W terminalu 2 warszawskiego lotniska Chopina tłum dziennikarzy czeka już ponad dwie godziny. Wyjście z hali przylotów szczelnym kordonem otoczyło kilkanaście kamer. Są największe polskie stacje telewizyjne, Biełsat TV oraz niemiecki ZDF. Nawet dwójka dziennikarzy z Japonii.
Gdzieś na uboczu, ale blisko wyjścia, stanął ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczyca. W dłoniach trzyma bukiet żółtych tulipanów przewiązanych niebieską wstążką. Za nim dziesięcioosobowa grupa nastolatków z małymi chorągiewkami w barwach flagi swojego kraju.
W czasie pokoju, wracających z zimowych igrzysk paraolimpijskich w Pekinie reprezentantów Ukrainy w Boryspolu lub Kijowie-Żulanach witałaby pewnie garstka osób. Rozpętana przez Rosję wojna sprawiła, że do domu muszą wracać przez Polskę, a ich krótki pobyt w Warszawie to wydarzenie.
Kiedy tylko pojawiają się w hali przylotów, kamery szybko otaczają ze wszystkich stron Walerego Suszkiewicza, prezesa Ukraińskiego Komitetu Paraolimpijskiego, parlamentarzystę, rzecznika praw osób z niepełnosprawnościami z nominacji prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.
Siwy mężczyzna na wózku inwalidzkim na początku zastrzega, że jego angielski nie jest zbyt dobry, ale to przesadna skromność. - Żeby dotrzeć do Pekinu, jechaliśmy autobusem przez pół Europy, bez pieniędzy. Kiedy dotarliśmy do Mediolanu, nie mieliśmy biletów lotniczych. Przekonaliśmy się jednak, że na świecie jest wielu dobrych ludzi. Nie tylko dobrych, ale i solidarnych z Ukrainą. A nasi najwięksi przyjaciele to Polacy - mówi.
- Tutaj, w Warszawie, chcę im podziękować. Za pomoc tysiącom Ukraińców, którzy przyjeżdżają tutaj i dostają wsparcie. Kiedy nocą przekraczaliśmy polsko-ukraińską granicę, widzieliśmy sznur samochodów. W każdym z nich byli ludzie gotowi swoimi prywatnymi autami, za darmo, zabrać Ukraińców w bezpieczne miejsce.
- Pokój jest prawem każdego człowieka na świecie. Zwłaszcza osoby niepełnosprawnej. W moim kraju bomby i rakiety spadają na domy i osiedla mieszkalne, zabijają ludzi. Jak ja miałbym uciec przed bombami na tym starym wózku, z piętnastego piętra budynku, w którym nie działa winda? Jak mają przed nimi uciec osoby niewidome, po amputacjach, z porażeniem mózgowym? - pyta.
Po chwili pokazuje na duży transparent, który za jego plecami trzyma dwóch mężczyzn. Jest na nim napis w języku angielskim "Pokój dla wszystkich".
Do Suszkiewicza podchodzi ambasador Deszczyca. Jego i innych członków paraolimpijskiej kadry nazywa bohaterami, z których Ukraina jest dumna.
- Dotychczas na zimowych igrzyskach nasza drużyna nie zdobyła tak wielu medali. Jestem w szczególności dumny z tego, że najwięcej złotych medali zdobyli w biathlonie (8 z 11 - przyp. WP SportoweFakty). Bo mogą i będą strzelać we wszystkich Rosjan, którzy będą wyrządzać nam zło. Tak jak wygrywaliśmy na tych igrzyskach, tak samo wygramy wojnę z Rosją - zapowiada Deszczyca mocnym, stanowczym tonem.
W klasyfikacji medalowej igrzysk Ukraina zajęła drugie miejsce za Chinami. Jej sportowcy zdobyli 29 medali. 11 złotych, 10 srebrnych i 8 brązowych. - Dla naszych rodaków nasze zwycięstwa były bardzo ważne - podkreśla Suszkiewicz. - Dostaliśmy mnóstwo wiadomości, w których ludzie pisali, że jesteśmy dla nich źródłem optymizmu i nadzieją na pokój. Na dzień, w którym na Ukrainę przestaną spadać bomby i rakiety.
Aż pięć z 29 ukraińskich medali wywalczył w Pekinie kapitan reprezentacji Hryhorij Wowczynski. 33-letni biegacz narciarski i biathlonista wrócił z igrzysk z dwoma złotymi, jednym srebrnym i dwoma brązowymi medalami. - Wszystkie wystawię na aukcję, a pieniądze z licytacji przeznaczę na ukraińską armię. Zrobię co w mojej mocy, żeby pomóc - zapowiada.
- Wielu zawodników z innych ekip nas wspierało. Cieszyło się, że jesteśmy. Mówiło, że nie chce rywalizować z Rosjanami i Białorusinami. A co mówili Rosjanie? Nie chcę o nich rozmawiać. Jak dla mnie tego kraju już nie ma. Na zawsze - dodaje biegacz.
Ukraińscy paraolimpijczycy zostają w Polsce tylko na jedną noc. W środę wracają na Ukrainę, do swoich rodzin. - Mamy bliskich w Charkowie, w Czernichowie, w Sumach. Wiele z nich ukrywa się pod ziemią przed bombardowaniami. Ja jestem z regionu Czerkasów. Bomby spadały niedaleko mojej rodzinnej wioski. Jest tam niebezpiecznie, ale chcę być z tymi, których kocham - mówi Wowczynski.
- Nie boję się - kończy.
Czytaj także:
Żużel. Półtora okrążenia: Apel do ministra Bortniczuka. Koniec z pozorowanymi sankcjami dla Rosjan [FELIETON]
Nie ma złudzeń. Dobrze wie, co zrobi NATO wobec Rosji