Dzień wcześniej Primoz Roglic zanotował fatalny upadek tuż przed metą w Tomares (więcej przeczytasz TUTAJ). Jak widać mocno go odczuł, ponieważ rano jego team poinformował, że Słoweniec nie weźmie udziału w środowej rywalizacji.
"To konsekwencje wczorajszego upadku. Wracaj do zdrowia, mistrzu! Dziękujemy za wszystkie piękne chwile w tegorocznej Vuelcie. Miałeś ambitne plany, to nie miało tak być" - napisano w komunikacie grupy Jumbo-Visma.
Na pewno nieco więcej spokoju nabrał lider Remco Evenepoel, który w klasyfikacji generalnej wyprzedzał właśnie Roglica. Belgijski kolarz zajął czternaste miejsce w siedemnastym etapie i zachował pozycję lidera wyścigu, bowiem nie dał odskoczyć rywalom w tym m.in. Joao Almeidzie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisiści czy piłkarze? Jest forma!
Kluczowa okazała się tego dnia ucieczka. W jej skład wchodzili m.in. Rigoberto Uran, Quentin Pacher, Jesus Herrada, Marc Soler, a także Clement Champoussin.
Właśnie ta piątka walczyła o zwycięstwo w środowej rywalizacji. Na 1000 metrów przed metą Uran i Herrada dogonili Lawsona Craddocka, który kilkanaście kilometrów wcześniej odbił od grupy.
Do prowadzącej trójki dojechali Champoussin i Soler. 800 metrów do klasztoru zaatakował Herrada, ale jadący za nim Uran dał mu tylko kilka metrów przewagi. Ostatecznie odebrał rywalowi prowadzenie i przekroczył kreskę jako pierwszy.
Tym samym w środę Kolumbijczyk zanotował swoje pierwsze zwycięstwo w historii Vuelta a Espana.
Zobacz też:
Boli od samego patrzenia. Morderczy etap