Masakra w Monachium. 11 izraelskich sportowców zapłaciło życiem za bezmyślne działania niemieckiej policji

Getty Images / Russell Mcphedran/The Sydney Morning Herald/Fairfax Media / Jeden z zamachowców w budynku na terenie wioski olimpijskiej w Monachium
Getty Images / Russell Mcphedran/The Sydney Morning Herald/Fairfax Media / Jeden z zamachowców w budynku na terenie wioski olimpijskiej w Monachium

Palestyńscy terroryści zorganizowali podczas igrzysk akcję, która do dzisiaj nie została całkowicie wyjaśniona. W tle mamy śmierć sportowców z Izraela, zabójstwa zamachowców i polski wątek.

W tym artykule dowiesz się o:

Wciąż nie znamy wszystkich odpowiedzi na pytanie, jak mogło dojść do porwania sportowców podczas igrzysk w Monachium w 1972 roku. W Niemczech nadal trwa debata, czy służby wywiadowcze wiedziały o planowanej akcji, w wyniku której zginęło 11 zawodników z Izraela. W "Der Spiegel" opisywano działania niemieckich władz, które miały zacierać ślady wydarzeń sprzed niemal pół wieku. Dokumenty mają świadczyć o tym, że rząd wiedział o zamachu, jednak nie zareagował i nie zapewnił Izraelczykom należytej ochrony.

A może wiedza tkwi gdzieś w dokumentach z czasów PRL? Ostatni uczestnik zamachu i przywódca terrorystycznej organizacji Czarny Wrzesień odpowiedzialnej za akcję, Abu Daoud, zmarł w 2010 roku. Był bodajże jedynym z organizatorów, którego w zemście nie zabili izraelscy komandosi. W 1981 roku Daoud został postrzelony w warszawskim hotelu "Victoria". Trafił do szpitala MSW, skąd został wywieziony do Berlina Wschodniego. Tam dostał od STASI (policja polityczna NRD z czasów komunistycznych) zezwolenie na leczenie. Dokumenty na ten temat zaginęły w niemieckich archiwach. Do dzisiaj obowiązuje narracja, że zamach z 1972 roku był perfekcyjnie zaplanowany i ofiar nie można było uniknąć. Wszystko wskazuje, że tak nie było.

Policjantki z kwiatami

Prawdopodobnym autorem planu zamachu był pochodzący z Libanu Fuad Asz-Szimali. Umarł na leukemię jeszcze przed akcją, jednak wszystko zostało wprawione w ruch. Atak zatwierdził przewodniczący OWP, Jaser Arafat (w 1994 roku dostał pokojową Nagrodę Nobla). Ósemka terrorystów została przeszkolona w Libii, a pieniądze na przygotowania dostali od Muammara Kaddafiego.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skoczył nie w Wiśle, a... do wody! Efektowne salto Karla Geigera

Wg "Paris Match" - Palestyńczycy zakładali, że nie przeżyją akcji, ale pilnie uczyli się języka niemieckiego i dbali o kondycję fizyczną. Należeli do Czarnego Września, który wchodził w skład al-Fatah. To z kolei było największe ugrupowanie w Organizacji Wyzwolenia Palestyny, która miała na celu ustanowienia państwa palestyńskiego.

Rodziny sportowców z Izraela były zaniepokojone sytuacją w Monachium, gdzie mieszkało bardzo dużo Arabów. Wszyscy wmawiali sobie, że Niemcy nad wszystkim panują i igrzyska odbędą się bez komplikacji. Wioska olimpijska miała być odpowiednio zabezpieczona. Już wiemy, że nie była i terroryści bez problemów dostali się do pokojów zajmowanych przez zawodników.

Niemieckie służby nie zapobiegły przygotowaniom Arabów. Trzech z ośmiu zamachowców dostało pracę w wiosce olimpijskiej. Jeden - 23-letni Luttif Afif, pseudonim Issa, uznany za całkowicie "zniemczonego" - pracował w kuchni, dwóch innych w firmie pielęgnującej trawniki. Bez problemów poznali teren, gdzie mieszkali sportowcy. Abu Daud przygotował broń i materiały wybuchowe przemycone z NRD. Torba czekała na zamachowców w skrytce na dworcu głównym.

Helikopter po eksplozji na lotnisku (fot. Getty Images/Bettmann)
Helikopter po eksplozji na lotnisku (fot. Getty Images/Bettmann)

Zamachowcy wykorzystali fakt, że Niemcy chcieli zmazać wrażenia po igrzyskach z Berlina z 1936. Teraz, w przeciwieństwie do imprezy organizowanej pod okiem Adolfa Hitlera, miało być bardziej dyskretnie, bez wszechobecnej policji i służb mundurowych. Motto imprezy? "Wesołe igrzyska". Policjantki miały do potencjalnych demonstrantów wychodzić z kwiatami, a policjanci rozładowywać napięcia przez wesołe rozmowy. Nikt nie miał broni na terenie wioski. Uważano również, że czas igrzysk to czas pokoju, z czego terroryści nic sobie nie robili.

Wielu policjantów trafiło do pracy przy organizacji IO, jednak nie opracowano planu na wypadek zamachu czy porwania sportowców. Policyjny psycholog, Georg Sieber, kilka miesięcy wcześniej na spotkaniu organizacyjnym przedstawił potencjalne zagrożenia. Wśród nich umieścił atak terrorystyczny na drużynę z Izraela. Nikt jednak nie potraktował go poważnie.

Seria z kałasznikowa

Kiedy nad ranem 5 września terroryści przeskakiwali przez płot z karabinami i granatami ukrytymi w torbach, nikt ich nie zatrzymał. Dostali się do budynków przy ulicy Connolly’ego 31, położonego na obrzeżach wioski olimpijskiej. Izraelczycy nawet nie zamknęli drzwi na noc. Pierwszy na zamachowców natknął się sędzia sportowy Josef Gutfreud. Zobaczył lufę karabinu i zaczął krzyczeć, aby inni uciekali. Tuwia Sokolski tak zrobił, dzięki czemu uratował życie.

Trener Mosze Weinberg zatarasował sobą drzwi. Został kilkukrotnie postrzelony i wkrótce zmarł (później zamachowcy wyrzucili jego ciało przed budynek). Dzięki jego poświęceniu inny z zawodników, Gad Cobari, uciekł. Josef Romano, ciężarowiec, próbował walczyć z Palestyńczykami. Nie udało mu się wyrwać jednemu z nich broni, został odepchnięty i skoszony serią z kałasznikowa. Wkrótce wykrwawił się na śmierć na oczach kolegów, co miało być przestrogą dla reszty.

Krótko po piątej pod budynkiem zajmowanym przez Izraelczyków pojawił się policjant. Wtedy Luttif Afif zrzucił list, w którym domagał się zwolnienia palestyńskich bojowników z izraelskich więzień w zamian za życie zakładników. Termin ultimatum przesuwano, ale wiadomo było, że Izrael nie ugnie się pod presją terrorystów. Premier Golda Meir stwierdziła, że jeśli jej rząd się złamie, to potem żaden Izraelczyk nie będzie już bezpieczny.

Do negocjacji włączyli się Niemcy. Próbowali przekonać zamachowców do przerwania akcji, jednak bez skutku. Muzułmańscy fanatycy wiedzieli, że w razie śmierci będą bohaterami, którzy zginęli za sprawę Palestyny. Przetrzymywani członkowie ekipa z Izraela - ciężarowcy Dawid Berger i Zeew Friedman, zapaśnicy Mark Slavin i Elizer Chalfin, sędziowie sportowi Jossef Gutfreund i Jakob Springer, instruktor szermierki Andre Spitzer, trener strzelectwa Kenat Shorr i Amicur Szapira, instruktor wychowania fizycznego - dowiedzieli się, dlaczego zostali porwani. Usłyszeli, że nikomu nie zależy na rozlewie krwi, a terrorystom chodzi o zwrócenie uwagi świata na sprawę Palestyny.

Rokowania przedłużały się. Ustalono wreszcie, że terroryści wraz z porwanymi odlecą do jednego z krajów arabskich, prawdopodobnie do Egiptu. Sami sportowcy byli za takim rozwiązaniem - w Egipcie dobrze traktowano nawet zestrzelonych pilotów samolotów z Izraela, więc i dla nich powinno znaleźć się miejsce do czasu politycznego rozwiązania sprawy. Pewnie wszystko tak by się skończyło, gdyby nie upór Niemców. Uznali, że nie zgodzą się na żadne kompromisy i wezmą sprawę w swoje ręce. Do dzisiaj nie wiadomo, dlaczego tak się stało, a fatalnie zorganizowana akcja uratowania sportowców skończyła się masakrą.

Nie chcieli narażać życia

Policja z Monachium szykowała się do ataku jeszcze w budynku olimpijskim. Zrobiło się wielkie zamieszanie, telewizja pokazywała snajperów skradających się po dachach. Zamachowcy wiedzieli, co się dzieje, wszystko trzeba było odwołać. Niemcy nie byli przygotowani do odbicia zakładników. Nie mieli odpowiednich ludzi i sprzętu, ale i tak zdecydowali się na akcję.

