- Tego nie da się już zatrzymać - podkreśla w rozmowie z WP SportoweFakty profesor socjologii, były kolarz torowy, pomysłodawca Światowego Dnia Roweru, Leszek Sibilski. - Sprawa katastrofy lotniczej, w której straciłem kilku przyjaciół, ruszyła w końcu z miejsca. Wierzę, że wkrótce poznamy prawdziwą przyczynę tej tragedii.
Przypomnijmy, 16 marca 1978 roku w Bułgarii rozbił się samolot TU-134. Na pokładzie były 73 osoby, nikt nie przeżył. Zmarło 37 Polaków, wśród nich reprezentanci Polski w kolarstwie torowym: Tadeusz Włodarczyk, Marek Kolasa, Krzysztof Otocki, Jacek Zdaniuk i Witold Stachowiak. Oficjalnie przyczyną katastrofy była "awaria instalacji elektrycznej". Nieoficjalnie? Hipotez jest kilka. Na przykład to, że doszło do zderzenia z samolotem wojskowym...
Utajnione dokumenty, aż na 50 lat
Miesiąc temu - w rocznicę tej niewyjaśnionej tragedii - Wirtualna Polska opublikowała dwa materiały: rozmowę z Sibilskim (TUTAJ znajdziesz całość >>) oraz wzruszający artykuł naszej koleżanki redakcyjnej Joanny Kukier, która w katastrofie straciła ciocię (KLIKNIJ i przeczytaj >>). Echo tych publikacji poniosło się bardzo szeroko: od Warszawy po Sofię, od Waszyngtonu po Sydney. Zgłaszali się do nas członkowie rodzin, Sibilski (który jako pierwszy - siedem lat temu - postanowił zająć się tą sprawą) również odebrał wiele wiadomości.
W końcu Piotr Sławski, który w katastrofie stracił mamę, zdecydował się polecieć do Sofii. W towarzystwie dziennikarzy TVP postanowił uchylić rąbka tajemnicy w tej niewyjaśnionej sprawie. Na miejscu dowiedział się, że stron dokumentacji jest 500.
- 26 czerwca 2017 roku otrzymałem maila od szefa Archiwów Służb Bezpieczeństwa Państwa i Służb Wywiadowczych Bułgarskiej Armii Narodowej, Ewtimija Kostadinowa - wspomina Sibilski. - W odpowiedzi na moje zapytanie przesłał mi informację, że w archiwach jest 700 stron dokumentów dotyczących tej katastrofy.
Nieoficjalnie wiadomo, że w 1991 roku część dokumentacji utajniono. Na 50 lat! Bez zmiany prawa nikt ich nie obejrzy przed 2041 rokiem. Czyżby to właśnie te 200 brakujących stron?
Zaledwie 270 kg szczątków ludzkich
- Jeżeli samolot spadłby na ziemię w wyniku usterki, awarii instalacji elektrycznej, to dlaczego Bułgarzy utajnialiby część dokumentów? - pyta retorycznie Sibilski.
Z dokumentów wynika również, że na miejscu tragedii znaleziono zaledwie 270 kg szczątków ludzkich. To bardzo mało. Przypomnijmy, że zginęły aż 73 osoby. To potwierdza tylko fakt, który Sibilski zdradził nam już przed miesiącem, że Bułgarzy do trumien wrzucali piasek i konserwy. Aby tylko zgadzała się waga. Oczywiście trumien nie wolno było w Polsce otwierać.
Bułgarzy - zaraz po katastrofie - bardzo szybko chcieli zakończyć prace dochodzeniowe. Mieszkańcy Gabare i okolicznych wiosek wspominają na łamach bułgarskich mediów o tym, co się działo 43 lata temu.
- Chodziłem wówczas do miejscowej szkoły - mówi dziennikarce Temenużce Jocowej, Cwetan Pawłow. - Zatrudnili wszystkich mieszkańców i nas, uczniów, w przeszukiwaniu ziemi w promieniu dwóch kilometrów od miejsca, gdzie spadł samolot. Pilnowało nas wojsko, pracowaliśmy w pośpiechu. Uczniom obiecano, że jak się zaangażujemy, to pomogą nam później w rozwiązywaniu problemów szkolnych. A ja miałem kilka ucieczek z lekcji matematyki na koncie. Było mi to więc na rękę.
Wicepremier Gliński pomoże?
