Kilka tygodni przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu badanie antydopingowe wykazało, że w organizmie Doroty Borowskiej są zakazane substancje. To był dramat nie tylko dla kajakarki, ale także jej partnerki z osady, Sylwii Szczerbińskiej. Dziś już wiadomo, że po igrzyskach brakowało niewiele, by obie zakończyły sportowe kariery.
Ostatecznie jednak Borowska tuż przed zawodami została uniewinniona, bo eksperymenty wykazały, że klostebol znalazł się w jej organizmie za pośrednictwem psa. Zawodniczki zajęły w Paryżu piąte miejsce, a podczas gali PKOl Szczerbińska za swoją solidarną wobec koleżanki postawę dostała nagrodę Fair Play.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Gdy tuż przed igrzyskami Dorota Borowska próbowała dowieść niewinności, pani odmawiała treningów z koleżankami i przygotowań do olimpijskiego startu w dwójce. Dlaczego?
Sylwia Szczerbińska, uczestniczka igrzysk w Paryżu: Widziałam, w jakim stanie psychicznym była Dorota. Chciałam być dla niej wsparciem, a nie dokładać zmartwień. Choć nawet ona namawiała mnie do treningów z innymi koleżankami, to czułam, że to może ją zaboleć. Nie przyszło mi wtedy przez myśl, by zmienić partnerkę. Po prostu widziałam cierpienie Doroty i wiem, że to byłby dla niej ogromny cios, gdyby zobaczyła mnie z kimś innym w łódce. Nie chciałam jej wysyłać sygnału, że zaczynam układać sobie karierę bez niej. Jestem empatyczna i po prostu zrobiłam to, czego sama oczekiwałabym od koleżanki, gdybym to ja była w takiej sytuacji. Nie wyobrażałam sobie, bym mogła zostawić ją z tym wszystkim samą.
ZOBACZ WIDEO: Od tej strony jej nie znacie. Otylia Jędrzejczak pisze wiersze
Naprawdę była pani gotowa poświęcić start w igrzyskach w imię lojalności?
Zrobiłam to, co uważałam za właściwe. Bardzo mocno wierzyłam w to, że ostatecznie wystąpimy razem i nie chciałam podważać tej wiary u Doroty. Czułam co prawda, że jestem w życiowej formie, ale wiedziałam, że Dorota jest maksymalnie zmobilizowana, by udowodnić, że jest niewinna. Wydaje mi się, że gdyby dostała sygnał, że już na nią nie czekam, mogłaby przestać tak bardzo walczyć o powrót. Byłam przy niej i mocno ją wspierałam.
Jak na pani postawę reagowali trenerzy?
Rozumieli to i żaden nie próbował wymuszać na mnie zmiany decyzji.
A co na to koleżanki z reprezentacji, które mogłyby zastąpić Dorotę Borowską, ale pani decyzja zablokowała im taką możliwość?
Nikt nie miał do mnie żadnych pretensji. Sprawa była jasna – to ja byłam liderką tej dwójki i do mnie należała decyzja, czy będę startować w tej osadzie. Od początku postawiłam sprawę jasno.
Gdyby Borowska nie została uniewinniona, pani nie wystartowałaby podczas igrzysk?
Byliśmy przygotowani na to, że mogę ją zastąpić w jedynce. Wydawało się niemal pewne, że bez Doroty po prostu nie wystawimy dwójki.
Co było najtrudniejsze w całej sprawie?
Udawanie przed Dorotą, że wszystko jest u mnie w porządku. Ta sprawa wstrząsnęła mną tak samo mocno jak nią. Choć u mnie nie wykryto niedozwolonych substancji, to głęboko przeżywałam to wszystko, co działo się z Dorotą. Nie mogłam spać, byłam przybita, ciągle płakałam. Jednocześnie chciałam być dla niej wsparciem, więc ukrywałam, co dzieje się ze mną.
Nie miała pani żadnych wątpliwości, co do jej niewinności?
Nawet przez moment nie uwierzyłam w to, że Dorota mogła przyjmować doping. W ogóle nie brałam tego pod uwagę.
Dlaczego?
Po prostu znam Dorotę i wiem, jakimi wartościami się kieruje. Nigdy nie wybierała drogi na skróty i nigdy nie przyjęłaby świadomie niedozwolonych substancji. To było niemożliwe. Z tego powodu praktycznie od razu zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób substancja mogła się znaleźć w jej organizmie. Przegadałyśmy na ten temat wiele godzin.
Borowska ujawniła niedawno, że najgorszy okres przeżyła paradoksalnie dopiero po igrzyskach i przez wiele miesięcy w ogóle nie wychodziła na trening. Jak było w pani przypadku?
Obie zanotowałyśmy zjazd psychiczny. Przed igrzyskami jeszcze się trzymałyśmy, ale po piątym miejscu i powrocie do domów, emocje puściły. Miałam dość wszystkiego.
Jak wtedy wyglądały wasze rozmowy z Dorotą?
Bardzo długo ukrywałyśmy problemy. Udawałam, że wszystko jest OK, a Dorota uznała, że nie będzie mnie dalej obarczać swoimi kłopotami. Dopiero w jednej z rozmów wyszło, że przeżywamy dokładnie to samo i dopiero wtedy to wszystko wybuchnęło w nas. To był przerażający okres. Brałam pod uwagę zakończenie kariery.
Naprawdę?
Tak, długo nie mogłyśmy dojść do siebie, a gdy miałyśmy wrócić do treningów, po prostu nie miałyśmy ochoty. W naszych głowach pojawiło się mnóstwo wątpliwości. Nie widziałyśmy w tym sensu, być może bałyśmy się, że sytuacja może się powtórzyć.
Ale wróciłyście?
Wiele miesięcy utrzymywało się zniechęcenie, ale ostatecznie postanowiłyśmy, że trzeba to przezwyciężyć. Kluczowe były marzenia. Chcemy wystąpić razem na igrzyskach w Los Angeles i mamy jeszcze wiele sportowych celów.
Rozmawiał Mateusz Puka, WP SportoweFakty
Matko bosko, nawet nie chcę sobie wyobrażać w jaki sposób to się stało