MacKenziego Boyd-Clowesa można śmiało okrzyknąć jednym z największych zaskoczeń konkursów olimpijskich w skokach. 6 lutego zajął miejsce w pierwszej dwudziestce w zawodach indywidualnych, a już dzień później zdobył brązowy medal w zmaganiach drużyn mieszanych.
Pierwszy jego skok podczas inauguracyjnych zawodów był naprawdę imponujący. Uzyskał jedną z najdłuższych odległości na skoczni normalnej, dokładnie 100,5 metra.
W serii finałowej skoczył o pół metra bliżej. Aby bardziej zbliżyć się czołówki zabrakło mu jednak dobrej zdobyczy punktowej, bo na jego koncie widniało zaledwie 252,6 punktu. Przykładowo drugi Manuel Fettner miał ich 270,8. Uzyskanie dwóch dobrych skoków dało kanadyjskiemu zawodnikowi zaskakującą 16. lokatę.
ZOBACZ WIDEO: Sporty zimowe nie są domeną Polaków? "Często nie mamy warunków, żeby trenować"
Jednak to nie był koniec niespodzianek. Zaledwie dzień później doprowadził swoją drużynę na podium konkursu drużyn mieszanych. Skoczył najlepiej z całego zespołu, notując ósmy najlepszy wynik spośród wszystkich uczestników. Jego spory wkład przyczynił się do tego, że reprezentacja Kanady zdobyła brązowy krążek, mimo że wielu ekspertów widziało ich dopiero w drugiej połowie klasyfikacji końcowej.
Nikt się tego nie spodziewał
O Boyd-Clowesie mówi się w kategoriach zaskoczenia, ponieważ jego starty w Pucharze Świata są zgoła odmienne. W "generalce" tego prestiżowego cyklu zajmuje dopiero 55. miejsce.
Zresztą jego ostatni konkurs PŚ mówi sam za siebie. 30 stycznia w Willingen wylądował dopiero na 32. pozycji. Tym samym nie zakwalifikował się do serii finałowej.
Kanadyjczyk to skoczek, który wiele razy jeździł na igrzyska, ale dopiero w wieku 31 lat przywiózł z niej medal, właśnie z Pekinu. W sumie wystartował w dziewięciu zawodach w ramach tej imprezy. Najwyżej w konkursie olimpijskim wylądował na 12. miejscu. Dokładnie dwukrotnie, bo raz w ojczystym Whistler (IO Vancouver) w 2010 roku oraz cztery lata później na obiekcie Russkije Gorki (IO Soczi).
To nie raj dla skoków
W jego ojczyźnie dość mocno zauważalne są braki infrastrukturalne, jeśli chodzi o skoki narciarskie. Często zwraca się uwagę na to, że tutejsze skocznie wymagają dodatkowego osłonięcia.
Na terenie Kanady znajdują się trzy obiekty przystosowane tylko na sezon zimowy (w Calgary, Thunder Bay oraz w Whistler). Jednak każdy z nich można określić jako przedpotopowy. Jakby czas zatrzymał się tam na 2010 roku.
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja latem. W tym państwie istnieje jedna skocznia igelitowa, która swym wyglądem zupełnie nie przypomina miejsca, gdzie uprawia się tę dyscyplinę. Stąd Kanadyjczycy latem trenują za granicą, głównie w Słowenii.
- Aby uprawiać moją dyscyplinę, muszę wyjechać z kraju, ponieważ nie ma tam obecnie żadnych obiektów, z których mógłbym skorzystać. Tylko dzięki temu byłem w stanie przygotowywać się do nadchodzącego sezonu - żalił się Kanadyjczyk w wywiadzie dla skijumping.pl w 2020 roku.
- Słowenia jest moim drugim domem, od siedmiu lat zjawiam się tu przed sezonem i czuję się bardzo komfortowo. Przebywanie z rodziną jest jednak z kolei rzadkim luksusem - tłumaczy.
Znaczny wpływ na taki stan rzeczy mają wyniki kanadyjskich zawodników. Świetnie oddaje to fakt, że 31-latek jest jedynym sklasyfikowanym uczestnikiem PŚ w tym sezonie. Jednak być może sukces Boyd-Clowesa wraz z jego reprezentacją wpłyną na aktywniejsze rozdysponowanie funduszami ws. modernizacji skoczni w tym kraju.
Historyczny triumf w Pekinie. Fiński koszmar Rosjan!
Wraca z Pekinu bez medalu. Największe rozczarowanie tych igrzysk?!