Niespokojne nastroje w Belgii. "Najtrudniejsze dopiero przed nami"

Fatalna sytuacja w kolarstwie oraz potężne problemy klubów piłkarskich w Belgii zeszły na drugi plan. - Historie o masowych infekcjach w domach spokojnej starości dominują w mediach - zdradza Jeroen Fossaert, przedsiębiorca z Belgii.

Dawid Góra
Dawid Góra
Jeroen Fossaert Archiwum prywatne / Sylwia Kotula / Na zdjęciu: Jeroen Fossaert
44-latek mieszka w Krakowie od pięciu lat. Ma żonę i dwójkę dzieci. Jest prezesem zarządu Inuits Sp. z o.o., firmy zajmującej się integracją Open Source w kilku europejskich krajach. Od lat jest też wielkim kibicem Club Brugge, 15-krotnego mistrza Belgii. Na bieżąco śledzi wydarzenia sportowe i polityczne zarówno w Polsce, jak i swojej ojczyźnie. Dawid Góra, WP SportoweFakty: Liga belgijska, jako pierwsza w Europie, zdecydowała o zakończeniu rozgrywek. Nie za wcześnie? Jeroen Fossaert: W rzeczywistości decyzja o zakończeniu sezonu piłkarskiego w Belgii nie jest ostateczna. Pro-league faktycznie tak zadecydowała, ale teraz stacje telewizyjne zaczynają domagać się zwrotu pieniędzy. W kilku klubach zastanawiają się nad koniecznością wznowienia rozgrywek. Oczywiście bez udziału publiczności, bo nikt nie chce ryzykować możliwości zarażeń na ogromną skalę, jakie miały miejsce podczas meczu Ligi Mistrzów między Atalantą i Valencią. Rząd belgijski nie podjął jednak ostatecznej decyzji w tej sprawie. Jak to wygląda z perspektywy kibica?

Oczywiście, chcę być na stadionie, czuć pełnię emocji. Skoro obecnie gra z publicznością i tak nie jest możliwa, decyzja o zakończeniu ligi nie przeszkadza mi. Rządy z Holandii i Francji również podjęły decyzję, że do 1 września nie będzie tam już żadnych rozgrywek piłkarskich. Spodziewam się, że mimo obecnych zawirowań, podobnie stanie się w Belgii.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Minister sportu opowiada o planach odmrażania sportu. Kiedy wrócimy na siłownie i sale gimnastyczne?
Jednak to oznacza olbrzymie straty finansowe. Przede wszystkim dla klubów.

To prawda. Chodzi o brak pieniędzy z biletów, ze sprzedaży napojów i jedzenia, mniejsze środki od sponsorów. Belgia wprowadziła system tymczasowego bezrobocia, który pozwala przedsiębiorcom ograniczyć koszty, do czasu pełnego wznowienia aktywności firm. To ma pomóc w utrzymaniu liczby etatów. Na 11,4 miliona mieszkańców 1,3 jest w tym systemie, co gwarantuje im pewność zatrudnienia. Niektóre drużyny piłkarskie również skorzystały z tego systemu dla personelu, a Standard Liege nawet dla niektórych zawodników. Przez opinię publiczną nie było to dobrze odebrane, bo kluby nie płacą za swoich zawodników prawie żadnych składek na ubezpieczenie społeczne. Jako że reprezentacja Belgii gra znakomicie, a kluby już nie (wystarczy spojrzeć na porażkę mojego ukochanego Club Brugge z Manchesterem United 0:5), rząd postanowił kiedyś wesprzeć krajową ligę i zezwolił na płacenie składek tylko za pierwsze 2350 euro. To daje 900 euro za zawodnika, który zarabia np. 250 tys. euro miesięcznie! Ten system już wtedy był nie do przyjęcia, a co dopiero teraz, w głębokim kryzysie.

Jesteś fanem także kolarstwa. Jak tam prezentuje się sytuacja?

Jeszcze gorzej. Jako, że wszystkie wyścigi zostały anulowane, to sponsorzy wycofali dofinansowanie. Tour de France jest przesunięty na koniec sierpnia, ale również ta data wydaje się mało prawdopodobna. Nasze dwie wiodące drużyny, Lotto-Soudal i Deceuninck Quick Step prawdopodobnie przetrwają, ale np. polski CCC z belgijskim mistrzem olimpijskim Gregiem Van Avermaetem może już z tego nie wyjść obronną ręką.

Abstrahując od sportu, Belgia prezentuje się najgorzej na światowej mapie pandemii ze względu na liczbę zgonów na 100 tys. mieszkańców. Skąd taka statystyka w sercu Unii Europejskiej?

Belgia ma obecnie ok. 57 zgonów na 100 tys., co rzeczywiście jest najwyższą liczbą na świecie. Hiszpania ma 47, Włochy 42, a Francja 33. Wygląda to na sytuację katastrofalną. W rzeczywistości nie jest tak do końca. Sprawdza się tutaj cytat z Marka Twaina: "Kłamstwa, przeklęte kłamstwa i statystyki". Różne kraje nie stosują tych samych kryteriów do liczenia zgonów na COVID-19. Większość państw liczy tylko przypadki ludzi, którzy zostali przebadani i zmarli w szpitalu. Belgia, podobnie jak Francja, bierze pod uwagę w statystykach także zgony w domach - zarówno osób starszych, jak i pacjentów, którzy nigdy nie byli badani w kontekście koronawirusa. Według wirusologów w Belgii ta metoda jest najbardziej poprawna pod względem naukowym. Prawdopodobnie mają rację, ale to nie sprzyja wizerunkowi naszego kraju. Przypomina mi to sytuację z jednym z naszych słynnych kolarzy, Ludo Dierckxensem. W kontroli antydopingowej jego wynik był negatywny, substancji dopingowej we krwi już nie było, ale Ludo był tak miły, że się przyznał do jej użycia, po czym jego zespół i UCI nie mieli innej możliwości, jak tylko go zawiesić.

Ale jak inaczej policzyć liczbę zachorowań?

O wiele lepszą metodą jest przyjrzenie się wskaźnikowi nadmiernej liczby zgonów. Wiesz, ile osób umiera średnio każdego roku w danym miesiącu i liczysz, o ile masz więcej. Jeśli przyjąć taką metodę, można natychmiast zauważyć, że w przypadku Belgii czy Francji, nadwyżki zgonów zgadzają się mniej więcej ze zgłoszoną liczbą zgonów na COVID-19. W innych krajach, jak Holandia, Austria, Anglia czy Walia, istnieją poważne różnice między nadwyżkami zgonów a liczbą związaną z COVID-19.

Jakie są perspektywy dla Belgii?

Kraj jest zablokowany, choć teraz planuje się otwieranie niektórych działalności. Belgia ma doskonałą opiekę zdrowotną z dużą liczbą łóżek na OIOM-ie, co jest konsekwencją wyjątkowo wysokiego opodatkowania. Mamy ok. 16 łóżek na 100 tys. osób. Dla porównania Polska ma ok. 7 łóżek. Daje to społeczeństwu pewien komfort.

Polacy kreślą raczej negatywne scenariusze na wyjście z pandemii. W Czechach natomiast zupełnie odwrotnie - wierzy się, że za miesiąc lub dwa, życie wróci do normy. Jak jest w Belgii?

Belgowie zdają sobie sprawę, że ta pandemia nie skończy się w ciągu pierwszych kilku miesięcy i że naprawdę trudny czas dopiero mamy przed sobą. Historie o masowych infekcjach w domach spokojnej starości dominują w mediach i niemal każdy zna kogoś, kto został zarażony. Nastroje więc są bardzo niespokojne.

Pandemia jest groźna nie tylko z perspektywy medycznej. To przecież potężny cios dla gospodarki.

Dokładnie tak. Kraje w Europie zareagowały dość podobnie w tej pierwszej fazie blokad, ale teraz każdy kraj z osobna musi zmierzyć się z trudnymi decyzjami związanymi z powrotem do normalności - jak uruchomić gospodarkę, które sektory należy wesprzeć. Okaże się, czy działania te będą w stanie przynieść efekt w kształcie V, a nie L. Ten drugi wykres świadczyłby nie tyle o recesji, co o depresji związanej z nadchodzącymi kolejnymi falami pandemii.

