Igrzyska olimpijskie w Paryżu nie ułożyły się po myśli polskich sportowców. Ze stolicy Francji nasi reprezentanci wrócili raptem z dziesięcioma medalami (jeden złoty, cztery srebrne i pięć brązowych). To wynik znacznie poniżej oczekiwań.
W trakcie imprezy czterolecia pojawiały się kontrowersje wokół polskiego sportu. Docierały m.in. głosy, że publiczne pieniądze nie były przeznaczane wyłącznie dla celów sportowych. Po igrzyskach zbadanie całej sprawy zapowiedział Sławomir Nitras.
Z tego powodu Minister Sportu i Turystyki zażądał od Polskiego Komitetu Olimpijskiego dokumentów dotyczących rozliczeń finansowych oraz listy osób, które pojechały do Paryża. Radosław Piesiewicz początkowo odmówił ich przekazania, jednak po namyśle zmienił zdanie.
ZOBACZ WIDEO: Tłumy na Okęciu. Tak przywitano srebrnych medalistów olimpijskich
Najprawdopodobniej nie oznacza to jednak próby załagodzenia sytuacji i poprawienia relacji na linii: komitet - rząd. Informowaliśmy już, że prezes PKOl zamierza iść na wojnę z ministerstwem. Onet doszedł do projektu oświadczenia, które zostało rozesłane do wszystkich członków zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego.
"Żaden przepis prawa nie nadaje Ministrowi Sportu i Turystyki prawa kontrolowania PKOl" – czytamy w treści. Dodano, że to nie Polski Komitet Olimpijski odpowiada za szkolenie i wyniki na igrzyskach (więcej pisaliśmy o tym TUTAJ).
Członkowie zarządu PKOl, do których rozesłano pismo, dostali czas do środy (21 sierpnia) do godziny 14:00, by podjąć decyzję, czy będą wspierać Piesiewicza w walce z rządem. Takową podjął już Tomasz Chamera, członek zarządu PKOl i prezes Polskiego Związku Żeglarskiego.
- Już podjąłem decyzję i przekazałem ją do PKOl. Nie podpiszę tego. Inaczej się umawialiśmy - powiedział działacz w rozmowie z "Przeglądem Sportowym Onet".
Chamera przyznał, że ustalenia z Piesiewiczem były zupełnie inne. Owszem, miał powstać list, ale miał on przybrać inną formę.
- Umawialiśmy się, że pan prezes Piesiewicz w sposób transparentny odniesie się do zarzutów i wątpliwości, które pojawiły się w przestrzeni publicznej wobec jego osoby, do czego prezes zobowiązał się w wypowiedzi do mediów po zakończonym posiedzeniu prezydium. Uważam, że do tego czasu żadne inne pisma nie mają sensu - mówił.
Dodajmy, że Chamera jest do tej pory jedyną osobą z adresatów wspomnianego listu PKOl-u, która publicznie ogłosiła, że go nie podpisze.
Zobacz także:
"Cały czas to się powtarza". Szeremeta raz na zawsze ucięła spekulacje