Pojawił się w Śląsku Wrocław w trakcie rozgrywek i odmienił grę tego zespołu niczym za dotknięciem magicznej różdżki. Potem został wybrany MVP sezonu zasadniczego Energa Basket Ligi, a teraz prowadzi drużynę do mistrzostwa Polski.
Do upragnionego tytułu brakuje wrocławianom już tylko jednej wygranej, a Travis Trice czaruje. Defensywa Legii Warszawa nie może go zatrzymać, ani nawet ograniczyć.
Co ciekawe w trakcie sezonu była opcja, żeby Amerykanin trafił właśnie... do stołecznego klubu. Dlaczego finalnie tak się nie stało? Temat wyjaśnił Wojciech Kamiński.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Świątek zajrzała do pucharu, a tam... Musisz obejrzeć to nagranie
- Pytałem o Trice'a, kiedy zatrudnialiśmy Strahinję Jovanovicia (Serb przyszedł w trakcie rozgrywek... ze Śląska). I nawet nie byliśmy blisko, nawet nie mieliśmy 1/3 pieniędzy, jakich oczekiwał. Więc to niech da obraz tego, gdzie byliśmy - powiedział na konferencji prasowej po czwartym meczu finałów.
- To było trzy raz więcej, niż zapłaciliśmy za Jovanovicia i na pewno Trice jest trzy razy lepszym zawodnikiem niż Jovanović - przyznał z uśmiechem "Kamyk". - My trzymamy się jednak swego budżetu i nie chcieliśmy go aż tak nadwyrężać. Płynność finansowa jest ważniejsza.
Trzeba też przypomnieć, dlaczego w ogóle pojawiła się opcja, żeby Trice wylądował w Polsce. Wszystko przez... przymusowe szczepienia. Amerykański rozgrywający miał bowiem grać w australijskiej drużynie Illawarra Hawks. Tam jednak - żeby podróżować - trzeba być zaszczepionym na COVID-19. Trice szczepić się nie chciał, Śląsk wykorzystał okazję. Miał też atut w rękawie, jakim była gra w EuroCupie.
Zresztą na takiej samej zasadzie potem do Legii trafił Robert Johnson, który rozgrywki rozpoczął we włoskiej ekipie Acqua S.Bernardo Cantu.
Wracając do sytuacji Trice - Jovanović, to warto dodać, że Serba w Legii już nie ma. Klub podjął decyzję o rozstaniu z zawodnikiem (ten finalnie trafił do rumuńskiego klubu CSM CSU Oradea). Powód? Jovanović ewidentnie nie sprawdził się i nie wpasował się do systemu trenera Kamińskiego.
Trice z kolei nadal w EBL jest i dodatkowo został wielką gwiazdą ligi. W chwili obecnej jest też głównym kandydatem do wygrania wyścigu o tytuł MVP finałów. Dla defensywy Legii jest nie do ogarnięcia. W czwartym meczu finałów, który odbył się we wtorek, ponownie był ponad wszystkimi. Tańczył z każdym, kto stanął na jego drodze.
Spotkanie zakończył z linijką 21 punktów, dziewięciu zbiórek i ośmiu asyst. Dołożył jeszcze przechwyt, blok i... zero strat. Do tego trafił dwa kluczowe rzuty w samej końcówce.
W przeciwieństwie do lidera Legii Johnsona - Trice nie zawiódł w kluczowych momentach. Przymierzył dwie arcyważne "trójki" w niesamowicie istotnych momentach. Najpierw przy stanie 59:63, który dał Śląskowi kontakt. Potem - na czterdzieści sekund przed końcową syreną - co okazało się trafieniem decydującym.
Na te ciosy Legia nie zdołała już odpowiedzieć w żaden sposób. - Prowadziliśmy przez prawie 30 minut, ale w kluczowych momentach nie trafiliśmy rzutów, które powinniśmy byli trafić. Śląsk je wziął, dlatego wygrał - przyznał Kamiński.
Dla Legii był to niesamowicie istotny mecz, bowiem teraz przy stanie 1:3 (rywalizacja toczy się do czterech wygranych) jedzie na piąte spotkanie do Wrocławia. Stołeczna ekipa jest teraz pod ścianą - marząc o tytule nie może sobie już pozwolić na żadną wpadkę.
I żeby te marzenie się spełniło, to Legia musi chociaż ograniczyć to, co wyprawia Trice. To ogromne wyzwanie, ale nie jedyne. - Nie podchodzimy do Śląska jako do Travisa Tricea, ale do całego zespołu. Mamy pewne założenia, które chcemy realizować. Może to mój błąd, ale mało zmieniamy. Z jednej strony przegrywamy 1:3, natomiast każdy z meczów mógł być w inną stronę - wyjaśnił Kamiński.
Tym samym w jego opinii taktyka nie jest zła, bo mecze są bardzo wyrównane i decydują detale i pojedyncze akcje. - Uważam, że to nie były problemy natury taktycznej, czyli obrony Trice'a. On potrafi rzucać, mijać. Zdobywa punkty na różne sposoby, do tego dodaje zbiórki, szybki atak i podanie - stwierdził trener Legii.
Trzeba jednak powiedzieć wprost, że to gra Trice'a spowodowała, że Śląsk jest w takim miejscu, w jakim jest, czyli jedną wygraną od osiemnastego tytułu mistrza Polski w historii. Piąty mecz odbędzie się w piątek we Wrocławiu. Jeżeli Śląsk wygra, Trice jest pewniakiem do tytułu MVP finałów Energa Basket Ligi.
Tak mi się wydaje, że już chyba nie ma co dyskutować kto MVP finałów #plkpl przy wygranej Śląska?
— Krzysiek Kaczmarczyk (@k_kaczmarczyk_) May 24, 2022
Krzysztof Kaczmarczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Mavericks i Doncić nie dają za wygraną
Szykuje się wielki transfer. Gwiazda ligi: Gotowy na Euroligę