Na początku października 2021 roku - po 14 latach - Andrej Urlep ponownie zasiadł na ławce trenerskiej WKS-u Śląska Wrocław. To był jego czwarty powrót do klubu, ale ten z pewnością można uznać za najbardziej niespodziewany i spektakularny.
Co prawda spodziewano się tego, że Petar Mijović straci pracę we Wrocławiu z powodu kiepskich wyników i braku stylu, ale mało kto zakładał, że do Śląska wróci właśnie 64-letni Słoweniec.
Ciekawostką jest fakt, że sam Urlep był mocno zaskoczony, gdy na telefonie... zobaczył nazwisko Michała Lizaka, prezesa wrocławskiego klubu. Wcześniej bowiem nikt się z nim nie kontaktował. Negocjacje potoczyły się jednak błyskawicznie, bo Urlep już po dwóch dniach pojawił się w Polsce.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nadal zachwycił kibiców. To trzeba zobaczyć!
- Władze klubu przedstawiły mi, jak to wszystko wygląda. Później jeszcze rozmawialiśmy w niedzielę. Po przemyśleniu zdecydowałem, że przyjmę tę ofertę. Myślę, że mogę pomóc Śląskowi, by gra drużyny była skuteczna i mogła się podobać - mówił po przyjeździe.
We Wrocławiu - co nie jest tajemnicą - liczono na "magię Urlepa", trenera, który ze Śląskiem zdobył w przeszłości cztery złote medale. To legenda tego klubu, człowiek, o którym wszyscy w stolicy Dolnego Śląska wypowiadają się z wielkim szacunkiem. Na ścianie w słynnej "Kosynierce" można nawet zobaczyć pamiątkową tablicę z nazwiskiem trenera i listą jego osiągnięć z wrocławską ekipą.
Jego metody wciąż działają
"El Furioso", "Gargamel" - Urlep podczas wieloletniej pracy na parkietach PLK dorobił się kilku pseudonimów. To barwna postać, która wzbudza wielkie emocje. Jedni wychwalają go pod niebiosa, drudzy krytykują, a nawet nienawidzą. Urlep jest znany z impulsywnego charakteru. Łapanie się za głowę, machanie rękoma, rzucanie bidonami czy tablicą do rysowania zagrywek - z tych zachowań wszyscy go kojarzą. Mimo upływu lat, Słoweniec nie zmienił się, dalej impulsywnie reaguje na to, co dzieje się na parkiecie.
Choć gdy Urlep objął stery we Wrocławiu, to pojawiły się komentarze, że Słoweniec jest już wypalony, a ostatni swój sukces w roli trenera osiągnął ponad 10 lat temu. Niektórzy pytali: "jak to?", "po co?". Ale też trzeba dodać, że 64-latek to człowiek, który ma koszykówkę we krwi. "To osoba, która cały czas interesuje się koszykówką. To jego wielka miłość w życiu. Myślę, że to nigdy się nie zmieni" - mówi nam jedna z osób, która dobrze zna Urlepa.
U kibiców było zdziwienie powrotem Urlepa, a u zawodników pojawił się... strach! Aleksander Dziewa mówi nam, że CV Słoweńca robiło ogromne wrażenie, na dodatek wokół niego narosło tyle legend, że młodsi gracze nieco obawiali się morderczych treningów.
- Michał Gabiński wspominał nam o ciężkich treningach. Trochę było obaw - uśmiecha się rozgrywający Łukasz Kolenda.
Słoweniec szybko zaprowadził porządek w drużynie. Postawienie na 64-latka okazało się "strzałem w dziesiątkę". Zespół pod jego wodzą zaczął wygrywać i prezentować styl, który mógł podobać się kibicom. O Śląsku zaczęto mówić, że jest jednym z poważniejszych kandydatów do zdobycia mistrzostwa Polski. Zwłaszcza w momencie, gdy do składu dołączył Travis Trice. Ten z miejsca stał się liderem wrocławskiego zespołu.
Mimo upływu lat, metody Urlepa dalej działają. Słoweniec umiejętnie poukładał klocki, nie było zamordyzmu, wszystko robił z głową. Treningi - zdaniem zawodników - były dobrze dobrane pod względem ilości i jakości. Trener starał się, by zespół był cały czas w rytmie, miał jak najwięcej kontaktu z grą 5 na 5.
Wspomnieliśmy o "magii Urlepa", o tym też mówią zawodnicy, a Urlep z kolei... nienawidzi tego pojęcia. Za każdym razem podkreśla, że nie ma czegoś takiego. Jest praca, trening i realizacja zagrywek.
- Nie ma żadnej magii. Jest tylko praca. Trzeba wytłumaczyć zawodnikom, czego się od nich wymaga i jak mają grać. To moje zadanie. Koszykówka jest zespołową grą - mówił w rozmowie z "TVP Sport".
- Nie ma sensu wracać do tego, co było 20 lat temu. To były inne czasy, teraz jest nowe rozdanie. Większość rzeczy jest inna. Gdybyśmy grali tak jak 20 lat temu, to teraz nic byśmy nie wygrali. Trzeba było się dopasować do nowego rozdania - zaznacza Słoweniec.
