Polskie kolarstwo na skraju przepaści. "Nie ma możliwości wystawiania licencji"

Getty Images / Chris Graythen / Na zdjęciu: Michał Kwiatkowski po jednym z etapów Tour de France 2017.
Getty Images / Chris Graythen / Na zdjęciu: Michał Kwiatkowski po jednym z etapów Tour de France 2017.

Polskie gwiazdy kolarstwa - jak Majka czy Kwiatkowski - od nowego roku mogą zostać wykluczone z międzynarodowych zawodów. Stanie się tak, jeśli Polski Związek Kolarski nie ureguluje długu wobec firmy wydającej licencje. Chodzi o zaledwie 10 tys. zł.

[tag=32906]

Katarzyna Niewiadoma[/tag], Michał Kwiatkowski, Rafał Majka czy Adrian Tekliński - aby osiągali wielkie sukcesy i byli naszą dumą potrzebują - oprócz treningu, szczęścia, pieniędzy i tysiąca innych rzeczy - ważnej licencji UCI (Międzynarodowej Unii Kolarskiej). Do tej pory składali w siedzibie Polskiego Związku Kolarskiego wniosek, płacili 800 zł (tyle wynosiła stawka za dla kolarzy zespołów w najwyższej dywizji UCI w 2018 roku), zostawali wpisywani do specjalnej bazy danych, otrzymywali potwierdzenie przyznania licencji i mogli się ścigać na całym świecie. Co roku musieli pamiętać o powtórzeniu całej procedury.

Problemy finansowo-organizacyjne, z którymi PZKol nie może się uporać przynamniej od kilku lat, a które wypłynęły na powierzchnię ze zdwojoną siłą po wybuchu afery obyczajowej przed rokiem (tutaj więcej szczegółów >>), mogą doprowadzić do tego, że polskich kolarzy czekają spore problemy w otrzymaniu międzynarodowych licencji na rok 2019. Właśnie trwają negocjacje w tej sprawie.

Systemem SInKo, dzięki któremu są wydawane w Polsce międzynarodowe licencje, zarządza jedna z firm informatycznych. Pracuje w niej Tomasz Cichy - sędzia kolarski, Przewodniczący Kolegium Sędziów przy PZKol (tak przynajmniej wynika ze strony internetowej federacji). Na początku października 2018 roku Cichy wysłał alarmującego maila do najważniejszych osób w polskim kolarstwie, m.in. do: prezesa Janusza Pożaka, wiceprezesa Andrzeja Domina. Nie uzyskał odpowiedzi.

18 października ponowił apel, tym razem adresując wiadomość do szerszej grupy odbiorców: dodał związki okręgowe, kilka osób z zarządu PZKol, przewodniczącego Komisji Rewizyjnej. Liczył zapewne, że w ten sposób sprawa zostanie szybciej wyjaśniona.

Oto fragment tego maila.

Fragment maila dotyczącego potencjalnych problemów z licencjami dla polskich kolarzy.
Fragment maila dotyczącego potencjalnych problemów z licencjami dla polskich kolarzy.

Zwróćmy uwagę na słowa: "nie będzie i nie ma możliwości wystawiania licencji na rok 2019". W dalszej części korespondencji Cichy pisze: "na ten moment PZKol zalega finansowo za usługi informatyczne z ostatnich 2 lat ok. 10 tysięcy złotych, od których był zapłacony VAT, od których był zapłacony podatek i z którego musiałem wypłacić pensje pracownikom".

Dodaje: "W lipcu (2018 - przyp. red.) Zarząd mojej firmy podjął decyzję o zaprzestaniu współpracy z PZKol-em w zakresie informatycznym do czasu uregulowania zaległości finansowych. Również o tym informowałem PZKol, Dział szkolenia, Pana Prezesa itd... Nie doczekałem się niestety żadnej reakcji, nawet słowa dziękuję za to, co robiłem w poprzednich latach. Nie było również żadnej próby rozmowy czy mediacji".

Dzwonię do prezesa Pożaka. - Znam sprawę - uspokaja już na początku rozmowy. - Są prowadzone rozmowy, wierzę, że uda nam się opanować tę sytuację. W najbliższych dniach sytuacja powinna zostać rozwiązana.

Dlaczego więc nie została rozwiązana już dawno temu? Od momentu wysłania pierwszego maila (a wcześniej były już rozmowy alarmujące) minęło już prawie 1,5 miesiąca. Dużo czasu, jak na załatwienie jednej z najważniejszych spraw w polskim kolarstwie, w perspektywie roku 2019, mistrzostw świata na torze, które mają się odbyć na przełomie lutego i marca w Pruszkowie (trudno sobie wyobrazić, że nie wystartują tam Polacy!) czy walki o punkty pozwalające na start podczas igrzysk olimpijskich w 2020 roku.