Jedna z teorii mówi, że władze RFN chciały doprowadzić do sytuacji, w której zginą jedni i drudzy, aby odstraszyć skonfliktowane obie strony do załatwiania swoich spraw na terenie Niemiec. Inna - że śmierć sportowców była na rękę rządowi Meir, która w ten sposób uzasadniała zabijanie działaczy OWP na całym świecie. Być może obie są fałszywe.

Wiadomo było, że do akcji odbicia zakładników musi dojść w drodze na lotnisko lub na samym lotnisku. Ustalono z porywaczami, że najpierw będą mogli dostać się na lotnisko wojskowe, skąd helikopterami dostaną się na lotnisko cywilne. Stamtąd odlecą samolotem, dokąd chcą, prawdopodobnie do wybranego wcześniej Kairu, choć władze Egiptu (o czym porywacze nie wiedzieli) nie chciały się mieszać w zamach.

Szóstego września późnym wieczorem 9 porwanych sportowców i 8 terrorystów autobusem, a potem dwoma helikopterami udało się na lotnisko. Niemcy, wbrew wcześniejszym obietnicom, obstawili płytę snajperami i policjantami. Jeden z porywaczy - Luttif Afif - sprawdził samolot, którym mieli odlecieć. Pierwotnie w środku mieli siedzieć policjanci przebrani za pilotów, ale samowolnie uznali, że nie będą narażać życia. Przerwali akcję i wysiedli. Kiedy Afif zobaczył, że w środku nikogo nie ma, zorientował się, że to pułapka. Zaczął biec w stronę śmigłowców, gdzie znajdowali się Izraelczycy. Wtedy rozpoczęła się strzelanina, która trwała z przerwami niemal dwie godziny.

"Gniew Boży"

Jeden z pilotów helikoptera został ranny, tak samo jak Afif. Doszło do wymiany ognia między policją i porywaczami, ukrytymi za maszynami. Policyjne wozy pancerne nie mogły dojechać na czas na lotnisko, bo utknęły w korkach, snajperzy nie mogli porozumieć się ze sobą, na dodatek zostali źle rozlokowani. Panował chaos.

W tym czasie wszyscy sportowcy zginęli: w pierwszym helikopterze od wybuchu granatu i pożaru, w drugim od serii z karabinu maszynowego. Strzelaninę przeżyło trzech terrorystów. Trafili do niemieckiego więzienia. 30 października inni palestyńscy zamachowcy porwali samolot Lufthansy lecący z Bejrutu do Frankfurtu. Domagali się wypuszczenia zza kratek zamachowców z 5 września. Ich warunki zostały spełnione.

Niemieckie siły policyjne były mocno krytykowane za akcję na lotnisku. Wkrótce powstała specjalna jednostka antyterrorystyczna GSG-9. Po tragedii w Monachium rząd Izraela wydał rozkaz zbombardowania obozów dla uchodźców palestyńskich w Libanie i Syrii. Mieli tam się znajdować terroryści, a przy okazji zginęli cywile. Spotkało się to z krytyką w mediach, więc trzeba było działać dyskretniej. Agenci wywiadu dostali zgodę na zabicie przywódców Czarnego Września odpowiedzialnych za zamach z Monachium. Akcja "Gniew Boży" stała się inspiracją filmu "Monachium" w reżyserii Stevena Spielberga, z Erikiem Baną i Danielem Craigiem w rolach głównych.

Izraelscy wywiadowcy wytropili głównych działaczy organizacji terrorystycznej w Izraelu czy Syrii. Ci, którzy przeżyli, ukryli się w Libanie. Mosad znalazł ich w Bejrucie. W kwietniu 1973 roku Palestyńczycy zostali zabici. Odwetowcom zależało głównie na głowie Alego Hassana Salameha, który bezpośrednio odpowiadał za atak w Monachium. Jako jedyny z kierownictwa OWP i Czarnego Września uniknął śmierci, ale tylko do 1979, gdy - także w Bejrucie - został zlikwidowany przez agentów Mosadu. Przeżył tylko Abu Daoud.

CZYTAJ TAKŻE Zamach bombowy na stadionie piłkarskim. Nie żyje pięć osób

CZYTAJ TAKŻE Zamach w Halle. Piękne zachowanie niemieckich kibiców, uszanowali minutę ciszy

Źródło artykułu: