Wielki powrót Łączyńskiego. Kapitan Anwilu... uratuje kolegę?

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Kamil Łączyński i koledzy z Anwilu
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Kamil Łączyński i koledzy z Anwilu

Gdy go nie było, Anwil Włocławek przegrał cztery mecze z rzędu, grając bardzo słabą koszykówkę. Jego powrót jest na wagę złota, bo zespół wygrał dwa spotkania, na dodatek Kamil Łączyński otworzył debiutanta Malika Williamsa.

Brak świetnego organizatora gry, jakim jest Kamil Łączyński, był bardzo widoczny w grze Anwilu Włocławek na początku stycznia. Brązowi medaliści z minionego sezonu przegrali cztery spotkania z rzędu: ze Stalą, Bambergiem, Zastalem i Sokołem. Za kreowanie gry był w całości odpowiedzialny Lee Moore. Amerykanin był mocno eksploatowany, nie był już tak efektywny jak na początku swojej przygody we Włocławku, co też miało przełożenie na wyniki.

Wszyscy - na czele z trenerem Przemysławem Frasunkiewiczem - czekali na powrót Łączyńskiego, który jest też bardzo ważnym ogniwem w szatni. To mentalny lider i generał tego zespołu. Gdy on jest na boisku, to polski szkoleniowiec może być pewien, że będą realizowane zagrywki, a gra będzie poukładana.

Tego dowód mieliśmy w spotkaniach z Keravnosem B.C. i WKS-em Śląsk Wrocław. W nich Łączyński pokazał wielką klasę i poprowadził zespół do dwóch bardzo ważnych zwycięstw. Na Cyprze polski rozgrywający był wszędobylski. Zdobył 13 punktów, do tego miał 7 asyst i 4 zbiórki. Wprowadził dużo spokoju do gry drużyny, umiejętnie otwierał kolejnych zawodników. Na jego powrót bardzo czekał m.in. Josip Sobin, który do perfekcji ma z nim opanowane akcje typu pick&roll.

ZOBACZ WIDEO: Mróz, wichura, a on wspinał się w takim stroju. Hit sieci!

Jeszcze lepiej 33-letni rozgrywający wypadł w zwycięskim meczu ze Śląskiem Wrocław (91:82). W nim zanotował rekordowe w swojej karierze 15 asyst! Łączyński (4. najlepszy podający ligi - średnio 6,5 asyst na mecz) był mózgiem całej operacji, każda akcja przechodziła przez jego ręce. Ustawiał kolegów, instruował ich, w którym miejscu miał stać i czekać na podanie. Raz po raz serwował znakomite "ciasteczka" (tak w koszykarskim żargonie mówi się o znakomitych podaniach).

- Po meczu dowiedziałem się, że pobiłem swój rekord kariery. Czyli im starszy, tym lepszy. Cieszę się z tego osiągnięcia - twierdzi uśmiechnięty 33-letni rozgrywający.

- Kamil jest bardzo ważny dla tego zespołu. Oczywiście należy go wyróżnić za ten mecz, ale też należy pamiętać, że gdy gramy co trzy dni, to do zwycięstwa potrzeba 10-12 zawodników. Dla nas każdy jest istotny. Czy byłem zaskoczony jego występem? Nie, Kamil lubi duże mecze - mówi trener Przemysław Frasunkiewicz.

Rywale, choć znają jego umiejętności i walory, byli niekiedy mocno zaskoczeni jego popisami. To był wielki występ polskiego rozgrywającego, który udowodnił, że Anwil z nim w składzie jest groźny dla każdego. I mimo kiepskiej pozycji w tabeli (7. miejsce), to należy się z nim liczyć w walce o najważniejsze trofea w tym sezonie.

- Anwil zagrał bardzo dobre spotkanie. Należy im się szacunek. Rywale wykorzystali swoje przewagi, trafiali z wielu pozycji. W obronie pozamykali nam sporo elementów. Mieliśmy problemy z kreowaniem akcji - komentuje Aleksander Dziewa.

- Takie zwycięstwo we Wrocławiu bardzo dużo dla nas znaczy, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że jesteśmy w przebudowie, do tego dochodzą kontuzje. Wszystko co sobie założyliśmy przed meczem, zostało przez zawodników zrealizowane. Byli bardzo skupieni i zaangażowani, bo mają też świadomość, że jesteśmy w trudnej sytuacji, a stać nas na dużo lepszą grę. Ten mecz pokazał, co drzemie w tych graczach. Chodzi mi o podejście do spotkania. Ambicji temu zespołowi na pewno nie brakuje - dodaje trener Anwilu Włocławek.

Uratuje kolegę?

