Jakub Schenk: Musiałem zadbać o karierę [WYWIAD]

- Naciskałem na to, by jak najszybciej doszło do zmiany pracodawcy. Chciałem być tym numerem jeden na swojej pozycji. To nie zdarza się zbyt często w PLK, by Polak był w takiej sytuacji - mówi nam Jakub Schenk, reprezentant kraju.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Jakub Schenk Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Jakub Schenk
Na początku grudnia Jakub Schenk podpisał kontrakt z Czarnymi Słupsk. Reprezentant Polski (uczestnik EuroBasketu) ostatnio był zawodnikiem Tours, zespołu z 3. poziomu rozgrywek we Francji. Klub miał słaby bilans w lidze (3:9) i wiemy, że zachodzą w nim zmiany. Co prawda 28-latek notował niezłe statystyki na poziomie: 14,2 pkt i 5,8 asyst, ale nie był jednak zadowolony z sytuacji klubu, który miał bić się o awans do PRO B.

Długofalowy plan zakładał nawet grę w najwyższej klasie rozgrywkowej, a Schenk miał tam odgrywać ważną rolę. Gdy pojawiła się oferta ze Słupska, koszykarz długo się nie zastanawiał, choć klub we Francji nie chciał go puścić. Negocjacje nieco się przeciągały. W Czarnych (bilans 7:8 - 8. miejsce w PLK) Schenk pełni rolę pierwszego rozgrywającego, pod jego wodzą słupszczanie wygrali 3 z 5 meczów.

- Cieszę się, że trener Mantas Cesnauskis odezwał się i przedstawił mi konkretną wizję. Bardzo mi się spodobało, gdy powiedział: "widzę cię w dużej roli, wierzę w ciebie". Myślę, że każdy zawodnik chciałby usłyszeć takie słowa i trafić do takiego zespołu. Budujące jest to, że trener w ciebie wierzy i daje margines do popełnienia błędu - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty: Dlaczego Jakub Schenk przedwcześnie pożegnał się z ligą francuską i po kilku miesiącach wrócił do Polski?

Jakub Schenk, zawodnik Czarnych Słupsk i reprezentacji Polski: Byłem tam krótko, bo musiałem zadbać o swoją karierę i przyszłość. Mimo że koszykówka to sport zespołowy, to jednak każdy myśli o swojej sytuacji i o tym, by być w jak najlepszym położeniu. W ostatnim czasie zdałem sobie sprawę, że we Francji z tą drużyną i z tymi wynikami bardzo trudno będzie osiągnąć te cele, które były mi przedstawiane, ale też zakładane przed sezonem. Gdy pojawiła się okazja, zdecydowałem się odejść z klubu i wrócić na najwyższy poziom rozgrywkowy. Nie było to łatwe, ale tego wymagała sytuacja.

ZOBACZ WIDEO: Pamiętasz serbską gwiazdę?! 35-latka zachwyca urodą

Mentalnie to pana uwierało, że gra pan dopiero na trzecim poziomie rozgrywkowym we Francji?

Nie. Wiedziałem, gdzie idę i na co się pisze. Układ był jasny i klarowny. Kiedy podpisałem rok temu dwutygodniowy kontrakt na dokończenie sezonu w PRO B, to zobaczyłem, jak to wszystko wygląda. Byłem pod dużym wrażeniem organizacji klubu i zaangażowania ludzi w nim pracujących. Tam wszystko pracuje na najwyższych obrotach, wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Latem został mi przedstawiony długoletni plan współpracy i rozwoju klubu. Już w pierwszym sezonie mieliśmy awansować do PRO B. Później były kolejne cele i plany. Klub chciał wrócić do gry w najwyższej klasie rozgrywkowej. Podobało mi się to, że byłem najważniejszą częścią tego projektu. Wszystko się ode mnie zaczęło. Dobrze jest czasami coś zmienić i trafić do miejsca, w którym cię bardzo chcą.

Te długofalowe plany szybko się rozjechały. Kiedy zapaliła się lampka ostrzegawcza?

Jeszcze w trakcie EuroBasketu. Wtedy drużyna rozgrywała sparingi, w składzie tylko mnie brakowało. Niestety zespół przegrywał mecz za meczem, wyniki były druzgocące, każde spotkanie było różnicą 20-30 punktów. To musiało wyglądać fatalnie. Pomyślałem sobie: "coś jest nie tak". Bo co prawda miałem być głównodowodzącym, ale nie na zasadzie: "masz piłkę i teraz coś z nią zrób". To miał być mocny zespół, do którego dołożą dobrego gracza i to ma zatrybić. Już wtedy coś mi nie grało, że drużyna chyba nie jest zbudowana tak jak być powinna. Początek sezonu mieliśmy nieco pechowy, później doznałem urazu, z którym grałem. Wszystko było takie szarpane, nie było dobrego rytmu, przez co nie umieliśmy wykorzystać naszego potencjału w 100 procentach. Cały czas coś nie funkcjonowało, co ostatecznie doprowadziło do tego, że opuściłem Francję.