Sprawa jest do dzisiaj niewyjaśniona, bulwersująca i stoi na przeszkodzie, aby rodziny ofiar mogły uznać ją za zamkniętą. Po ostatnich publikacjach bardzo mocno się zorganizowały. - W 2022 roku, w rocznicę katastrofy, chcą zorganizować zjazd - zdradza Sibilski. - To byłoby coś niesamowitego. Polacy, Bułgarzy, Brytyjczycy (w katastrofie zginęli również obywatele Wielkiej Brytanii - przyp. red.), razem, zjednoczeni.
Rodziny ofiar działają również bardzo mocno, aby spotkać się z wicepremierem i ministrem kultury i dziedzictwa narodowego i sportu, Piotrem Glińskim. Wspiera ich w tym aktualny prezes Polskiego Związku Kolarskiego, Krzysztof Golwiej. Gdyby udało się doprowadzić do takiego spotkania, to...
- Byłby to przełom - twierdzi Sibilski. - Bułgarzy zobaczyliby, że katastrofą zainteresował się jeden z ważniejszych polityków w Polsce. Błyskawicznie sprawa nabrałaby innego wymiaru.
Równolegle bliscy ofiar składają wnioski w Instytucie Pamięci Narodowej. Tutaj szukają pomocy. - To chyba najlepsza droga - twierdzi Sibilski. - Gdyby IPN-owi udało się wysłać do Sofii kilku prokuratorów, którzy otrzymaliby dostęp do dokumentacji, to ostatecznie poznalibyśmy wydarzenia z 16 marca 1978 roku. Ale tutaj trzeba inicjatywy z najwyższych szczebli państwowych.
Wysadził się z "powodu nieuwagi"
Bułgarzy nie chcą pokazać dokumentów nie tylko Polakom. Od 1989 roku miejscowe władze wielokrotnie odmówiły wyjaśnienia tej sprawy rodakom. Wiele rodzin ofiar wypadku z Bułgarii składało wnioski o wznowienie śledztwa. Bezskutecznie.
A miejscowi dziennikarze z przerażeniem opisywali kolejne dziwne "przypadki". Jak choćby ten związany ze śmiercią dwóch naocznych świadków katastrofy. Jeden zmarł "ze starości" w wieku 68 lat i swoją opowieść zabrał do grobu, a drugi, który pracował w jednym z pobliskich kamieniołomów, wysadził się "z powodu nieuwagi". To cytaty z bułgarskiej prasy.
Jeszcze w czasach komunizmu przez bardzo długi czas pobliskie wioski były pod opieką wojska. Aby nikt i nic nie powiedział. - Do dzisiaj czujemy, że kiedy rozmowa z Bułgarami schodzi na ten trudny temat, to się blokują, unikają odpowiedzi - dodaje Sibilski.
"Szczątki tych ludzi tam są i czekają na odwiedziny"
Rodziny ofiar katastrofy zaczęły również próbę odnowienia miejsca katastrofy. Obecnie stoi tam niewielki obelisk, ale nie ma już ani ogrodzenia (zostało rozkradzione, bo było z... metalu), ani 73 drzewek, które miały symbolizować każdą z ofiar. Na dodatek teren jest podmokły i są tygodnie, że nie da się tam dojechać ani dojść.
Polski ambasador w Bułgarii - Maciej Szymański - przed kamerą Telewizji Publicznej obiecał, że pomoże w odnowieniu tego miejsca. - Warto tam pojechać (...) każdy biolog powie, iż te szczątki tych ludzi, one nadal tam są, one czekają na odwiedziny - przyznał mocno wzruszony.
Powstał więc już pierwszy plan odnowienia tego miejsca. Ma zostać wybudowana specjalna kładka betonowa (nie może być stalowa/metalowa, aby nie została rozkradziona), mają być postawione specjalne znaki, które ułatwią ludziom podróż w to miejsce.
- Chcielibyśmy także zwiększyć świadomość miejscowych - twierdzi Sibilski. - Dlatego jednym z pomysłów jest, aby któraś z najbliższych szkół objęła patronatem to miejsce pamięci zmarłych. Uczniowie odwiedzaliby je powiedzmy raz na miesiąc, sprzątali, zapalali znicze, składali kwiaty, a przy okazji nauczyciele opowiadaliby im, co tam się wydarzyło. Tym samym pamięć o polskich kolarzach, o bułgarskich gimnastyczkach artystycznych, wreszcie o 73 ofiarach nigdy by nie zaginęła.