Absencja Łączyńskiego zbiegła się z momentem zakontraktowania Malika Williamsa, 24-letniego zawodnika, który debiutuje na europejskich parkietach. W Anwilu wiedzieli, że transfer Amerykanina wiąże się z ryzykiem. Ten - w zamyśle trenerów - miał wzmocnić strefę podkoszową, dodając nieco twardości w walce z silniejszymi rywalami. Gdy podpisywano z nim umowę, twierdzono również, że Williams ma nieźle ułożoną rękę do rzutu i będzie dostarczał po kilka-kilkanaście punktów w meczu. Jednak jego początki we włocławskim zespole były prawdziwą drogą przez mękę.

W pierwszych czterech spotkaniach Williams nie zdobył... ani jednego punktu! Na Amerykanina spadła lawina krytyki, włocławscy kibice pisali o tym, by klub jak najszybciej go zwolnił. Jego słabą grę widzieli też przedstawiciele klubu i sztab szkoleniowy. Wiemy, że trenerzy liczyli na to, że Williamsa otworzy... wspomniany wcześniej Łączyński. "Chcemy zobaczyć, jak będzie wyglądała ich współpraca" - można było usłyszeć. Te słowa akurat nie dziwią, bo Polak znany jest z tego, że potrafi wykreować pozycje dla innych zawodników, zwłaszcza podkoszowych. Łączyński był... ostatnią deską ratunku dla 24-latka.

Malik Williams zostanie w zespole Anwilu do końca sezonu?
Malik Williams zostanie w zespole Anwilu do końca sezonu?

Gdy Polak był kontuzjowany, podpytaliśmy go o Williamsa. Ten chwalił go za świetną postawę w obronie, prosił też o zachowanie cierpliwości w kontekście jego gry w ataku. Mówił, że sporo się może zmienić po jego powrocie. I tak też się stało. 24-letni Amerykanin swoje pierwsze punkty w barwach Anwilu zdobył właśnie... po podaniach Łączyńskiego. Na Cyprze miał ich 6, we Wrocławiu dołożył 12 do dorobku drużyny. To był zupełnie inny Williams: odważny, przebojowy, podejmujący dobre decyzje. A jego "czapa" na Martinie zrobiła duże wrażenie. Jego dobre zagrania fetowali koledzy, ale też prezes Łukasz Pszczółkowski, który stał za ławką zespołu. Nie ma co ukrywać, że po tym występie komentarze o przedwczesnym zakończeniu współpracy ucichły.

- Cierpliwość to w sporcie podstawa. Dajmy mu szansę, nie skreślajmy go po 3-4 meczach. Po to też jestem w tej drużynie, by kreować pozycje dla innych zawodników. Gdy są punkty po moich podaniach to wszyscy są szczęśliwi. Malik potrzebuje czasu - twierdzi Kamil Łączyński.

- Jest dobrze, a wydaje mi się, że będzie jeszcze lepiej. Malik to utalentowany zawodnik z dużym potencjałem. Trzeba też spojrzeć na moment, w którym do nas dołączył. Nie mieliśmy za dużo czasu, by go wprowadzić do systemu i zagrywek. Nie ma co ukrywać, że najlepiej zawodnika-debiutanta wprowadza się przed sezonem albo w trakcie przerwy reprezentacyjnej. Malik odbył z zespołem tylko trzy treningi 5x5 - komentuje trener Frasunkiewicz.

- Dawno nie widziałem wysokiego gracza z Ameryki, który tak dobrze ogarnia sytuację w obronie. Właśnie też z tego względu wzięliśmy go do drużyny - dodaje polski szkoleniowiec.

Anwil po rozegraniu 18 meczów ma bilans 9:9. Nie ma co ukrywać, że ten bilans nikogo we Włocławku nie satysfakcjonuje, wszyscy liczą na to, że drużyna zacznie regularnie wygrywać i piąć się w ligowej hierarchii. Już niedługo do zespołu ma wrócić Lee Moore. Z Oradeą zadebiutuje z kolei nowy gracz Victor Sanders.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Beniaminek szokuje Polskę. Za tym stoi hojny sponsor
Już krzyczą na niego "MVP". Kluby chciały go podkupić!
Licencje w polskiej lidze: kto wydał najwięcej? Śląsk... ani złotówki!
Żenujące sceny po meczu. "Nie ma jedzenia, jest tylko alkohol" [OPINIA]

Komentarze (1)
avatar
Armia Obca Wschód
2.02.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Artykuł nie opisuje rzeczywistości w sposób rzetelny. Kamil zagrał dwa dobre a we Wrocławiu nawet bardzo dobre spotkania ale przed kontuzją, na początku sezonu grał słabo. Ma swoje lata i przer Czytaj całość