W Belgii mamy ten problem, że brakuje u nas porządnego rządu krajowego, bo obecnie rządzi mniejszość reprezentująca ok. 35 proc. obywateli. Część francuskojęzyczna (Walonia) i część holenderskojęzyczna (Flandria) są tak fundamentalnie różne pod względem gospodarczym i kulturowym, że także rzeczywistość polityczna jest tam inna. Flandria głosuje głównie za prawicą, a Walonia za lewicą. Prowadzi to do całkowitego zawieszenia, szczególnie w momencie, w którym obie strony powinny ze sobą współpracować. Stąd niemożność stworzenia rządu realnie reprezentującego obie części kraju.

Jako właściciel firmy, mam nadzieję, że granice szybko zostaną otwarte. Większość miejsc pracy w mojej firmie istnieje także dlatego, że administracja Trumpa znacznie utrudniła amerykańskim firmom zatrudnienie obcokrajowców. Naszymi klientami są między innymi amerykańskie przedsiębiorstwa, dla których tworzymy oprogramowanie. Oprócz polskich programistów, zatrudniamy także specjalistów z zagranicy, którzy przyjeżdżają i mają swój wkład w gospodarkę, płacą podatki itd. Innymi słowy tworzą dobrobyt. Zamknięte granice utrudniają to. Również dla mojej żony, która wraz ze swoją firmą Krakspire, jedną z wiodących krakowskich agencji pomagających cudzoziemcom w uzyskiwaniu zezwoleń na pracę i pobyt, ten czas nie jest korzystny.

W Polsce czujesz się względnie bezpiecznie?

Czuję się tu bardzo dobrze! Mieszkam tu od pięciu lat i są to, na wielu poziomach, najlepsze lata mojego życia. To, jak zmienił się kraj, na przykład Kraków, w ciągu ostatniej dekady, jest oszałamiające. Polacy mają mój olbrzymi szacunek za dokonany postęp. Wasz rząd stosunkowo dobrze reaguje na kryzys. Wydaje mi się, że ogłosił obostrzenia wystarczająco wcześnie (wcześniej niż Belgia), podjął właściwe działania - jako pierwszy ogłosił wspieranie firm płacących podatki wyłącznie lokalnie, a nie w rajach podatkowych (teraz tym tropem podąża Dania, Belgia i inne kraje Unii Europejskiej).

Brzmi co najmniej jakbyś mieszkał w państwie idealnym.

Nie do końca. Są sprawy, które mnie zaskakują. Nie rozumiem na przykład, dlaczego część budżetu trafiła do państwowej telewizji. A przecież tak wiele jest do zrobienia choćby w opiece zdrowotnej. Nasza córka urodziła się w Belgii, a syn w Polsce. Możemy więc łatwo porównać to doświadczenie. Kompetencje lekarzy i pielęgniarek są podobne, ale jakość infrastruktury w Belgii była zdecydowanie lepsza. Wspaniale byłoby zobaczyć poprawę w Polsce również na tym polu.

Jak będzie wyglądać świat po pandemii?

Szczerze mówiąc, nie wiem, co oznacza stwierdzenie "po pandemii". Czy kiedykolwiek nastąpi prawdziwy i diametralny jej koniec. Staram się jednak szukać pozytywów, które być może uda nam się wynieść z tej sytuacji: jak chociażby podniesienie poziomu higieny, czy praca z domu, która pozytywnie wpływa na środowisko i zwiększa poniekąd ilość czasu spędzonego z bliskimi. Jeśli nikt nie zapomni o tym, jak te sprawy są ważne również w lepszych, popandemicznych czasach, wszystkim nam ostatecznie wyjdzie to na zdrowie.

PlusLiga wystartuje już 12 września >>
W Czechach kolejne poluzowanie obostrzeń. Jest szansa na szybszy powrót ligi >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×