Pan wybrał ofertę III-ligowego klubu Tours głównie z powodów finansowych?

To oczywiste, że zespół z niższego poziomu rozgrywkowego musiał zaproponować wyższe warunki finansowe. Musieli mnie czymś skusić do podpisania kontraktu. Nie ukrywam tego, że pieniądze - jak na warunki polskiej ekstraklasy - były na bardzo dobrym poziomie. Wszystko - biorąc też pod uwagę kwestie rozwoju i planów długofalowych - miało dla mnie ręce i nogi. Ja również - w kwestii prywatnej - chciałem pewnej stabilizacji. Wydawało mi się, że ja osiągnę. Nie udało, więc trzeba było zareagować.

Chciał pan też nieco odpocząć od polskiej mentalności?

Poniekąd tak, choć nie był to główny aspekt. Po prostu pojawiła się fajna opcja, która mi pasowała pod wieloma względami. Choć pamiętam, że miałem taką rozmowę z żoną, gdzie mówiliśmy jednym głosem: "dobrze będzie na chwilę zniknąć z tego radaru i w spokoju będzie można grać w koszykówkę, urządzić życie we Francji". Nie będę ukrywał, że 2-3 miesiące pod tymi względami były bardzo spokojnie.
Jakub Schenk znów gra w polskiej lidze Jakub Schenk znów gra w polskiej lidze
Jednak finalnie inne czynniki zwyciężyły i wraca pan do "polskiego piekiełka".

Kariera to przyszłość, a przyszłość to moja rodzina. To nie jest tylko moja kariera, ale także osób, które wokół mnie, czyli żony i syna. Muszę o nich zadbać, odpowiadam za nich. Decyzja o wyjeździe z Francji była trudna. Bo tam wszystko - oprócz wyniku sportowego - się zgadzało, było na tip-top. Nie mam do czego się przyczepić, wszystko było na najwyższym poziomie. Byłem świetnie traktowany. Gdyby wynik sportowy byłby lepszy, w ogóle bym nie myślał o powrocie do Polski.

Francuzi robili problemy przy rozwiązywaniu kontraktu?

Nie chcieli puszczać zawodnika, który odpowiadał za organizację gry. Z agentem naciskaliśmy, zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy pójść na pewne ustępstwa, by doszło do rozwiązania kontraktu. Te sprawy nieco się przedłużały, ale finalnie udało się porozumieć. Jestem z tego zadowolony.

Dlaczego Czarni Słupsk?

Oglądałem mecze polskiej ligi i wiedziałem, w jakiej sytuacji jest zespół ze Słupska. Cieszę się, że trener Mantas Cesnauskis odezwał się i przedstawił mi konkretną wizję. Bardzo mi się spodobało, gdy powiedział: "widzę cię w dużej roli, wierzę w ciebie". Myślę, że każdy zawodnik chciałby usłyszeć takie słowa i trafić do takiego zespołu. Budujące jest to, że trener w ciebie wierzy i daje margines do popełnienia błędu. Dlatego naciskałem na to, by jak najszybciej doszło do zmiany pracodawcy. Chciałem być tym numerem jeden na swojej pozycji. To nie zdarza się zbyt często w PLK, by Polak był w takiej sytuacji. Dlatego na każdym treningu będę robił wszystko, by wywiązać się z powierzonych zadań.

Trener ostatnio mi powiedział, że jest zadowolony z pana gry, jedyny element do poprawy to kwestia zbyt długiego trzymania piłki w rękach.

Wiem o tym, dużo na ten temat rozmawiamy. Jest to pewien problem. Co prawda mam 28 lat, ale staram się cały czas rozwijać swoją grę. Analizuję swoje występy, patrzę, co mogę poprawić. Lubię pracować nad sobą. Od strony technicznej i mentalnej.

Wrócił pan do Polski, bo stąd jest bliżej do reprezentacji Polski?

Na pewno jest bliżej, ale mówiąc szczerze: nie myślałem o tym, nie brałem tego wątku pod uwagę.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty




Zobacz także:
Tak uhonorują legendę klubu. Griszczuk poparł pomysł
Łączyński: Szewczyk jak starszy brat. Brakuje mi go [WYWIAD]
Gwiazdor odchodzi z Polski! Zaskakujące kulisy
Żenujące sceny po meczu. "Nie ma jedzenia, jest tylko alkohol" [OPINIA]

Czy Czarni Słupsk w sezonie 2022/2023 zagrają w fazie play-off?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×