Podczas 7. etapu Giro d'Italia peleton po raz pierwszy wkroczył w góry. Kolarze mieli do pokonania 218 kilometrów z Capua do Gran Sasso d'Italia z finiszem osadzonym na górskiej premii 1. kategorii na wysokości 2130 m.n.p.m. Do walki o triumf etapowy mieli włączyć się dziś zawodnicy liczący się w klasyfikacji generalnej, jednak do mety przed główną grupą dojechała ucieczka.
Davide Bais, Simone Petilli oraz Karel Vacek uciekali niemalże od samego startu. Choć wydawało się, że peleton nie pozwoli harcownikom na zbudowanie przewagi na tak wymagającym etapie, to jednak jeszcze 40 kilometrów przed metą, przewaga prowadzącej trójki osiągała 10 minut.
Ponad 30-kilometrowy podjazd do mety zwiastował emocje związane z walką o różową koszulkę wśród faworytów wyścigu, ale żadnej z ekip nie zależało na dyktowaniu tempa. 10 kilometrów przed metą stało się jasne, że liderująca trójka utrzyma prowadzenie do końca.
ZOBACZ WIDEO: Zrobiła to! Jechała rowerem nad przerażającymi przepaściami
Z czołowej trójki najaktywniej jechał Włoch Simone Petilli, ale cichym faworytem ucieczki wydawał się Czech Karel Vacek, który ma na swoim koncie osiągnięcia w kategoriach młodzieżowych. Najmocniejszy okazał się jednak Davide Bais. Drugi z Włochów dysponował najszybszym finiszem i w pojedynku na ostatnim kilometrze okazał się zdecydowanie najlepszy, wyprzedzając o kilka sekund Vacka i Petillego.
- Wiedziałem, że z naszej trójki mam najszybszy finisz, dlatego bardziej obawiałem się, że nie wytrzymam trudów podjazdu. Wszystko jednak poszło po mojej myśli i wygrałem - mówił Davide Bais w wywiadzie dla organizatora wyścigu.
Włoch dzięki zwycięstwu objął także prowadzenie w klasyfikacji górskiej.
Z peletonu najskuteczniej finiszował Remco Evenepoel przed Primozem Roglicem, ale w klasyfikacji generalnej nie doszło do żadnych zmian. Liderem Giro d'Italia pozostał Norweg Andreas Leknessund.