ZOBACZ WIDEO Dawid Kubacki: Wiem, że stać mnie na miejsca w "10"

Kontaktuję się również z Cichym. - Pan nie jest stroną tej sprawy - słyszę w słuchawce. - Dlatego nie mogę z panem rozmawiać na ten temat. Mogę tylko powiedzieć, że rzeczywiście rozmowy trwają, ale czasu jest coraz mniej.

Racja. Przecież nawet jeżeli dojdzie do porozumienia 31 grudnia 2018, to informatyków czeka sporo pracy związanej z dostosowaniem systemu do nowych regulacji UCI (jak na złość wchodzą w życie właśnie od 2019). Te prace nie będą trwały kilka godzin, czy dni. Trzeba je liczyć raczej w tygodniach.

A już 3 stycznia 2019 roku pierwsze międzynarodowe występy czekają Wojciecha Pszczolarskiego. Dwukrotny mistrz Europy oraz brązowy medalista MŚ wystartuje w prestiżowej "sześciodniówce" w Rotterdamie. O możliwych problemach z licencjami po raz pierwszy słyszy ode mnie. - Jeżeli doszłoby do takich problemów, to bardzo mi to utrudni życie - przyznaje. - W ostatnim tygodniu listopada podjadę do Pruszkowa po wniosek na licencję. Zobaczymy, co usłyszę.

Pewnie to samo, co kilku czołowych kolarzy szosowych, którzy zaniepokojeni po moim telefonie, zadzwonili do biura PZKol w Pruszkowie. - Jedna z pracownic biura zapewniła nas, że nie ma problemu, a wnioski będą dostępne w grudniu - usłyszałem od jednego z nich.

UCI dopuszcza możliwość bezpośredniego wydania licencji - bez krajowej federacji - ale przepis mówi jasno: "jeżeli w ciągu 30 dni krajowy związek nie wyda licencji, wtedy można zwrócić się bezpośrednio do UCI". To może spowodować opóźnienia. Torowcy mogą nie jechać na styczniowe, a może i nawet lutowe zawody, nie będą zbierać punktów do IO 2020, nie będą mogli optymalnie się przygotować do MŚ w Polsce. A kto wie... Gdyby ktoś zaspał lub nie było go stać (opłata w UCI jest kilka razy wyższa niż w PZKol) na licencję, to nie pojedzie również i MŚ w Pruszkowie.

Jest jeszcze druga furtka. Którą rozważy Pszczolarski, ale którą pójdą również pewnie Kwiatkowski, Majka czy Paweł Poljański. Można złożyć wniosek o licencję w kraju, w którym jest zarejestrowana ekipa, z którą ma się ważny kontrakt. - Nie wykluczam, że złożę wniosek w Czechach - mówi Pszczolarski, który ma umowę z SKC Tufo Prostejov.

"Kwiato" pewnie złoży wniosek w Wielkiej Brytanii, a Majka i Poljański w Niemczech. Uspokajam. Miejsce złożenia licencji nie ma żadnego powiązania z narodowością. Dla wszystkich wyżej wymienionych to Polska będzie zawsze federacją macierzystą, biało-czerwona flaga będzie przy ich nazwiskach.

O ile dla tych najlepszych kolarzy zamieszanie z licencjami może tylko chwilowo skomplikować życie, o tyle dla całej rzeszy zawodników krajowych, młodzieżowców, juniorów, dzieciaków, to będzie armagedon. - Jak zareagują ministerstwo sportu oraz Instytut Sportu, gdzie w regulaminach jest jasno napisane, że jedynie licencjonowani zawodnicy mogą startować w punktowanych zawodach, np. mistrzostwach Polski juniorów? - zastanawia się Kamil Dziedzic, wiceprezes zarządu Klubu Sportowego AZS Wratislavia.

Problemy z przyznawaniem licencji z pewnością odbiją się na krajowym podwórku. Jak poradzą sobie polscy kolarze z CCC Development Team, co zrobią trenerzy, którzy będą chcieli ze swoimi najlepszymi juniorami jechać np. na zawody do Czech, w końcu jak zostaną przeprowadzone styczniowe mistrzostwa Polski w przełajach? Nie mówiąc o setkach, o ile nie tysiącach wyścigów, które zaplanowano na rok 2019.

Komentarze (2)
Andrzej Kacprzak
22.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Związki sportowe w takiej formule nie mogą funkcjonować.Trzeba oddzielić pieniądze budżetowe na szkolenie młodzieży od zawodowego sportu,to są kpiny. 
avatar
Rendering
22.11.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
I te wszystkie problemy za brak 10 tys zł w PZK, tyle to kosztuje jedno koło w średnio zawodowym rowerze