Czterodniowa szarpanina ze zbójcami

Na nic ulewne deszcze, błyskające pioruny czy wściekle padający grad. Na nic zmęczenie i piekące z bólu mięśnie. Kolarze z całej Polski oraz kilku zagranicznych krajów pokonali czterech zbójów Gwiazdy Południa.

Bruno Szafer
Bruno Szafer
kolarze w trakcie wyścigu Agencja Gazeta / Fot. Przemek Wierzchowski/Agencja Gazeta / Na zdjęciu: kolarze w trakcie wyścigu
Tegoroczna Gwiazda Południa wzbudzała szczególne emocje. Cezary Zamana zmodyfikował jej kształt w ok. 40%. Największą nowością był wjazd na najbardziej wysuniętą na północ część Słowacji i jazda tamtejszymi Babia Hora Trails. To świetnie zaprojektowane single tracki, którymi można jeździć i w deszcz i po deszczu. Przez cztery dni na dystansie Pro do pokonania było ponad 6 500 metrów w pionie, a na dystansie 1/2 Pro - ponad 3.500. Na każdym z etapów, wyłączając jazdę indywidualną na czas, zawodnicy wjeżdżali na ponad 1000 m n.p.m.

Bez ciepłego powitania

A patrząc na to, jakie warunki do jazdy zgotowała zawodnikom kapryśna babiogórska aura, był to strzał w dziesiątkę. To bowiem pogoda sprawiła, że i tak wymagające już trasy opracowane przez Cezarego Zamanę i lokalnych kolarzy, zyskały przynajmniej ze dwie lub trzy gwiazdki do swojej skali trudności. Stojąc 11 lipca w Stryszawie na starcie I etapu, nikt z gęsto ubitych na bieżni zawodników nie przewidywał, co spotka ich już kilka minut później i kilkaset metrów wyżej. Z granatowej chmury nagle lunęło, a niebo przeszyły błyskawice. Wraz ze spadającymi kroplami deszczu zaczęła spadać temperatura, a w krytycznym momencie termometry kilku zawodników wskazały na… 4 stopnie Celsjusza. Pierwszy z babiogórskich rozbójników wściekle sypnął jeszcze gradem i przemienił zbocza stoków w rwące górskie strumienie. W takich oto warunkach przyszło śmiałkom wspinać się m.in. na Jałowiec. Tegoroczne powitanie zawodników pod Diablakiem było więc wyjątkowo chłodne.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: ekstremalny zjazd w Tour de France. Kolarz z kamerą na klatce piersiowej
Ze skrajności w skrajność

Drugi zbój Gwiazdy Południa obrał inną taktykę. Chciał uśpić czujność kolarzy, by w najmniej oczekiwanym momencie zaatakować i zniechęcić do dalszej jazdy. Dlatego zawodnicy ruszali w przyjemnym lipcowym słońcu, ruszając na trasę z urokliwego ryneczku w Makowie Podhalańskim. Początkowe kilometry wydawały się też przyjemne, bo prowadzące po betonie. To jednak pozory, gdyż ten pierwszy fragment okazał się 3-kilometrową wspinaczką. Z każdym kolejnym metrem i wirażem peleton Gwiazdy Południa wydłużał się i wydłużał, a poszczególnym zawodnikom w oczy zaglądała realna groźba odpadnięcia od stawki. Później łatwiej nie było. Robiło się coraz bardziej dynamiczniej, robiło się coraz bardziej nieprzewidywalnie. Nie było wiadomo, jaka przeszkoda czyhać będzie za zakrętem. Czas na podjęcie racjonalnej decyzji został ograniczony do minimum, a złośliwy zbój czekał na najmniejszy nawet błąd.

Czytaj także: Cisowianka Mazovia MTB Marathon w Olsztynie

Ucieczka do przodu

Dochodzące zewsząd nieprzychylne prognozy pogody na drugi dzień Gwiazdy Południa spowodowały przesunięcie startu rozgrywanej w Makowie Podhalańskim czasówki na wcześniejszą godzinę. Trzeci rozbójnik zafundował kolarzom podwójną dawkę stresu. Nie dość, że każdy z nich walczył o cenne sekundy, to jeszcze wszyscy mieli z tyłu głowy świadomość, że w każdym momencie może dopaść ich bezlitosna burza. Wraz z deszczem ze zbocza okolicznych gór spłynęłyby także nadzieje kolarzy na dobry rezultat. Starty poszczególnych kolarzy odbywały się więc bardzo sprawnie. Co 30 sekund na 15-kilometrową trasę startował następny śmiałek. Po korzeniach, kamieniach i koleinach wspinali się do Beskidzkiego Raju, najwyżej położonego hotelu w Polsce.

Desperacka walka

Finałowy etap to powrót do Stryszawy i – jak się później okazało – powrót do ekstremalnych warunków pogodowych. Przemierzających trasę, zarówno na dystansie Pro, jak i 1/2 Pro gwałtowne burze wytarmosiły aż dwukrotnie. Czwarty ze zbójów z niespotykaną desperacją starał się powstrzymać kulące się na rowerach sylwetki przed dotarciem do mety. Ci zaś z równie rzadko widywaną desperacją brnęli przez błoto, kałuże i potoki na stryszawski stadion. Dopiero tam widać było, jaką walkę trzeba było stoczyć w suskich lasach i na zboczach. Niejeden zawodnik zaliczył 2-3 upadki. Na trasie najcenniejszym dobrem okazywała się zwykła pompka i dętka, nierzadko pożyczane i przekazywane z ręki do ręki między kolarzami. W obliczu szalejącego żywiołu zawodnicy zawiązywali spontaniczne sojusze. Pomagali sobie wstać z błota, pomagali przy improwizowanych naprawach, oddawali swoje dętki uziemionym z powodu gumy nieszczęśnikom. I tak oto wszyscy dotarli na metę – w tym także pierwszy w historii Gwiazdy Południa duet Szwedów, silna reprezentacja seniorów MTB dających młodszym kolegom znakomity przykład hartu i ducha walki, 14-letni kolarz dzielnie rywalizujący z bardziej doświadczonymi zawodnikami czy też pokaźna grupa weteranów Gwiazdy Południa, startujących w niej już czwarty raz.

Jasna strona mocy

Przez cztery dni kolarzy w nierównej walce z czterema zbójami wspierała ekipa AJ’s Fenwick’s. Można było korzystać ze wsparcia technicznego, a dzięki piankom i innym rowerowym kosmetykom, najgęstsze nawet błoto odpadało od łańcucha. Dużo dobrego zrobili też masażyści, dosłownie stawiający na nogi mocno zmęczonych zawodników. Lokalnymi smakołykami i ciepłym słowem dzieliły się panie z koła gospodyń wiejskich. Dla niejednego zawodnika była to pierwsza taka szansa, by zakosztować kulinarnych specjałów ziemi suskiej. Bojowego ducha budziły melodie Makowskich Muzykantów, którzy zajrzeli do rowerowego miasteczka w Makowie Podhalańskim. Bardzo ważnym ogniwem w tej układance była ekipa Fantom Ratownictwo Medyczne Off-Road, dbające o to, by nikomu nie stała się żadna krzywda. Dużo dobrego zrobili też partnerzy Gwiazdy Południa: wójt gminy Stryszawa Rafał Lasek, burmistrz Makowa Podhalańskiego Paweł Sala oraz starosta suski Józef Bałos. Projekt realizowany był też przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego.

Dla uspokojenia nerwów

W przerwie od szarpania się z babiogórskimi zbójami, Cezary Zamana zorganizował sobotnie góralskie ognisko i we współpracy z okolicznym browarem przygotował limitowaną kolekcję piwa Gwiazdy Południa. Dzięki zaangażowaniu miłośników makowskiej historii, można było wybrać się na historyczny spacer po tym mieście oraz poznać jego dawne dzieje. Przez weekend odbywały się darmowe dziecięce zawody Gwiazdki Południa dla sportowców od 0 do 13 lat.

Czytaj także: triumfator Tour de France 2019 przyćmił popularność bossa kolumbijskiej mafii

Co za rok?

Znakomita większość kolarzy, mimo że zmarzniętych, mimo że poobijanych, mimo że wyraźnie zmęczonych, odnajdywała w sobie jeszcze na tyle sił, by przekonująco i z energią obiecać, że zjawią się na Gwieździe Południa za rok. Organizację Gwiazdy Południa w 2020 r. obiecuje też i Cezary Zamana, który nie zważając na deszcz czy błoto osobiście witał meldujących się na mecie zawodników. Jego entuzjazm podzielali także włodarze Stryszawy i Makowa Podhalańskiego. Dlatego już dziś można rezerwować termin w lipcu przyszłego roku na kolejne zmagania w cieniu Babiej Góry.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×