Grupa niesłyszących sportowców znalazła w Polsce bezpieczeństwo, a także dobre warunki do treningów w kluczowym okresie przygotowań. Całkiem możliwe, że przynajmniej kilku z nich do Lublina wróci także po zakończeniu zawodów i właśnie tutaj rozpoczną nowe życie. Wszystko dlatego, że część z nich już wie, że w najbliższym czasie nie ma po co wracać do Ukrainy, bo ich domy zostały zrównane z ziemią. W grupie przebywającej obecnie w Polsce są mieszkańcy Buczy, Mariupola czy Charkowa.
[b]Mateusz Puka, WP Sportowefakty: Jak to się stało, że tak duża grupa niesłyszących sportowców trafiła do Lublina i tutaj spędza najważniejszy czas przed imprezą czterolecia?
[/b]
Tomasz Bielecki, dyrektor Centrum Kultury Fizycznej UMCS: To był zupełny przypadek. Pierwszych dwóch sportowców trafiło do Polski 6 marca i zostali przydzieleni do Nałęczowa. Szybko jednak zaczęli szukać miejsca do treningów i w ten sposób trafili do sali sportów walki Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. Tam nawiązałem z nimi pierwszy kontakt, a później wszystko nabrało rozpędu.
Zaproponował im pan większą pomoc?
Udostępniliśmy im obiekty do treningów, a także pokoje w domu studenckim, aby mogli spokojnie przygotowywać się do startów. Oni poczuli się komfortowo, a że cały czas byli w kontakcie z kolegami z reprezentacji, to szybko zaczęły do nas spływać prośby od kolejnych sportowców. W sprawę zaangażował się prezes Polskiego Związku Osób Niesłyszących Wojciech Stempurski i w kilka dni w Lublinie mieliśmy już całą reprezentację Ukrainy. Część z nich trafiła do nas bezpośrednio z Ukrainy, a część z innych krajów, jak choćby Słowacji. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że to najlepsi niesłyszący judocy na świecie.
Opieka nad taką grupą musi być dodatkowym wyzwaniem. Jak poradziliście sobie z barierą komunikacyjną?
Mówię po rosyjsku, więc bez problemu dogaduję się z trenerem kadry Witalijem Karłamowem, który jako jedyny z całej kadry jest osobą słyszącą. To on przejął rolę pośrednika pomiędzy Polakami a grupą ukraińskich sportowców. Większość z nich jest zupełnie niesłysząca, ale kilku ma nieco mniejszą wadę słuchu i rozumie część komunikatów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodziewana scena na treningu Nadala. Co za gest!
[b]W jakim stanie psychicznym przyjeżdżali zawodnicy? Część z nich uciekła do Polski z bombardowanych miast.
[/b]
Delegat techniczny kadry pochodzi z Mariupola, ktoś inny z Buczy, Charkowa, a nawet Donbasu. Historie tych ludzi są przejmujące, bo oni przebywali w centrum wydarzeń, ale do końca nie zdawali sobie sprawy, co się wokół nich działo. Nie słyszeli przecież syren alarmowych, wybuchów bomb, a to tylko potęgowało ich strach. Proszę sobie wyobrazić, że przebywa się w mieście, na które w każdej chwili może spaść bomba, a nawet nie słyszy się znaków ostrzegawczych.
W Polsce strach szybko im minął?
Z jednej strony faktycznie widać było, jak pierwszy szok mija, ale niestety chwilę potem ogarnęła ich trauma. Zaczęli sobie przypominać, co widzieli w Ukrainie, martwili się o los bliskich i znajomych, którzy zostali w ich ojczyźnie.
Jak im pomogliście?
Staraliśmy się odseparować ich od najnowszych informacji, by mogli się skupić tylko na przygotowaniu do startu w igrzyskach. Niestety, nie wszystkich udało się uchronić przed tragicznymi wiadomościami. Kilka dni temu jedna z zawodniczek zobaczyła, że w miejscu jej domu w Charkowie jest teraz jedynie sterta gruzu. Nie ma się co dziwić, że jest załamana.
Pod koniec kwietnia cała reprezentacja kończy zgrupowanie w Lublinie i wyrusza do Caxias do Su na Letnie Igrzyska Olimpijskie Niesłyszących. Czy wiadomo już, co stanie się z nimi później?
Oni sami tego jeszcze nie wiedzą, bo na razie skupiają się na starcie w igrzyskach. Myślę, że przynajmniej dwoje z nich zostanie na dłużej z nami. Władysław i Katja przyjechali do nas jako pierwsi z rodzinami i dość szybko się tutaj urządzili. Katja przyjechała do nas z dwójką dzieci, a także z ciężarną siostrą, a Władysław z żoną Julią trójką dzieci i swoją mamą. Wszystkie dzieci trafiły już do polskiej szkoły i myślę, że coraz swobodniej czują się w naszym kraju. Zresztą siostra Katji, Iryna też z sukcesami uprawia judo, tyle że startuje w tej dyscyplinie w igrzyskach paraolimpijskich.
Przez ostatni miesiąc zżyliście się mocno i pewnie nie będzie wam łatwo się rozstać?
Proszę sobie wyobrazić, że oni są tak wdzięczni Polakom za pomoc, że na spotkaniu z konsulem Ukrainy każdy ze sportowców - w ramach podziękowania - mocno nas przytulił. To wspaniali ludzie i faktycznie zdążyliśmy się z nimi mocno zaprzyjaźnić. Oni jeszcze o tym nie wiedzą, ale za tydzień, z okazji prawosławnych Świąt Wielkanocnych, postanowiliśmy urządzić im świąteczne śniadanie w ogrodzie botanicznym UMCS. Chcemy, żeby czas spędzony w Polsce wspominali jak najlepiej i szybko zapomnieli o horrorze wojny.
Czytaj więcej:
Rosjanie wracają do polskiej ligi
Nie żyje zasłużona łyżwiarka