Łamał żuchwę i obojczyk, życie zaczął po trzydziestce. Niezniszczalny Maciej Bodnar jedzie po medal

PAP/EPA / ROBERT GHEMENT / Na zdjęciu: Maciej Bodnar
PAP/EPA / ROBERT GHEMENT / Na zdjęciu: Maciej Bodnar

Sportowe życie zaczął po trzydziestce. Maciej Bodnar był szósty na igrzyskach olimpijskich, wygrał etap wyścigu Tour de France, a teraz staje do walki o medal mistrzostw świata. Eksperci nie mają wątpliwości: nasz kolarz może zająć miejsce na podium.

W tym artykule dowiesz się o:

Według bukmacherów Bodnar w kolejce do tytułu najlepszego "czasowca" globu jest czwarty. Wyżej wyceniają tylko szanse największych gwiazd: zwycięzcy Giro d'Italia Toma Dumoulina, triumfatora TdF Christophera Froome'a i wybitnego w tej specjalności Australijczyka Rohana Dennisa.

Sam Polak zachowuje spokój. Mówi, że trasa w Bergen nie do końca mu pasuje. To odcinek trudny, premiujący kolarzy nieco lżejszych. Zwłaszcza tych dobrych technicznie, specjalizujących się w jeździe po górach.

Mechanicy na skuterach

Elitę panów czeka w Bergen 31 kilometrów samotnej walki z czasem. Środową trasę kończy podjazd. 3,4 kilometra o średnim nachyleniu 9 procent. Tak kręty, że nie zmieszczą się w nich auta techniczne, a mechanicy będą podążali za zawodnikami na skuterach.

ZOBACZ WIDEO Primera Division: Zwycięski debiut Atletico Madryt! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

I na tyle specyficzny, że niektórzy zastanawiają się nawet, czy u jego stóp nie warto zmienić roweru. Z czasowego na klasyczny górski.

Rok temu na podium MŚ stali Tony Martin, Wasyl Kiryjenka oraz Jonathan Castroviejo. Teraz także są wśród faworytów. Obok wspomnianych Dumoulina, Froome'a, Dennisa, Bodnara; a także mistrza Europy Victora Campenaertsa czy byłego skoczka narciarskiego Primoza Roglicia.

O szanse naszego zawodnika pytamy dwukrotnego mistrza świata Lecha Piaseckiego. On w Bodnara wierzy: - Jest znakomitym "czasowcem". Pamiętajmy jednak, że na takich imprezach obok świetnego przygotowania trzeba mieć trochę szczęścia. Wierzę, że ono naszemu kolarzowi dopisze.

Rok marzeń

Optymizmowi dziwić się trudno, bo Bodnar przeżywa gwiezdny czas. Najpierw był szósty na IO (mówił nam wówczas, że sportowe życie zaczyna po trzydziestce), później czwarty na MŚ w Katarze. Tej wiosny kończył w "dziesiątce" etapy Tirreno-Adritico (sżósty) i Tour of California (ósmy), aż wreszcie przyszedł Tour de France.

Pierwszy w karierze etap najważniejszego z tourów Polak mógł wygrać już w połowie lipca. Porwał się wówczas na akcję niemożliwą, uciekał przez kilka godzin i peleton dopadł go 220 metrów przed metą. Co los zabrał, oddał kilkanaście dni później. Bodnar ograł wszystkich w jeździe indywidualnej na czas. O włos pokonał Michała Kwiatkowskiego.

A na początku sierpnia do sukcesu z Francji dołożył wicemistrzostwo Europy.

Zęby na szosie

W peletonie zawsze był człowiekiem z cienia. Wiecznym "gregario" odpowiedzialnym za opiekę nad liderem i rozprowadzanie go na finiszu. Cenionym, ale rzadko mającym możliwość indywidualnych popisów.

I kiedy on towarzyszył innym, jemu towarzyszył pech. Trzy razy w karierze łamał obojczyk, półtora roku temu na treningu złamał żuchwę i wyrostek szczęki. - Byli z nami dyrektorzy sportowi i lekarze. Powiedzieli mi, żebym nie otwierał ust. Posłuchałem i dobrze, bo inaczej pewnie by mi się zęby wysypały na szosę - mówił później "Przeglądowi Sportowemu".

Pauza trwała trzy miesiące, przez cztery tygodnie nie usiadł na rowerze. Ale wrócił. Wygrał etap Tour de Pologne, później odnosił sukcesy na IO i w MŚ. Człowiek z żelaza.

Drogą Kwiatkowskiego

MŚ w Bergen polscy kolarze zaczęli od dwóch brązowych medali. W drużynowej jeździe na czas trzeci z Team Sky był Michał Kwiatkowski, a indywidualnie w rywalizacji juniorów miejsce na podium wyrwał Filip Maciejuk. Teraz czas na Bodnara.

Początek środowego etapu jazdy indywidualnej na czas elity mężczyzn o 13:00. Bodnar na trasie pojawi się jako jeden z ostatnich. O 15:54.

Źródło artykułu: