- Jestem szczęśliwa z każdego dnia spędzonego w Hanowerze. Pokonałam wspaniałą drogę, by sięgnąć po medale, a w ten sposób spełniły się moje marzenia. Niedługo zacznę normalną pracę i strasznie się z tego cieszę. Będę mogła poznać nieco inne życie, spotkać nowych ludzi i zdobyć doświadczenie, które przyda mi się po karierze - mówi 26-letnia Paulina Paszek, która podczas igrzysk w Paryżu zdobyła srebrny i brązowy medal w kajakarstwie. Polka nie reprezentowała jednak naszego kraju, a Niemcy, gdzie wyjechała kilka lat temu ratować swoją karierę.
Okazuje się, że nasi zachodni sąsiedzi wynagradzają swoich sportowych bohaterów nieporównywalnie gorzej niż Polacy. U nas Paszek jako srebrna medalistka igrzysk olimpijskich mogłaby liczyć na 200 tysięcy złotych, mieszkanie, diament, obraz i voucher na wakacje, a także emeryturę olimpijską po przekroczeniu 40. roku życia. W Niemczech otrzymała... 15 tysięcy euro premii.
To jednak nie koniec niespodzianek, bo zawodniczka nie ma co liczyć, by w kolejnym cyklu móc skupić się tylko na sporcie. Niemiecki system daje możliwość pracy na preferencyjnych warunkach, ale zawodnicy wciąż muszą łączyć treningi z regularnym pojawianiem się w pracy i wykonywaniem normalnych obowiązków służbowych. I zdobyte medale nie miały wpływu na otrzymanie pracy.
- Właśnie otrzymałam pracę w ministerstwie, które zajmuje się sportem. Nie znam jeszcze wszystkich szczegółów, ale będę pracowała w urzędzie trzy razy w tygodniu od godziny 10 do godz. 14. Będę w tym czasie wykonywała takie same obowiązki jak inni urzędnicy. Zwolniona z przychodzenia do pracy będę tylko w czasie kolejnych zgrupowań - a nie będzie ich zbyt wiele - i tuż przed kolejnymi igrzyskami - tłumaczy WP SportoweFakty Paulina Paszek, która w Paryżu zdobyła srebro i brąz w wyścigach na 500 metrów w konkurencji K-4 i K-2.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi i spółka świętowali. Mieli ku temu ważny powód
Zawodniczka nie narzeka, bo jest wdzięczna losowi za drugą szansę na karierę, którą myślała, że zakończyła, gdy wyjeżdżała z Polski.
Nasi trenerzy stracili w nią wiarę cztery lata temu. Gdy miała 22 lata, nie wróżono jej powrotu na najwyższy poziom - nie otrzymała powołania do kadry i wówczas podjęła decyzję ws. przyszłości. Zawodniczka wyjechała do Hanoweru, gdzie najpierw dorabiała jako trenerka fitnessu oraz pracowała w gastronomi. Wszystko zmieniło się, gdy trafiła na polskiego trenera pracującego z niemieckimi kajakarzami, Jana Francika. Ten - jak się okazało słusznie - uwierzył w nią.
- Nie ma obaw, że to może odbić się niekorzystnie na moich wynikach. W Niemczech łączenie sportu na najwyższym poziomie z pracą zawodową jest czymś normalnym. Przed igrzyskami, w naszej grupie codziennie jako elektryk zarabiał na życie Jakob Thordsen, a w Paryżu mało brakowało, by sięgnął po medal. Rozpoczęcie pracy traktuję raczej jako szansę. Może po medalu nie zostałam bogata, ale mam wszystko, by radzić sobie w życiu i nie jestem wykończona psychicznie - wyjaśnia Paszek.
Możemy jedynie pozazdrościć Niemcom, bo oni w ciągu kilku dni rywalizacji w kajakarstwie zdobyli ponad połowę dorobku medalowego całej naszej reprezentacji. Niemieccy kajakarze wywalczyli bowiem w Paryżu aż sześć medali (2 złote, 2 srebrne i 2 brązowe). Cała reprezentacja zakończyła starty na 10. miejscu w klasyfikacji medalowej z aż 33 medalami. Trudno to porównać z dokonaniami naszych zawodników, którzy podczas igrzysk wywalczyli w sumie 10 medali, a rywalizację w kajakarstwie zakończyli bez choćby jednego krążka.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty