożyło wniosek o przyznanie praw do organizacji imprezy cztery lata później. Koreańczycy przebrnęli do ostatniej fazy konkursu, jednak znów przegrali na finiszu, tym razem z Soczi.
Ich determinacja się jednak opłaciła. 6 lipca 2011 Międzynarodowy Komitet Olimpijski w Durbanie wybrał Pjongczang na gospodarza zimowych igrzysk olimpijskich w 2018 roku. Ich kandydatura nie miała sobie równych i zyskała aż 63 głosy. Dla porównania Monachium otrzymało ich zaledwie 25.
Wielką radość szybko zastąpiła jednak gotowość do pracy. Postanowiono, że podczas imprezy istnieć będą dwa centralne ośrodki. Alpensia Sports Park, gdzie odbędzie się rywalizacja w biegach i skokach narciarskich, snowboardzie i biathlonie. Z kolei w Gangneung nad Morzem Japońskim znajdują się hale do sportów lodowych (w tym m.in. łyżwiarstwo szybkie, hokej na lodzie), a także stoki narciarskie dla alpejczyków.
Nie znaczy to jednak, że Koreańczycy musieli rozpoczynać budowę wszystkich obiektów od zera. Wiele z aren, które za rok odwiedzą gwiazdy zimowych sportów były gotowe już wcześniej. W 2009 roku w tym mieście, na nowo wybudowanej trasie odbyły się przecież mistrzostwa świata w biathlonie. Z kolei już rok wcześniej polscy zawodnicy mieli możliwość oddawania skoków na nowoczesnej skoczki narciarskiej.
Z bliska te obiekty widział wtedy dziennikarz gazety "Rzeczpospolita" Krzysztof Rawa. W rozmowie z WP SportoweFakty ujawnia, co zaskoczyło go po przyjeździe do Pjongczang.
ZOBACZ WIDEO Jan Ziobro: pozostaje mi tylko pogratulować Kamilowi Stochowi i chylić przed nim czoła
- Co zrobiło na mnie największe wrażenie? Na pewno to, że cały kompleks biathlonowy i wszystkie tamtejsze trasy są ułożone na... polach golfowych. Jak to możliwe? Otóż cały ten ośrodek Alpensia jest ośrodkiem golfowo-alpejskim. Oni wzięli przykład z austriackiego Kitzbuhel, gdzie również są pola do gry w golfa. Po prostu skopiowali europejskie wzorce i zrobili na azjatycką skalę - ujawnia Rawa.
Na kolejnej stronie przeczytasz o stanie przygotowań Pjongczang na mniej niż rok przed rozpoczęciem igrzysk olimpijskich
[nextpage]Po decyzji MKOL o przyznaniu praw do organizacji IO uzgodniono, że łącznie na sportowców czekać będzie 13 obiektów, z czego sześć będzie całkowicie nowych. Jak wygląda sytuacja w Pjongczang na niecały rok przed rozpoczęciem imprezy? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że czeka nas powtórka z Soczi, które z roli gospodarza wywiązało się znakomicie.
Według koreańskiej agencji informacyjnej Yonhap, wszystkie areny olimpijskie są gotowe w 96 procentach. Sześć nowych obiektów jest już sprawdzanych i testowanych przez organizatorów, o czym poinformowała szefowa polskiej misji olimpijskiej, Marzenna Koszewska, która w styczniu gościła w Korei Południowej i mogła z bliska przekonać się o stopniu zaawansowania prac.
- Obiekty są już gotowe w 96 procentach. Zawsze na rok przed igrzyskami nowe areny są poddawane testom, startują już na nich zawodnicy, a także są wizytowane przez urzędników. Teraz wymagają jedynie kosmetyki - powiedziała Koszewska na antenie stacji TVP Sport. Jej zdaniem sytuacja w Korei na rok przed igrzyskami jest bardzo dobra i choć nie wszystko jest jeszcze zapięte na ostatni guzik, do rozpoczęcia IO na pewno będzie.
- Koreańczycy to bardzo poukładani ludzie i ich mentalność nie pozwoli im na jakąś dużą wpadkę. Nie znaczy to jednak, że kompletnie nie ma problemów. Najpoważniejszy dotyczy miejsc hotelowych w Alpensii, bo propozycja, żeby np. serwismeni dojeżdżali tam z drugiego centrum w Gangneung jest dla komitetów olimpijskich nie do przyjęcia - ujawniła Koszewska.
O pewnych problemach Koreańczyków z zorganizowaniem zakwaterowania sportowców przekonali się w tym tygodniu polscy skoczkowie, którzy pojawili się na próbie przedolimpijskiej. Kamil Stoch i jego koledzy nie ukrywali zdenerwowania, gdy po dotarciu do hotelu okazało się, że nie ma dla nich dostępnych pokoi.
- Na razie jestem trochę rozdrażniony, bo od pół godziny nie możemy znaleźć swoich pokoi, a po drugie nie mamy też co zjeść. Nikt nic nie wie i nikt nie chce nam pomóc. No trudno, błądzimy dalej - powiedział Stoch po przybyciu do hotelu. Złość na Koreańczyków przeszła mu jednak kolejnego dnia, gdy znakomicie spisywał się skoczni, która zrobiła na nim znakomite wrażenie.
- Cały ten kompleks jest niesamowity. Wszystko jest super zrobione, sama skocznia jest świetnie przygotowana, jej profil także jest bardzo dobry. Zeskok, tory najazdowe - wszystko jest w idealnym stanie. Nic tylko założyć narty i skakać - cieszył się nasz zawodnik, który podzielił się wrażeniami z tym, co innego już widział w Pjongczang.
- Jadąc na skocznię widziałem też tory bobslejowe, część tras narciarskich, także trasy biegowe i zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. To niesamowite, jak Koreańczykom udało się zmieścić tak wiele obiektów niemalże w jednym miejscu. Nie jest to rozsiane w przeciągu 100 kilometrów, tak jak miało to miejsce na innych igrzyskach - chwalił dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi.
[nextpage]Właśnie wielkim plusem dla sportowców, dziennikarzy i kibiców, którzy zjawią się za rok w Pjongczang będzie znakomity system komunikacji, który pozwoli na dojazd do dowolnej areny igrzysk w nie więcej niż 30 minut. A to nie koniec. Wszystkich, którzy będą chcieli dostać się do miasta z lotniska w Seulu czeka niespodzianka w postaci bardzo szybkiej kolei miejskiej, która dystans 180 kilometrów pokona zaledwie w godzinę.
Jej budowę rozpoczęto w 2012 roku, właśnie z myślą o nadchodzącej imprezie. Znakomity system komunikacji chwali także Rawa. Dziennikarz twierdzi, że wszystko świetnie funkcjonowało tam pod tym względem już osiem lat temu.
- Wielkim atutem tego miejsca jest fakt, że wszędzie jest bardzo blisko. A jeśli nie jest, to Koreańczycy sprawią, żeby było. Już w 2009 roku ich sieć komunikacyjna robiła wielkie wrażenie - posiadają sieć autobusów, która świetnie łączy miasto z innymi regionami. To zdaje egzamin, już osiem lat temu mieli to opanowane do perfekcji, więc teraz będzie tak samo - nie ma wątpliwości.
Jego zdaniem znakomicie w Korei będą czuć się także kibice. O to zadbają miejscowi, którzy są bardzo przyjaźnie nastawieni do gości z Europy.
- Korea perfekcyjnie przywita gości, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Są niezwykle przyjaźni, zdecydowanie lepiej niż Chińczycy podchodzą do zagranicznych osób. Na pewno pomaga w tym system polityczny - zauważa Rawa. I dodaje: - Im bardzo zależy na tym, żeby odkryć Pjongczang dla świata. Jestem przekonany, że wszystko będzie zorganizowane perfekcyjnie. Nie może być inaczej, ponieważ oni dopiero za trzecim razem otrzymali prawo do organizacji igrzysk i mieli czas się przygotować do tak wielkiej imprezy.
Na organizację igrzysk w Pjongczang planowano wydać 5 miliardów dolarów. Pochłonęła już prawie dwa razy więcej. Koreańczycy nie liczą się jednak z wydatkami, ponieważ cel uświęca środki. Sukces imprezy na pewno przełoży się na stan kraju. Władze liczą na ogromne korzyści gospodarze, mając w pamięci letnie igrzyska w Seulu. Po 1988 roku produkt krajowy brutto w Korei wzrósł aż pięciokrotnie.
Według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) oczekuje się, iż do 2020 roku, Korea Południowa znajdzie się w jednym szeregu z Japonią, jeśli chodzi o wysokość produktu krajowego brutto na osobę. Prognozuje się, że przełomowy będzie 2018 rok. Nie ma w tym przypadku. Wszystko wskazuje więc na to, że igrzyska okażą się wielkim sukcesem.
Na wielkie inwestycje i wróżony przez fachowców sukces Korei Południowej możemy spoglądać z zazdrością. O organizację zimowych igrzysk staramy się od wielu lat i za każdym razem kończą się one niepowodzeniem. Kilka tygodni temu pojawiła się informacja, że nasz kraj chce wspólne Czechami stanąć do walki o igrzyska w 2030 roku. Czy zapowiedzi urzędników można traktować poważnie? Poczekajmy. Otóż nasi południowi sąsiedzi dowiedzieli się o wszystkim od... polskich dziennikarzy.