Sprawiedliwy furiat
Zawodnicy, którzy z nim współpracowali, podkreślają, że 64-latek docenia ciężką pracę i zaangażowanie. Określenie "sprawiedliwy furiat" przewija się bardzo często w rozmowach. Urlep ma swoją wizję koszykówki. Trzyma się żelaznych zasad, z którymi zawodnicy nie mogą dyskutować.
- Urlep jest profesjonalistą, który uwielbia analizować najmniejsze detale. To co ja w nim ceniłem, to fakt, że był sprawiedliwym trenerem. Grali ci, którzy w danym momencie byli w lepszej formie - mówił Kamil Łączyński, który pracował z Urlepem w AZS-ie Koszalin
- Nie ma znaczenia to, czy kogoś lubię, czy nie. Szanuję zawodników, którzy się poświęcają, ciężko pracują i dla których głównym celem jest zwycięstwo drużyny, a nie indywidualne osiągnięcia - tłumaczył Słoweniec w przeszłości.
- Trener Urlep stawia na proste elementy. To nie jest typ trenera, który ma mnóstwo rzeczy rozpisanych na tablicy. Mieliśmy twarde zasady, których musieliśmy się trzymać. On bardzo często podkreśla: Jak masz, to bierzesz. Jak nie masz, to podajesz - mówi nam Łukasz Kolenda.
- Trener Urlep lubi indywidualne rozmowy, było ich naprawdę dużo. Przed każdym meczem byliśmy brani na rozmowę, gdzie otrzymaliśmy konkretne wskazówki. Tak samo było podczas treningów, trener przekazywał nam swoją wizję, mówił, co w danej sytuacji można było zrobić lepiej. Ale ten przekaz zawsze był bardzo pozytywny - komentuje środkowy Aleksander Dziewa, który przy Urlepie zrobił spory krok do przodu. Nic dziwnego, że teraz pytają o niego zagraniczne kluby.
Kolenda porównuje dwóch trenerów: Mijovicia i Urlepa. Obaj są zupełnie inni, mają odmienne style. Znacznie lepiej pracowało się jednak ze Słoweńcem, który - zdaniem Kolendy - jest trenerem, który daje zawodnikom wędkę, a nie rybę, dając im tym samym sporo wolności w ataku. Gracze czuli jego zaufanie.
- Za czasów trenera Mijovicia w ogóle nie było koszykarskiego flow. Nic nie mogliśmy dać od siebie, musieliśmy mocno trzymać się wcześniej ustalonych zasad. Wszystko było zaplanowane. Nie było wolności boiskowej, a mieliśmy takich graczy, którzy mogli w pewien sposób złamać zagrywkę, co w konsekwencji dałoby korzyść zespołowi. U trenera Urlepa wyglądało to inaczej. U niego jest prosta zasada: ten trener daje ci wędkę i sam musisz złowić rybę. Nie jest tak, że trener ci rybę i mówi, jak ją złowić. On nie zamyka drzwi. On coś powie, ale to w twojej gestii leży, jak to wykonasz na boisku - opisuje Łukasz Kolenda.
- Trener Urlep daje graczom nieco wolności w ataku, pozwala mi robić to, co umieją najlepiej. Gdy mam wolną pozycję np. na dystansie, to mam rzucać bez zbędnego zawahania. Trener wie, że trenuje te rzuty na co dzień, ufa mi - dodaje Aleksander Dziewa.
Co dalej?
"Gramy Andrzej jak za dawnych lat" - śpiewali w trakcie sezonu kibice wrocławskiego klubu. I trener Urlep sprawił, że zespół - po 20 latach - znów wrócił na szczyt polskiej koszykówki. To wielkie wydarzenie dla klubu i Wrocławia, który był bardzo głodny wielkiej koszykówki. Hala Stulecia wypełniała się kibicami po brzegi. Głośne "WKS" niosło się po legendarnym obiekcie, jak za dawnych lat.
To był piękny powrót do przeszłości. Przypomniały się czasy, gdy na parkiecie rządzili Zieliński, Wójcik czy Tomczyk. Teraz Śląsk ma nowych bohaterów, a obie epoki łączy właśnie Słoweniec Urlep, który znów wykonał swoją misję we Wrocławiu. Po raz piąty poprowadził klub do złego medalu. Fantastyczny rezultat. Przed Śląskiem rysuje się wielka przyszłość. Czy z Urlepem w roli trenera? Tego na ten moment nie wiadomo. Wiemy, że w klubowych gabinetach toczą się dyskusje w tej sprawie.
A warto wspomnieć, że gdy Urlep po raz pierwszy zdobywał mistrzostwo Polski (1998), to internet dopiero raczkował, nie było serwisów: Youtube, Wikipedii, Facebooka, a litr benzyny... kosztował trzy złote! Co to były za czasy...
CZYTAJ TAKŻE:
Szykuje się wielki transfer. Gwiazda ligi: Gotowy na Euroligę
Szykuje się rewolucja u rewelacji ligi
Patrzą z zazdrością, mówią "eldorado". Wiemy, kto za tym stoi
Prezes pytał, co może zrobić. Znamy kulisy zaskakującego odejścia