Minister sportu dostał pytanie o dymisję Łukasza Mejzy. Tak zareagował

PAP / Tomasz Gzell / Na zdjęciu: Łukasz Mejza
PAP / Tomasz Gzell / Na zdjęciu: Łukasz Mejza

Do czasu wyjaśnienia wątpliwości ujawnionych przez dziennikarzy Wirtualnej Polski Łukasz Mejza będzie przebywał na bezpłatnym urlopie. O jego przyszłości w rządzie wypowiedział się minister sportu, Kamil Bortniczuk.

W tym artykule dowiesz się o:

Po publikacji dziennikarzy Wirtualnej Polski wybuchła afera wokół wiceministra sportu Łukasza Mejzy. Przypomnijmy, że wiceminister sportu obiecywał, że jego firma wyleczy chorych na Parkinsona czy Alzheimera, a także umierających na raka oraz stwardnienie rozsiane i tych, którzy zmagają się z innymi nieuleczalnymi przypadłościami (więcej TUTAJ).

Przyszłość Mejzy w rządzie stanęła pod znakiem zapytania. Do czasu wyjaśnienia wszystkich wątpliwości udał się on na bezpłatny urlop w ministerstwie sportu. Jak jego przyszłość widzi przełożony?

- Stoję murem za tym, że wszyscy ludzie mają prawo do obrony. Z tego co wiem, pan Mejza nie jest ani oskarżonym, ani nawet podejrzanym w żadnym toczącym się obecnie postępowaniu. Przyszłość Łukasza Mejzy w rządzie zależy od tego, jakie decyzje w tym zakresie w odniesieniu do informacji prasowych, które się pojawiły, podejmą te organy państwa (prokuratura - przyp. red.) - powiedział dziennikarzowi WP SportoweFakty Kamil Bortniczuk podczas konferencji prasowej Polskiego Związku Tenisa w Zielonej Górze.

Jak ustalili dziennikarze Wirtualnej Polski Szymon Jadczak i Mateusz Ratajczak, obecny wiceminister sportu osobiście jeździł i przekonywał rodziców chorych dzieci, że terapia jego firmy je wyleczy. Cena wyjściowa - 80 tys. dolarów. Dodajmy, że metoda, którą zachwalał, nie ma medycznego potwierdzenia.

Rodzice chorych dzieci, którzy odbierali telefony od współpracowników Mejzy, działanie firmy nazywają "kłamstwem" i "nękaniem". Jak mówią niektórzy z rodziców, podczas rozmów padały obietnice, że ich dzieci będą jeszcze w pełni zdrowe. I to nawet w sytuacji, gdy współczesna nauka nie ma dla nich żadnej pomocy.

To nie koniec wątpliwości wokół Mejzy. WP ustaliła, że wiceminister sportu musi zwrócić ponad 600 tysięcy złotych za organizowanie szkoleń z pieniędzy Agencji Rozwoju Regionalnego. Po kontroli okazało się, że brakuje dokumentów i dowodów na przeprowadzone szkolenia, nie ma kontaktu z częścią przedsiębiorców, a jedna osoba twierdzi, że o szkoleniu nic nie wie. Inni otrzymali certyfikaty potwierdzające udział, zanim zdążyli wypełnić testy podsumowujące (więcej TUTAJ).

Mejza do ministerstwa i rządu trafił w październiku tego roku.

Czytaj także:
Nagle wstał z wózka inwalidzkiego. Kim jest bohater z konferencji Mejzy?
Chcą odwołania ministra sportu. To ma być kara za bronienie Łukasza Mejzy

ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz nie kryje rozczarowania formą Polaków. "Nie można być zadowolonym z tego konkursu"

Źródło artykułu: