Szokujące statystyki po tragedii na Tour de Pologne. Ginie więcej kolarzy niż kierowców Formuły 1

Po tragicznej śmierci Bjorga Lambrechta tematem numer jeden w kolarstwie jest bezpieczeństwo. Dyscyplina ta w porównaniu do Formuły 1 wypada blado. Kolarzy chroni tylko kask. I to dopiero od 2003 roku.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
Bjorg Lambrecht Getty Images / Gonzalo Arroyo Moreno / Stringer / Na zdjęciu: Bjorg Lambrecht
Szwajcarski dziennik "Blick" w kwietniu 2018 roku zajął się tematem bezpieczeństwa w kolarstwie. Dziennikarze tego serwisu wyliczyli, że w trakcie ostatnich 23 lat podczas wyścigów kolarskich zginęło 26 kolarzy. Niestety, od tego czasu lista ta powiększyła się o dwa nazwiska: Robberta de Greefa i Bjorga Lambrechta. Ten drugi zginął tragicznie podczas 3. etapu Tour de Pologne. Na 48. kilometrze, na prostej i szerokiej drodze w miejscowości Bełk, wpadł do rowu i z impetem uderzył w betonowy przepust. Zmarł na stole operacyjnym. Przyczyną zgonu był uraz wielonarządowy, w szczególności uraz jamy brzusznej z masywnym krwotokiem wewnętrznym (więcej TUTAJ).

Szwajcarscy dziennikarze porównali kolarstwo do Formuły 1. Od początku datowanej na 1953 roku historii królowej motosportu, życie podczas wyścigów i treningów straciło 32 kierowców. W bezpiecznym z pozoru kolarstwie tragiczne wypadki zdarzały się zdecydowanie częściej. Zawodnicy życie tracili w wyniku kraks, ale też z powodu powikłań po stosowaniu dopingu.

Mądry kolarz po szkodzie

Śmierć Lambrechta pokazała, że kolarstwo to jeden z najniebezpieczniejszych sportów. Zawodników przed konsekwencjami wypadku chroni tylko kask. Zabezpiecza zatem jedynie przed uderzeniem i uszkodzeniem głowy. Gdy kolarz w wyniku kraksy upada na rękę, żebra czy uderza klatką piersiową, nie ma żadnej ochrony. W najlepszym przypadku skończy się na niekomfortowych zadrapaniach.

ZOBACZ WIDEO: Tour de Pologne 2019: Lekarz zawodów: Na wyścigu jeżdżę od lat, ale takiego zdarzenia nie mieliśmy

Historia kolarstwa pokazuje, że światowe władze reagują głównie po tragicznych wydarzeniach. Gdy w 2003 roku Andriej Kiwilew podczas wyścigu Paryż-Nicea zmarł w wyniku obrażeń głowy, jakich nabawił się po upadku, zdecydowano, że zawodnicy obowiązkowo muszą korzystać z kasków. Co ważne, mogli je ściągać na ostatnich kilometrach, gdy walczyli o etapowy triumf. To właśnie wtedy - nie licząc zjazdów - kolarze osiągają największe prędkości.

Przymus stosowania kasków niektórzy zawodnicy traktowali jako pewnego rodzaju ograniczenie wolności. A przecież nawet amatorzy, którzy w weekend wyjadą na rowerze poza miasto, wiedzą, że kask na głowie to podstawa bezpieczeństwa. Niejednemu rowerzyście uratował on życie. Przykładowo, Richard Virenque często jeździł w rozpiętym kasku. Gdyby brał udział w kraksie, byłby mu on kompletnie nieprzydatny.

Priorytetem poprawa bezpieczeństwa

Władze wielu dyscyplin sportowych, w których zawodnicy są narażeni na kontuzje, starają się poprawić ich bezpieczeństwo. Wypadek Lambrechta sprawił, że coraz głośniej mówi się o wyposażeniu kolarzy w pneumatyczne poduszki powietrzne. Znajdowałyby się one pod strojami kolarzy i nie zajmowałyby wiele miejsca, ale w przypadku kraksy momentalnie nadmuchiwałyby się powietrzem i chroniły przed skutkami upadku.

Formuła 1 rewolucję pod względem bezpieczeństwa przeszła po tragicznym Grand Prix San Marino w 1994 roku. Podczas kwalifikacji zginął wtedy Roland Ratzenberger, a podczas wyścigu śmiertelny wypadek miał legendarny Ayrton Senna. Od tego czasu zrobiono wiele, by zapewnić kierowcom komfortowe warunki. W trakcie 25 lat od tych wydarzeń życie po wypadku na torze w trakcie zawodów Formuły 1 stracił jedynie Jules Bianchi.

Po wypadku Senny władze FIA (Międzynarodowej Organizacji Samochodowej) zleciły przebudowę niebezpiecznych zakrętów i zaostrzyła regulacje dotyczące bezpieczeństwa. To, jak wiele w tej sprawie zrobiono, pokazuje wypadek Roberta Kubicy z Grand Prix Kanady w 2007 roku. Samochód kierowany przez Polaka z impetem uderzył o betonową ścianę i roztrzaskał się na niewielkie kawałki. Kubica wyszedł z niego praktycznie bez szwanku.

Sporty motorowe wzorem

Dla światowych władz kolarskich sporty motorowe powinny być wzorem. Choć kolarze mówią, że nie da się w odpowiedni sposób zabezpieczyć całej trasy danego etapu, to można wyeliminować zagrożenie. Eksperci zwracają uwagę, że kolarze rozwijają zbyt duże prędkości. Na finiszach rozgrywanych na miejskich ulicach jest to nawet 70 km/h, gdzie samochody mogą tam się poruszać z prędkością 30 km/h lub 50 km/h. - Są różne przeszkody, barierki, chodniki, nierówności. Bawimy się życiem sportowców - powiedział lekarz drużyny Arkea-Samsic, Jean-Jacques Menuet.

Wzorem dla kolarstwa powinny być sporty motorowe. W żużlu ryzyko groźnych kontuzji wyeliminowano poprzez montaż dmuchanych band na łukach torów. Wypadki śmiertelne nadal się zdarzają ale nie w wyniku upadków i uderzeń o drewniane deski właśnie w tych miejscach. Podobnie jest w innych dyscyplinach, gdzie ryzyko obniżono praktycznie do minimum.

Zobacz także: Francuski lekarz po tragedii na Tour de Pologne. "Bawimy się życiem sportowców"

Czy kolarstwo to twoim zdaniem najniebezpieczniejszy sport?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×